PolskaTusk ws. katastrofy: teraz nie wyjaśnimy przyczyn

Tusk ws. katastrofy: teraz nie wyjaśnimy przyczyn

Donald Tusk przedstawiając informacje ws. działań podjętych po katastrofie pod Smoleńskiem stwierdził, że "na dzisiaj nie jest jeszcze możliwe wyjaśnienie przyczyn katastrofy samolotu pod Smoleńskiem oraz zakresu odpowiedzialności za tę tragedię". - Nie możemy robić sobie złudzeń - powiedział szef rządu, podkreślając, że trzeba zdać się na kompetencje i determinację polskiej prokuratury. Po wystąpieniu premiera padły pytania posłów. Dlaczego nie wystąpiono do Rosji o przejęcie śledztwa ws. katastrofy? Czy dowódcy wojskowi występowali do szefa MON-u o zgodę na lot prezydenckim samolotem? Czy takim dużym problemem jest ustalenie dokładnej godziny katastrofy? - brzmiały niektóre z pytań.

Tusk ws. katastrofy: teraz nie wyjaśnimy przyczyn
Źródło zdjęć: © PAP

29.04.2010 | aktual.: 29.04.2010 16:38

- Jestem przekonany, że służby działające po katastrofie w Smoleńsku, sprawdziły się. Tuż po katastrofie najważniejszym zadaniem było utrzymanie stabilności państwa, zapewnienie opieki rodzinom ofiar oraz zabezpieczenie postępowania na miejscu katastrofy. Kolejnym zadaniem jest ustalenie zakresu odpowiedzialności za tragedię - powiedział Donald Tusk.

Premier tłumaczył, że największym problemem po katastrofie było znalezienie podstawy prawnej, na podstawie której można by prowadzić postępowanie. Jak podkreślił, przepisy są różne w Polsce i Rosji. Dlatego przyjęto międzynarodową konwencję jako podstawę prowadzenia śledztwa.

- Staraliśmy się przez te trzy tygodnie uciekać od jakichkolwiek politycznych kontekstów i fakt, że atmosfera odpowiedzialnej powagi towarzyszyła prawie wszystkim uczestnikom tych działań, umożliwił pełne zabezpieczenie rodzin, sprawne przeprowadzenia identyfikacji i sprowadzenie ciał. Myślę, że mamy poczucie, tu na tej sali, że wszyscy ten egzamin zdali - mówił premier.

"Wyjaśnienie przyczyn katastrofy na razie niemożliwe"

Tusk powiedział, że na dzisiaj nie jest jeszcze możliwe wyjaśnienie przyczyn katastrofy samolotu pod Smoleńskiem oraz zakresu odpowiedzialności za tę tragedię. - Nie możemy robić sobie złudzeń - stwierdził szef rządu, podkreślając, że trzeba zdać się na kompetencje i determinację polskiej prokuratury w wyjaśnieniu przyczyn tragedii. - Jestem przekonany - i wynika to także z moich rozmów z urzędnikami, którzy w tym procesie wyjaśniania uczestniczą - że wszyscy bez wyjątku zdają sobie sprawę, jak szczególne jest to śledztwo, jak szczególna katastrofa, jak wielka jest to strata - zaznaczył.

Jak dodał, nie ma wątpliwości, co do obiektywizmu, politycznej neutralności osób i instytucji, które uczestniczą w procesie wyjaśniania przyczyn tragedii. Tusk przypomniał, że zgodnie z Konwencją chicagowską, państwo polskie wysłało do Rosji tzw. akredytowanego (Edmunda Klicha), którego zadaniem i prawem jest uczestniczyć we wszystkich postępowaniach po stronie rosyjskiej.

- Ze strony polskiej kluczową instytucją, jeśli chodzi o ustalenie okoliczności przyczyn katastrofy i opisanie zakresu odpowiedzialności lub winy, jest prokuratura. (...) Prokuratura Generalna będzie prowadziła równolegle do działań prokuratury rosyjskiej niezależne dochodzenie, pracując w warunkach pełnej niezależności od rządu - zapewnił Tusk.

