Turcy wyzwolą Rakkę? Do pokonania ISIS jeszcze długa droga
• Turcja jest gotowa do wzięcia udziału w ofensywię na stolicę Państwa Islamskiego - powiedział Recep Erdogan
• To wynik rozmów prezydentów Turcji i USA
• Tak głębokiemu zaangażowaniu Turcji prawdopodobnie sprzeciwi się Rosja
• Przyszłość wojny z ISIS może zależeć od toczących się negocjacji USA-Rosja
Niecałe dwa tygodnie zajęło tureckim wojskom i ich arabskim sojusznikom z Wolnej Armii Syryjskiej "wyczyszczenie" przygranicznych terytoriów od dawna będących pod kontrolą Państwa Islamskiego, osiągając w ten sposób deklarowany cel Ankary. Teraz okazuje się, że to, co miało być ograniczoną interwencją, może się znacznie rozrosnąć i zyskać o wiele ambitniejszy cel: Rakkę, "stolicę" Państwa Islamskiego. Zasugerował to w środę prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan. Podczas konferencji prasowej na szczycie G20 w Hangzhou w Chinach, powiedział, że propozycję współpracy w wyzwalaniu miasta spod jarzma ISIS złożył mu Barack Obama. Erdogan miał odpowiedzieć, że jest gotowy wziąć udział w ofensywie i "nie ma z tym problemu".
Atak na Rakkę planowany jest od wielu miesięcy, jednak dotąd bez widocznych skutków i postępów. Tureckie zaangażowanie teoretycznie mogłoby to zmienić, jednak wizja ta budzi całą górę wątpliwości, zarówno militarnych jak i politycznych.
- Póki co, fizyczna obecność Turków w Syrii jest niewielka, zaś siły rebelianckie, które Turcja wspiera też są skromne - ich liczba wynosi poniżej tysiąca. A sukcesy ich działań w północnej Syrii to głównie skutek wycofywania się Państwa Islamskiego bez walki - mówi WP Tomasz Otłowski, analityk ds. bezpieczeństwa międzynarodowego. Jak wyjaśnia, szturm na Rakkę wymagałby zaangażowania wielokrotnie większych sił, liczących kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt tysięcy żołnierzy i bojowników. Choć najkrótsza droga do podboju Rakki wiedzie przez terytoria kurdyjskie, jest ona wykluczona ze względu na konflikt Turków z Kurdami. Zamiast tego tureckie i arabskie siły musiałyby pokonać znacznie dłuższą drogę, wiodącą przez silnie ufortyfikowane miasto al-Bab, które - jak przewiduje Otłowski - będzie bronione przez przez dżihadystów "jak Stalingrad".
Jeszcze większym problemem mogą być jednak kwestie polityczne: przede wszystkim postawa wspierających reżim Baszara al-Asada Rosji i Iranu. - Bardzo możliwe, że Turcy będą chcieli poszerzyć swoją strefę buforową i pójść głębiej na południe, ale Rakka wydaje się jednak za daleko. Na pewno taki ruch spotkałby się z wetem Rosji i Iranu - powiedział w rozmowie z WP Łukasz Fyderek, politolog i znawca Bliskiego Wschodu z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Relacje turecko-rosyjskie już są napięte. W środę rosyjski MSZ wyraził "głębokie zaniepokojenie" faktem, że tureckie wojska naruszyły integralność terytorialną Syrii. Klucz do rozwiązania tego problemu leży zatem w rozmowach USA i Rosji dotyczących Syrii. Te jednak toczą się od wielu miesięcy i przynoszą rezultatów.
- Operacja przeciwko IS w Rakce może być tylko wspólna z udziałem Rosji, USA i ewentualnie Turcji, albo nie będzie jej wcale. Możliwe, że zwycięży ta druga opcja, bo Amerykanie chcieliby partycypacji rebeliantów i Kurdów, a na tych pierwszych nie godzi się Rosja, zaś na drugich Turcy. I mamy klincz - wyjaśnia Otłowski.
Jednak są powody, by oczekiwać, że Waszyngton i Moskwa prędzej czy później znajdą porozumienie w sprawie Syrii. Jak tłumaczy Fyderek, przede wszystkim ze względu na chęć amerykańskiej administracji, by odnieść sukces w walce z dżihadystami przed wyborami prezydenckimi w USA w listopadzie. Niektóre sygnały zdają się to potwierdzać. Według portalu Al-Monitor, powołującego się na źródła dyplomatyczne, porozumienie jest bliskie finalizacji.
Dżihadyści z Państwa Islamskiego od miesięcy na polach bitwy odnoszą niemal wyłącznie porażki i wielu analityków uważa, że ich ostateczna klęska - przynajmniej w sensie militarnym - jest tylko kwestią czasu. Obserwatorzy spodziewają się, że razem z ofensywą na Rakkę w Syrii zostanie przeprowadzony szturm na Mosul w Iraku - największe kontrolowane przez Daesz miasto. Do Mosulu powoli, zbliżają się irackie siły rządowe oraz kurdyjscy Peszmergowie - w niektórych miejscach będąc mniej niż 10 kilometrów od miasta. W wyzwalaniu Mosulu rolę odegrać ma także Turcja, która w pobliżu miasta utrzymuje bazę wojskową, gdzie szkoli sunnickie milicje mające brać udział w walkach o miasto.
- Dla Turcji Mosul to bardzo ważne miasto, dlatego Ankara będzie chciała zabezpieczyć swoje interesy - powiedział WP przedstawiciel irackich władz. - Spodziewamy się jednak, że tureccy żołnierze nie będą bezpośrednio zaangażowani udziału w walkach w mieście - dodał.
Zarówno Amerykanie - którzy mają odpowiadać za koordynację walk i wsparcie z powietrza - jak i iracki rząd zapowiadają, że wyzwalanie drugiego największego miasta Iraku rozpocznie się już wkrótce. Jak mówi informator WP, iracki plan zakłada start ofensywy w połowie października. Ale na horyzoncie pojawiają się problemy. Pod koniec sierpnia iracki parlament odwołał ministra obrony, a jego następca nie został jeszcze powołany, co powoduje dezorganizację pracy. Poza tym,nadal nie wiadomo, jakie siły wezmą udział w walkach i jaki będzie powojenny los miasta.
- Irakijczycy zmieniali plan jakieś już 45 razy - powiedział kurdyjskiej agencji Rudaw Sirwan Barzani, generał Peszmergów. - Potrzebujemy jasnego planu - dodał.
Ostatnie miesiące wydają się być początkiem końca Państwa Islamskiego. Problem w tym, że ze względu na wielość sił, ich wzajemnie sprzeczne interesy i zwykłą politykę, może on potrwać jeszcze bardzo długo.