Tusk już nie krył złości, odpowiedział zarzutami. Jest reakcja
Donald Tusk, w trakcie spotkania z sympatykami w Siedlcach, w mocnych słowach odniósł się do dotychczasowego fiaska rozmów w sprawie jednej listy wyborczej opozycji do Sejmu. - Szlag mnie trafia (...). Ja ich nie mogę zmusić, co ja im mam jeszcze powiedzieć? - pytał, kiedy z sali padł zarzut o brak szerokiego porozumienia. Lider PO wskazał, że jest gotów do ustępstw, ale jego zdaniem mniejsze partie są przekonane o "wygranej" i skupiają się na tym, "co kto będzie miał po wyborach". Te oskarżenia szefa PO spotkały się z zaskakującą reakcją potencjalnych koalicjantów.
Ostatnie tygodnie to znaczące przyśpieszenie dyskusji w sprawie jednej listy wyborczej opozycji przed tegorocznymi wyborami do Sejmu. Tylko w weekend z "serdeczną prośbą" do Szymona Hołowni zwrócił się w tej sprawie Donald Tusk. Lider Polski 2050 uszczypliwie odpowiedział szefowi PO w trakcie zjazdu krajowego swojej partii, ale podkreślił, że na stole powinny być "wszystkie opcje".
Jak pisaliśmy w Wirtualnej Polsce, w Platformie Obywatelskiej optymizmu wobec szans na porozumienie jest mało, a sam Hołownia nazywany jest "grabarzem wspólnej listy". Nastawienie jest do tego stopnia złe, że Radosław Sikorski ironicznie zdążył m.in. zadeklarować, że o wspólną listę "będzie się modlił".
Inaczej sytuacja wygląda w przypadku PSL i Lewicy. Lider ludowców od dawna wprost mówi o dwóch listach i daje sobie czas na porozumienie, a Lewica, wobec braku postępów w negocjacjach, już pracuje w trybie samodzielnego startu.
Zobacz też: "Trzy decyzje PO". Jedna dotyczy Julii Przyłębskiej
Tusk odpowiada na oskarżenia. "Szlag mnie trafia"
Napięcie w sprawie wspólnej listy szczególnie duże jest w samej Platformie i wśród jej sympatyków. Pretensje o brak porozumienia Tusk usłyszał m.in. w trakcie swojej wtorkowej wizyty w Siedlcach. Jeden z uczestników spotkania wypomniał mu podwójną przegraną w wyborach w 2015 roku.
- A jak znowu zabraknie tego jednego punktu, to znów pan spuści głowę. Czemu nie możecie się dogadać? - pytał z pretensją gość spotkania (1:16:00 w poniższej transmisji).
Tusk podkreślił, że w 2015 roku nie rządził już w PO, a wyniki ówczesnych wyborów zaskoczyły także jego samego. Później przeszedł do obecnych negocjacji, podkreślając, że deklarował potencjalnym współkoalicjantom gotowość do ustępstw, m.in. w sprawie wyborczych "jedynek".
- Jako szef partii, która ma 30 proc., mówię do liderów innych partii, które mają 9, 8, 4 proc.: słuchajcie, zróbmy coś razem, mimo, że to moja partia na tym bardzo dużo straci, bo ta premia rozłoży się na wszystkich, będziemy wygranymi - podkreślał w Siedlcach Tusk. Grzmiał, że "szlag go trafia", że do innych partii nie trafiają "oczywiste argumenty".
- Razem mamy 48 do 50 proc. Chcecie tam jakieś jedynki, to proszę bardzo. Ja po prostu tego nie rozumiem. Oni mówią, mówię o liderach mniejszych partii: wybory są wygrane, a my musimy się zastanowić, co kto będzie miał po wyborach. Ja im mówię, że mam partię większą, niż wszyscy oni razem wzięci, i że wybory nie są wygrane (...). Ja się nadzieliłem w życiu, ja naprawdę niczego nie potrzebuję. Później się możecie dzielić funkcjami i stanowiskami, nie mam problemu - oskarżał podniesionym głosem, podkreślając, że jego celem jest "uwolnienie od PiS i Kaczyńskiego".
Zaskakujące reakcje potencjalnych koalicjantów
Na tak mocno postawione zarzuty potencjalni koalicjanci reagują zaskakująco różnie. - W ogóle nie traktuję, że to jest do Lewicy. Uczestniczę w rozmowach i wiem, o kim mówi Tusk, na pewno nie o Lewicy - podkreśla w rozmowie z Wirtualną Polską Krzysztof Gawkowski. Szef klubu parlamentarnego Lewicy nie chce wskazać, kogo ma na myśli, ale podkreśla, że rozumie "słuszne rozgoryczenie" Tuska, który "chce usłyszeć, kto startuje, a kto ściemnia".
Inaczej do słów Tuska odnosi się PSL, choć ludowcy też nie nadstawiają w tej sprawie karku. - Te słowa padły na wewnętrzny użytek Platformy. Nie odbieramy ich jako prowokacji, chcemy współpracować z partiami demokratycznymi, ale od początku mówimy o wspólnocie wartości i dwóch blokach - deklaruje w rozmowie z Wirtualną Polską Miłosz Motyka.
Jako jedyna stanowczo na zarzuty Tuska odpowiada partia Szymona Hołowni. - Po pierwsze, żaden poważny polityk nie może dziś mówić, że "wybory wygrane". Do wygrania wyborów jesienią daleka i trudna droga. Po drugie, jesteśmy przyzwyczajeni do zwalania winy na mniejsze partie, nie robi to na nas wrażenia. Nie słyszałem jeszcze, by Platforma była czemuś winna, a tu jest długa lista błędów i wypaczeń - ocenia słowa Tuska w rozmowie z WP wiceprzewodniczący Polski 2050, Michał Kobosko.
Każdy gotowy do rozmów
Wszystkie trzy partie, które mogą wejść w sojusz z PO, łączy jedna deklaracja: otwarcie na kolejne rozmowy. Dzieli z kolei perspektywa ich zwieńczenia. - Inni partnerzy się nie określają (ws. jednej listy - przyp. red.), Lewica to zrobiła, ale czas na podjęcie decyzji był do końca roku i dlatego robimy swoją kampanię. Nie będziemy czekali - podkreśla Gawkowski z Lewicy. Jak zaznacza, jego ugrupowanie widzi obecnie dwie możliwości startu: wariant z jedną listą lub samodzielnie. Stanowczo wykluczył start z jednej listy z PO, bo - jak dodaje - "taką deklarację złożył sam Tusk".
Rzecznik ludowców także podkreśla, że rozmowy wciąż są możliwe, ale - jak zaznacza -"na dzisiaj najważniejsze jest odbudowanie zaufania między partiami demokratycznymi". Motyka uderza w ten sposób w partię Hołowni, która - wbrew większości opozycji - zagłosowała przeciw noweli ws. zmian w Sądzie Najwyższym. PSL, mimo wspomnianego warunku, nie zmienia jednak zdania, że opozycja powinna iść w dwóch blokach. - Analizując nasze badania, dwa bloki dają nam większą szansę na sięgnięcie po wyborcę centroprawicowego. To od początku był nasz wariant docelowy - deklaruje rzecznik PSL i podkreśla, że ludowcy zakładają, że ostateczny czas na podjęcie decyzji mija dopiero wiosną.
- Z naszej perspektywy wszelkie scenariusze startu bloków opozycyjnych są dziś otwarte. Zamykanie ich teraz byłoby dalece przedwczesne i ułatwiłoby PiS-owi identyfikację wroga do zwalczania. Podobnie przedwczesne jest dzielenie skóry na niedźwiedziu i obsadzanie wirtualnych stanowisk. My mówimy: najpierw rozmowa i decyzje o tym, co przyszły rząd zamierza robić, a dopiero potem personalia - deklaruje z kolei w rozmowie z WP Kobosko z Polski 2050. Sam lider partii, Szymon Hołownia, o podjęciu decyzji mówił w ostatnich dniach w perspektywie lutego.
Na razie, jak deklarują strony, najbliżej jest do wspólnego porozumienia w sprawie startu opozycji do Senatu.
Dawid Siedzik, dziennikarz Wirtualnej Polski