"Raport sporządzą Rosjanie"

- W przypadku postępowania komisyjnego, raport sporządzi strona rosyjska, ale projekt tego raportu będzie oceniany przez akredytowanego przedstawiciela państwa polskiego - pod kątem zgodności tego, co on obserwuje na co dzień w pracach komisji. Polska strona będzie mogła do projektu raportu wnosić uwagi, które formułować będzie tzw. akredytowany - na podstawie swojego doświadczenia, wynikającego z uczestniczenia we wszystkich pracach ze strony komisji rosyjskiej - powiedział premier.

Szef rządu zapewnił, że od pierwszych godzin po katastrofie jest w kontakcie ze stroną rosyjską, także z najwyższymi przedstawicielami, czyli premierem i prezydentem Rosji. Tusk podkreślił, że zarówno ze strony polskiej prokuratury, jak i ze strony akredytowanego przedstawiciela Polski przy pracach rosyjskiej komisji badającej okoliczności katastrofy Edmunda Klicha, uzyskał "zapewnienie i informację, że do tej pory nie zdarzyło się nic, co mogłoby zakwestionować dobrą wolę i gotowość do pełnej współpracy ze strony rosyjskiej".

- Nie zrzuca z nas to obowiązku ciągłej koncentracji i egzekwowania uprawnień strony polskiej, wynikających z przepisów i zasad, jakie ze stroną rosyjską ustaliliśmy - mówił premier.

Jak dodał, obecnie zarówno Polska jak i Rosja stoją przed "najtrudniejszym zadaniem, polegającym na wyjaśnieniu okoliczności, przyczyn, a później określeniu zakresu odpowiedzialności, ewentualnie winy". - Ważne jest także, aby zweryfikować i wykluczyć niektóre te najbardziej drastyczne, radykalne, czasami zdumiewające hipotezy, pojawiające się w przestrzeni publicznej - zaznaczył szef rządu.

"Wszyscy potrafili wspiąć się ponad urazy"

Według szefa rządu, wielkie znaczenie, także dla prac rządu, miała postawa ludzi, instytucji, urzędników i polityków w okresie po katastrofie lotniczej. Jak zaznaczył, "jest nie do przecenienia fakt, że przy takiej tragedii i w tak feralnym momencie politycznym, wszyscy potrafili wspiąć się ponad urazy".

Tusk wyraził przekonanie, że dalsze postępowanie w sprawie wyjaśnienia okoliczności katastrofy prezydenckiego samolotu, "będzie tym skuteczniejsze im dłużej uda się utrzymać atmosferę odpowiedzialnej powagi i elementarnego wzajemnego zaufania, które udało się zaobserwować w dniach żałoby w relacji obywatele-państwo polskie". - Wszyscy jesteśmy zbudowani jak Polacy zidentyfikowali się w żalu z rodzinami ofiar i z własnym państwem, kiedy ono znalazło się w tak dramatycznej potrzebie. Za to chciałem wszystkim podziękować - dodał premier.

Sekretarz Kolegium ds. Służb Specjalnych Jacek Cichocki zapewnił w sejmie, że przy zabezpieczaniu przedmiotów osobistych ofiar katastrofy pod Smoleńskiem, obecni byli przedstawiciele Żandarmerii Wojskowej oraz funkcjonariusze ABW. - Wszystkie rzeczy osobiste ofiar katastrofy samolotu pod Smoleńskiem są już w Polsce - podkreślił minister w kancelarii premiera Michał Boni. Jak dodał, na życzenie rodzin sprowadzona została także ziemia z miejsca tragedii.

Pytania posłów

Jako pierwszy po wystąpieniu premiera głos zabrał Michał Szczerba z PO. Podziękował Radzie Ministrów za sprawną organizację ws. pomocy rodzinom, które straciły najbliższych w katastrofie i jednocześnie poprosił ministra obrony Bogdana Klicha, by opinia publiczna poznała szczegóły na temat procesu szkolenia personelu lotniczego przeprowadzonego przez dowództwo sił powietrznych.

Następnie głos zabrał poseł Adam Lipiński z PiS. - Dlaczego w momencie poinformowania o katastrofie premier polskiego rządu nie wystąpił do władz rosyjskich o przejęcia śledztwa w tej sprawie przez władze polskie? - zapytał. Poseł pytał także, dlaczego tej decyzji nie podjął marszałek sejmu Bronisław Komorowski. Podkreślił, że obowiązujące regulacje prawne w pełni uzasadniają takie stanowisko, zwłaszcza gdy giną prezydent i wojskowi.

