Trup ściele się gęsto. Rosyjskich rekrutów prowadzą w bój "dzieci" i dziadkowie
Organizując kolejne pobory, Putin jest w stanie uzupełniać straty rosyjskiej armii i zalewać Ukraińców na froncie "mięsnymi atakami". Na jedno Kreml nie znalazł recepty - kto ma dowodzić tym mięsem armatnim. Rosji brakuje nawet 20 tys. niższych oficerów.
Rosyjski podręcznik taktyki piechoty zmechanizowanej zakłada, że oficerowie młodsi bezpośrednio prowadzą swoje pododdziały w boju. To przy przyjętej taktyce falowych ataków piechoty powoduje duże straty. Rosjanie zauważyli problem jeszcze w 2022 roku, a latem następnego, przygotowali pierwszą z reform, która miała załatać dziurę.
Krwawych statystyk już jednak nie zmienią. Do dziś potwierdzono śmierć ponad 4,3 tys. oficerów armii rosyjskiej, Rosgwardii i innych sił bezpieczeństwa. 467 z nich miało stopień podpułkownika i wyższy, w tym ośmiu generałów. Tylko w ciągu ostatnich sześciu miesięcy zginęło 56 wyższych oficerów, w tym jeden generał.
Duże straty w korpusie oficerskim są niemal wpisane w DNA rosyjskiej armii - podczas II wojny światowej dowódca plutonu Armii Czerwonej żył średnio przez tydzień. W ciągu czterech lat zginęło ok. 600 tys. dowódców plutonów i kompanii.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Przeżył tylko jeden Rosjanin. T-80 zmieciony atakiem z powietrza
Oficerowie pilnie poszukiwani
Jurij Fedorow, członek Czeskiego Stowarzyszenia Studiów Międzynarodowych, były pracownik naukowy Królewskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych w Londynie, ekspert wojskowy i specjalista ds. bezpieczeństwa, szacuje, że Rosjanom w tej chwili brakuje 15-20 tys. oficerów niższych szarż.
To jedna z przyczyn rosnących strat Rosjan wśród żołnierzy walczących na pierwszej linii. Już od początku wojny byli słabo dowodzeni, jednak kiedy zaczęło brakować doświadczonej kadry dowódczej, żołnierzy do boju posyłają starzy rezerwiści z sowiecką mentalnością albo niedoświadczeni oficerowie tuż po ukończeniu szkoły. Zdarzało się nawet, że jeszcze przed jej ukończeniem na front trafiali studenci ostatnich lat studiów oficerskich, aby odbyć staż bojowy jako zastępcy dowódców plutonów. Jednak młodzi kadeci nie tylko nie są odpowiednio wyszkoleni, ale brak im jakiegokolwiek doświadczenia w dowodzeniu nawet na stanowiskach podoficerskich.
Rosyjskie Ministerstwo Obrony w 2023 roku postanowiło, że absolwenci studiów cywilnych mogą iść na roczną służbę wojskową. Jeśli któryś z nich zdecyduje się zostać oficerem liniowym lub rezerwy, musi napisać meldunek i po sześciu miesiącach służby odbyć specjalne 3-miesięczne kursy w szkołach wojskowych. W takim przypadku okres służby wojskowej ulega skróceniu o 3 miesiące i armia po 9 miesiącach szkolenia otrzymuje nowego podporucznika.
To rozwiązanie niewiele pomogło i Duma Państwowa, żeby jak najszybciej poprawić stan kadrowy, na początku roku podwyższyła granicę wieku żołnierzy i podoficerów rezerwy z 35–50 do 40–55 lat. Projekt ustawy przewidywał także możliwość zawierania umowy o służbę w czynnej rezerwie mobilizacyjnej dla podoficerów i oficerów rezerwy w wieku od 50 do aż 70 lat w przypadku wyższych oficerów.
"Bohaterowie" na miarę Rosji
Na okupowanych terenach Donbasu, Zaporoża i Krymu Rosjanie ustanowili wojskową administrację, która zastępuje cywilną podczas stanu wojny. Początkowo stanowiska zajmowali kolaboranci i urzędnicy wysłani z innych rejonów Federacji Rosyjskiej. Z czasem musieli wrócić do rodzimych urzędów. Kreml zdecydował, że ich miejsca zajmą weterani tzw. specjalnej operacji wojskowej.
Aby zrealizować plan, Ministerstwo Obrony stworzyło program "Czas bohaterów", który miał wyłonić wystarczającą liczbę weteranów, którzy powinni posiadać co najmniej średnie wykształcenie i chęć do pracy. Putin tłumaczył, że zaangażowanie weteranów w administrację na terenach okupowanych, jest dopiero początkiem.
Podkreślił, że weterani powinni zajmować czołowe stanowiska rządowe w wielu obszarach kraju, nazywając ich "nową elitą Rosji". Program wzbudzał kontrowersje, ponieważ niektórzy z jego uczestników oskarżani byli przez Ukraińców o zbrodnie wojenne. I tacy ludzie mieli być promotorami wizerunku bohaterów.
Nawet niskie wymagania postawione "nowej elicie" stały się przeszkodą. Sam patriotyzm i statut weterana okazał się niewystarczający, ponieważ większość kandydatów nie posiadała nawet minimalnych umiejętności potrzebnych do rozpoczęcia szkolenia.
Większość weteranów została zmobilizowana w ostatnich dwóch latach i są to głównie ludzie z najbiedniejszych regionów Federacji. Jedynie niewielka grupa wyższych oficerów bezproblemowo zakończyła szkolenie i jest teraz wykorzystywana przez propagandę w materiałach agitacyjnych. Na przykład płk Artem Żoga został pełnomocnikiem prezydenta w Uralskim Okręgu Federalnym. Na stażu w urzędzie pełnomocnika prezydenta w Nadwołżańskim Okręgu Federalnym znalazł się z kolei ppłk Iwan Amirow.
Oni są jednak wyjątkiem. W rezultacie Rosjanie przedłużyli program do końca stycznia przyszłego roku, ze względu na zbyt małą liczbę kandydatów, którzy spełniają wymagania. Rosyjskie media sugerują, że należy przede wszystkim zachęcać młodych wykształconych oficerów, których jednak nadal przecież brakuje.
I tak Rosjanie wpadli w kolejny zaklęty krąg.
Sławek Zagórski dla Wirtualnej Polski
WP Wiadomości na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski