Pomorskie. Ratownicy wycofali wypowiedzenia. Kompromis z zarządem szpitala
Zarząd szpitala w Kościerzynie dogadał się z ratownikami medycznymi, którzy grupowo złożyli wypowiedzenia przed kilkoma tygodniami. Tamtejszy protest można uznać za zakończony. Nie ma obawy, że pod koniec września karetki nie wyjadą do pacjentów.
Najpewniej wszyscy odetchnęli z ulgą, gdy Zarządowi Szpitala Specjalistycznego w Kościerzynie udało się zawrzeć porozumienie z ratownikami medycznymi. Wszystkie strony sporu, ale przede wszystkim mieszkańcy mogą przestać się obawiać, że zabraknie obsady karetek, które przyjadą do potrzebujących.
Protest ratowników medycznych. W Kościerzynie wypracowano kompromis
W połowie sierpnia ratownicy z Kościerzyny złożyli wypowiedzenia z pracy i przyłączyli się do ogólnopolskiego protestu. Powód — jak wszędzie — był ten sam: zbyt niskie zarobki. W przeciwieństwie do innych miejscowości tutaj udało się wypracować porozumienie. Żadna ze stron nie zdradza, póki co, jak wyglądają wynegocjowane warunki.
- Zarząd szpitala uzyskał porozumienie dotyczące dalszej współpracy i warunków płacowych ratowników medycznych. W wyniku czego wypowiedzenia zostały wycofane, a udzielanie świadczeń jest zabezpieczone — potwierdza Marta Hess ze Szpitala Specjalistycznego w Kościerzynie.
Wstrząsająca relacja ratownika medycznego. "Nie boję się użyć słowa rzeźnia''
W szpitalu w Kościerzynie prac uje 42 ratowników. Kiedy 17 z nich złożyło rezygnację, sytuacja stała się niepokojąca, ponieważ niemożliwe byłoby przy takiej liczbie pracowników obsadzić karetki. Okres wypowiedzenia kończył się 30 września, ale na szczęście mieszkańcy Kościerzyny nie będą musieli się przekonywać, co się wydarzy się po tym terminie.
Podpisanie porozumienia, kończy czas niepewności, szczególnie w obliczu wolno, ale stale rosnącej liczbie zachorowań na koronawirusa.
Protest ratowników medycznych. Skrajnie przepracowani i niedopłaceni
Jak podkreślali protestujący, muszą pracować w permanentnym obciążeniu psychicznym i fizycznym, a niskie wynagrodzenie, przelało czarę goryczy. Żeby zarobić na życie, pracują po kilkaset godzin miesięcznie. Tymczasem to oni najczęściej są pierwsi na miejscu wypadków, jeżdżą do pacjentów, których życie jest zagrożone.
Do ich obowiązków należy przede wszystkim ocena zdrowia chorego, poszkodowanego, udzielenie mu pierwszej pomocy, a jeśli zachodzi taka konieczność, podtrzymywanie funkcji życiowych, również podczas transportu do szpitala. To bardzo odpowiedzialny zawód, lecz wciąż nisko opłacany.