Lipiński chciał też wiedzieć, dlaczego nie zwrócono się o pomoc do NATO. - Warunkiem wszczęcia odpowiednich działań związanych z wysłaniem NATO-wskich ekspertów jest zwrócenie się z tą inicjatywą przez rząd RP. Dlaczego tego nie zrobiono, a nawet nie zwrócono się o przekazanie zdjęć satelitarnych (z miejsca katastrofy) oraz innych materiałów dostępnych jedynie dla członków do NATO? - pytał Lipiński.

Stanisław Wziątek (Lewica) zapytał, dlaczego mamy tak mało informacji nt. tragedii. - Dlaczego my o tej tragedii narodowej mamy tak mało informacji i tak późno te informacje uzyskujemy? - pytał Wziątek. Postulował powołanie "instytucji bezstronnego obserwatora", którą mieliby tworzyć przedstawicieli wszystkich klubów parlamentarnych. Otrzymaliby oni wgląd w tok postępowania dotyczącego wydarzeń związanych z wyjaśnieniem katastrofy.

Szef klubu PSL Stanisław Żelichowski chce wiedzieć, co działo się przed katastrofą. - Dlaczego samolot miał opóźnienie? Czy była wiedza, że na tego typu lotniskach jak w Smoleńsku, stworzonych na bagnach, w określonych porach roku, w określonych porach dnia jest mgła? Czy było przygotowane inne rozwiązanie: zapasowe lotnisko, transport z niego? - pytał. - Nie oczekuję teraz na informację o przyczynach katastrofy pod Smoleńskiem, wolę, żeby była podana później, ale zawierała fakty prawdziwe, rzeczywiste - mówił Żelichowski.

Zdzisława Janowska (Lewica) zadając pytanie oceniła, że "pewną plamą" na sejmie pozostanie to, że koledzy i koleżanki parlamentarzyści, którzy wówczas zginęli, nie zostali godnie pożegnani. Jak mówiła, chodzi o to, że trumny z lotniska wojskowego Okęcie nie były przewiezione na Wiejską, tylko czekała je "niegodna przejażdżka" do hali Torwar.

- Czy rzeczywiście tak musiało być? Czy nasze koleżanki posłanki i posłowie, nasze koleżanki i koledzy z Senatu nie powinni znaleźć się w tym miejscu, tak jak zadbano o to w kancelarii prezydenta, gdzie można było oddawać cześć wszystkim pracownikom i parze prezydenckiej? - pytała posłanka. Przypomniała, że zgłaszana była taka prośba do marszałka, aby przewieźć te trumny do parlamentu, ale wówczas odpowiedź padła, że nie ma do tego "fizycznych warunków".

Poseł Jarosław Zieliński z PiS odnosząc się do wypowiedzi posłanki Janowskiej, zapytał, czy zwrócono się do rodzin ofiar z pytaniem, czy można w jakiś inny jeszcze sposób uczcić pamięć zmarłych? Zarzucił także marszałkowi sejmu, że temat tragedii smoleńskiej nie jest głównym punktem tego posiedzenia izby, a tylko informacją bieżącą.

Odpowiadając posłom opozycji Komorowski podkreślił, że sejm pierwszy pożegnał "w stopniu maksymalnie możliwym" wszystkich parlamentarzystów. Dodał, że każdej rodzinie osobiście składał on kondolencje i że żadna rodzina nie wyraziła zainteresowania, aby tworzyć w parlamencie dodatkowego pobytu trumien. Jak podkreślił, wręcz odwrotnie - część rodzin prosiła, żeby jak najszybciej te trumny mogły znaleźć się w dyspozycji rodziny we własnych miejscowościach.

Stanisław Stec z Lewicy zapytał, czy dowódcy występowali do szefa MON-u o zgodę na lot prezydenckim samolotem. - Czy takim wielkim problemem jest ustalenie dokładnej godziny katastrofy samolotu z polskim prezydentem? - pytała z kolei Jadwiga Wiśniewska z PiS.

