Trzeci rząd Mateusza Morawieckiego. Wielkie podsumowanie [OPINIA]
Wiele nieznanych powszechnie nazwisk, ambitne plany na rozwój Polski, a zarazem działania w politycznie trudnym czasie. Tak wyglądała rzeczywistość trzeciego rządu Mateusza Morawieckiego. A co wyszło z tych zapowiedzi? Sprawdźmy - pisze Patryk Słowik, dziennikarz Wirtualnej Polski.
Gdy prezydent Andrzej Duda zdecydował, że misję tworzenia rządu powierzy Mateuszowi Morawieckiemu, wiele osób zastanawiało się: po co?
Wiadomo bowiem było, że Prawo i Sprawiedliwość nie ma żadnej zdolności koalicyjnej, więc Morawiecki z wybranymi przez siebie członkami gabinetu nie uzyska poparcia większości posłów.
Z drugiej strony, rząd tymczasowy powstał, więc należy podsumować jego prace - premier większość próbował znaleźć przez 14 dni, a przez ten czas pracowali jego ministrowie. Resortem aktywów państwowych kierowała i wciąż kieruje Marzena Małek, była dyrektor w tym ministerstwie. Ministrem edukacji i nauki został Krzysztof Szczucki, a szefem resortu kultury i dziedzictwa narodowego Dominika Chorosińska. Ważnym ministerstwem rodziny i polityki społecznej kieruje Dorota Bojemska. Resort zdrowia przypadł Ewie Krajewskiej.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Czarnek boi się rozliczeń? "Jest jednym z pierwszych kandydatów"
Pozorna zmiana
Zanim jednak podsumowanie prac - warto zwrócić uwagę na to, w jaki sposób gabinet Morawieckiego został skonstruowany.
Po pierwsze: znalazło się w nim wiele osób niekojarzonych powszechnie nawet przez ludzi interesujących się polityką.
Publicyści i naukowcy zaczęli więc twierdzić, że to rząd ekspercki.
Ot, choćby politolog dr hab. Sławomir Sowiński, który na łamach Wirtualnej Polski wskazał, że skład trzeciego gabinetu premiera Morawieckiego - czysto wizerunkowo - zaskakuje m.in. eksperckim charakterem.
Jakkolwiek z większością wywodu Sowińskiego (do którego przeczytania szczerze zachęcam) się zgadzam, tak eksperckiego charakteru rządu nie dostrzegam. Nie mylmy mało znanych polityków, okupujących zazwyczaj ostatnie rzędy podczas różnych uroczystości, z ekspertami.
Po drugie: w nowym gabinecie Morawieckiego jest wiele kobiet.
Szkopuł w tym, że sam Morawiecki miał wiele okazji, by pokazać, że stawia na kobiety zajmujące najbardziej eksponowane stanowiska w państwie. Nie robił tego. Aż do czasu gdy wiadomym się stało, że stanowisko ministra w jego najnowszym rządzie to praca na dwa tygodnie.
Politycy Prawa i Sprawiedliwości szybko zaś zaczęli wytykać konkurencji politycznej, że u Tuska kobiet mało, a u Morawieckiego dużo. Z kobiet w najnowszym gabinecie uczyniono więc polityczną maczugę na nielubianych oponentów. Trudno uznać to za sukces. I jeszcze trudniej nie dostrzegać w tym zwykłej politycznej kalkulacji.
Po trzecie wreszcie: wśród nowych ministrów pojawiło się wiele młodych osób. Ludzi, którzy mogliby stanowić już niebawem pierwszy polityczny garnitur Prawa i Sprawiedliwości. Tylko tu znów jest kłopot: to nie tak, że doświadczeni działacze partii Jarosława Kaczyńskiego świadomie ustępują pola młodym, ambitnym, zdolnym, takim, którym się chce gryźć trawę. Oni po prostu odpuścili zabawę na dwa tygodnie. A lada moment dalej będą rozstawiali młodszych kolegów po kątach i przekonywali, że trzeba mocniej walić w nową władzę.
Czas konkretów
Wystarczy już tego ględzenia. Najwyższy czas przejść do podsumowania. Z jednym zastrzeżeniem - wykluczam z niego działania podjęte przez nowy gabinet, które powinny być podjęte przez poprzedników, i które są działaniami jedynie na pokaz.
Nie ma sensu mówić o opublikowaniu listy zbożowej, skoro ta powinna zostać opublikowana pół roku temu. Tak wynikało zresztą ze zleconych wiele miesięcy temu analiz prawnych.
Bez sensu wspominać o utrzymaniu zerowej stawki VAT na żywność do marca 2024 r., skoro takie rozporządzenie można było podpisać wiele tygodni temu, a dodatkowo Mateusz Morawiecki i jego ekipa nie zaplanowali utrzymania zerowej stawki w projekcie budżetu państwa.
Pomijam też udzielane przez nowych tymczasowych ministrów wywiady prasowe i telewizyjne, w których opowiadali, czym się będą chcieli zająć w przyszłości. I oni, i my przecież już z chwilą ich powołania wiedzieliśmy, że żadne ambitne plany nie będą realizowane.
Zatem "jedziemy" z podsumowaniem:
1) …
2) …
3) …
I to by było tyle. Z taką listą osiągnięć zakończy pracę ten rząd Mateusza Morawieckiego. Oczywiste więc, że za tak ciężkie 14 dni pracy i tak wiele osiągnięć, należą się wynagrodzenia, odprawy, ba - dałbym każdemu chwilowemu ministrowi po sztabce złota.
Patryk Słowik, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: Patryk.Slowik@grupawp.pl