Szef MON odpowiadając na pytania posłów, mówił m.in. że nie był poinformowany, że na pokładzie prezydenckiego samolotu będzie tylu dowódców wojskowych. - Dowódcy nie prosili mnie o pozwolenie na lot. To kancelarie są organizatorami, natomiast wojsko tylko realizuje zamówienie na lot. Odbywa się to poza MON - tłumaczył. Dodał, że załoga miała wiedzę, że lotniska zapasowe, z których mogła korzystać, były w Witebsku i Mińsku. Bogdan Klich mówił te z, że po katastrofie samolotu CASA w 2008 r. zostały wdrożone nowe procedury bezpieczeństwa. Łącznie było to kilkadziesiąt zaleceń. - Załoga samolotu, który rozbił się pod Smoleńskiem, przygotowując się do lotu określiła dwa zapasowe lotniska na Białorusi: w Mińsku i Witebsku - poinformował w sejmie szef MON Bogdan Klich.

- Chciałbym państwu powiedzieć, że lotniska zapasowe zostały jak w każdym przypadku lotu VIP-owskiego określone przez załogę i zostały wskazane dwa lotniska: Mińsk białoruski oraz docelowo także Witebsk - mówił szef resortu obrony.

Poinformował, że zamówienie z Kancelarii Prezydenta, na podstawie którego rozpoczęto wstępne planowanie i przygotowywanie lotu do Smoleńska 10 kwietnia, wpłynęło do 36. pułku lotniczego 3 marca.

- Potem po odpowiednich korektach, które się bardzo często zdarzają i po otrzymaniu 30 marca kolejnej korekty zamówienia, te dwa lotniska zostały wytypowane. Załoga w dniach 8 i 9 kwietnia, a zatem w przeddzień i dwa dni przed lotem, dopracowywała szczegóły, planowała lądowanie, także na lotniskach zapasowych - mówił Klich.

Powiedział, że w myśl porozumienia między czterema kancelariami: prezydenta, premiera, sejmu i senatu z 2004 r., organizatorem konkretnego lotu jest właśnie jedna z tych kancelarii. Tłumaczył, że zgodnie z procedurą organizator lotu kontaktuje się bezpośrednio z wojskiem za pośrednictwem dowództwa sił powietrznych. - W każdym takim locie to kancelarie są dysponentami i organizatorami, natomiast wojsko, 36. pułk realizuje takie zamówienie. Odbywa się to poza ministrem obrony narodowej i poza urzędem ministra - mówił Klich.

Zaznaczył, że do tej pory nie było praktyki, by o konkretnych lotach byli informowani szefowie resortu. Potwierdził, że Kancelaria Prezydenta poinformowała go, że głowa państwa zamierza zaprosić do wzięcia udziału w uroczystościach 10 kwietnia w Katyniu dowódców sił zbrojnych.

Podkreślił, że informacja o locie tych dowódców na pokładzie jednego samolotu nie została mu dostarczona, ale - jak zaznaczył - nie musiała być mu przekazana. Przyznał jednak, że wiedział o tym, że szef sztabu generalnego gen. Franciszek Gągor udaje się wspólnie z prezydentem do Katynia, ale dowiedział się o tym bezpośrednio od niego.

Klich zaznaczył również, że nie ma procedur dotyczących przelotów VIP-ów obowiązujących wszystkie kraje należące do NATO. Podkreślił jednak, że zwyczajem jest to, że na pokładzie jednego samolotu nie lecą najważniejsze osobistości.

Raporty potrzebne ze względu na "głód informacji"

Szef MSWiA Jerzy Miller, który przewodniczy Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych, wyjaśniającej przebieg katastrofy prezydenckiego samolotu, podkreślił, że jej prace będą wielomiesięczne. Dodał, że w jej skład wejdą polscy i zagraniczni eksperci.

- Państwo muszą uwierzyć, że postępowanie komisji badającej przebieg zdarzeń będzie uczciwe, pełne i prowadzone przez najlepszy zespół, jaki można skompletować - mówił zwracając się do parlamentarzystów.

Jak dodał, będą to też prace niejawne, ponieważ w ich trakcie "będą stawiane mniej lub bardziej prawdopodobne hipotezy, które będzie można skojarzyć z konkretnymi osobami".

- Z szacunku dla tych osób nie można prowadzić prac komisji przy podniesionej kurtynie. To nie jest kwestia ukrycia czegokolwiek, to jest kwestia szacunku dla tych, którzy już nie żyją - zaznaczył.

Dodał, że do zespołu zaproszono już ekspertów zagranicznych, m.in. członków międzynarodowych organizacji. Poinformował także, że prawdopodobnie każdy etap pracy komisji będzie kończył raport. Jak wyjaśnił, jest to konieczne, ze względu na "głód informacji".

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (566)