To on próbuje namieszać między Kaczyńskim a jego ludźmi?
Europoseł i były minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro w rozmowie z Wirtualną Polską dementuje plotki o tym, że działa na szkodę PiS i chce, żeby jego partia przegrała wybory, a wszystko po to, by przejąć władzę w PiS. Ostro atakuje Radosława Sikorskiego, który - jak twierdzi Ziobro - "usiłuje rozgrywać PiS od wewnątrz i wywołać konflikt w partii". Ziobro mówi też, że jego ostry atak na premiera Donalda Tuska w europarlamencie to było "lajtowe" potraktowanie w stosunku do tego, co miało miejsce podczas wcześniejszych prezydencji. Ostrzega też, że jeżeli PiS zgodzi się na "bajkę" Platformy, która mówi, że nie można jej krytykować w czasie prezydencji, bo to szkodzi Polsce - wtedy na pewno nie wygra wyborów...
07.07.2011 | aktual.: 26.07.2011 13:08
WP:
Joanna Stanisławska: Czy chce pan, żeby PiS przegrało wybory?
Zbigniew Ziobro: Tak twierdzi Radosław Sikorski, który jest znanym fanem PiS i trzyma kciuki za nasze zwycięstwo.
WP: Ponoć stosuje pan taktykę "komprymacji", czyli chce zredukować PiS, podważyć pozycję Jarosława Kaczyńskiego, a wszystko po to by przejąć władzę w partii.
- To bzdura. Szef MSZ, który współkieruje kampanią PO, specjalnie rozpuszcza takie plotki, które potem powtarza "Gazeta Wyborcza", a robi to kierując się dobrem Platformy, a nie PiS. Wykorzystując dawne wpływy, usiłuje rozgrywać PiS od wewnątrz. Nie uda mu się jednak wywołać konfliktu w partii, ani też zakneblować ust polskim europosłom. Będziemy wciąż mówić w Strasburgu o kwestiach fundamentalnych dla wolności słowa i demokracji w Polsce.
WP: Dlaczego więc pańskie środowe wystąpienie na forum europarlamentu spotkało się z krytyką ze strony PiS?
- Najlepszą miarę tego, czy wystąpienie było dobre czy nie, jest to, jaki stosunek mają do niego politycy Platformy Obywatelskiej. Moje słowa spotkały się z wielką niechęcią z ich strony, gdyż poruszyłem sprawy, które są bardzo niewygodne dla Donalda Tuska. Sądzę, że wściekłość PO nie jest powodem do zmartwienia dla Prawa i Sprawiedliwości. Natomiast, jeżeli PiS zgodzi się na bajkę Platformy, która mówi, że nie można jej krytykować w czasie prezydencji, bo to szkodzi Polsce - wtedy na pewno nie wygra wyborów...
WP:
Jednak wystąpienie prof. Ryszarda Legutki było znacznie łagodniejsze od pańskiego.
- Nie mogę się z tym zgodzić. Co do treści - w wielu miejscach - było nawet mocniejsze. To było akademickie wystąpienie co do formy. Żaden z nas w ostrości wypowiedzi nie dorówna słowom prof. Bronisława Geremka, który jako europoseł atakował rządy PiS i premiera Jarosława Kaczyńskiego w PE w Strasburgu.
WP:
Czy swoje wystąpienie konsultował pan z rzecznikiem PiS Adamem Hofmanem?
- Nie, ale konsultowałem z kimś ważniejszym w partii ode mnie.
WP: Czy PE jest odpowiednim miejscem na wojnę polsko-polską?
- To pytanie jest dowodem na to, że również pani uległa manipulacjom Platformy. Politycy tej partii są dużymi kłamczuszkami, którzy mówią Polakom nieprawdę, że politycy z jednego kraju nie toczą w Strasburgu ze sobą sporów. Jest dokładnie odwrotnie. Podczas każdej prezydencji dochodziło do tego rodzaju krytycznych wystąpień przedstawicieli opozycji z kraju, który premier akurat przewodniczył UE. To reguła. Kanclerz Niemiec Angela Merkel musiała się tłumaczyć przed liderem socjalistów Martinem Schulzem, Tony Blair stoczył bitwę z konserwatystami, a najbardziej brutalna konfrontacja miała miejsce między premierem Włoch Silvio Berlusconim, a jego kolegami z włoskiej lewicy, którą zakończyły jego słowa pod adresem szefa socjalistów, którego nazwał "kapo z obozu koncentracyjnego". Słowa te z PE obiegły potem cały świat. Na tym tle oraz ostatnich brutalnych ataków socjalistów węgierskich na premiera Węgier Wiktora Orbana, który przekazywał Tuskowi prezydencję, to czego doświadczył Donald Tusk ze strony posłów PiS,
to było potraktowanie absolutnie lajtowe.
WP: Nie sądzi pan, że naraził pan reputację naszego kraju na szwank? Zdaniem Waldemara Kuczyńskiego przysłużył się pan premierowi, rządowi i Platformie, bo w Parlamencie Europejskim zobaczono widowiskowo Polskę powagi i Polskę obciachu - pisze publicysta w felietonie dla Wirtualnej Polski.
- Prawdziwym obciachem dla Polski jest wyrzucenie z pracy kilkudziesięciu dziennikarzy mediów publicznych, telewizji i radia, tylko dlatego, że byli krytyczni wobec rządu. Obciachem jest wymuszanie przez rząd na brytyjskim właścicielu "Rzeczpospolitej" zmiany kierownictwa redakcji, gdyż było krytyczne wobec aktualnej władzy Platformy w Polsce. Obciachem wreszcie jest wysyłanie o 6 rano do studenta anglistyki ośmiu uzbrojonych funkcjonariuszy, by zastraszyć jego i innych internautów za to, że śmieją się w internecie z nieudolności rządu. Za te wydarzenia, które w Europie rzeczywiście są obciachem w Strasburgu powinien się czerwienić Donald Tusk, bo za nie odpowiada. Nie zaś ci, którzy przywołują, by bronić fundamentalnej europejskiej wartości - wolności słowa i wolności mediów.
WP: Czy zamierza pan wystąpić także w obronie dziennikarzy wyrzuconych z pracy, kiedy PiS doszedł do władzy?
- Nie wiem jacy dziennikarze wtedy stracili pracę, byłem w tamtym czasie ministrem sprawiedliwości, miałem inne obowiązki. Z pewnością za czasów PiS nie było to zjawisko tak masowe. W tej chwili za jednym zamachem wyleciało kilkudziesięciu dziennikarzy, których programy cieszyły się bardzo dużą oglądalnością. Zresztą, jeżeli takie przypadki miały miejsce, zadaniem ówczesnej opozycji powinno być publiczne podniesienie tego tematu. W mediach publicznych powinno być miejsce dla dziennikarzy, którzy wyrażają różne poglądy, przypominam, że to za czasów PiS, posadę w TVP otrzymał Tomasz Lis, niezwykle niechętny i krytyczny wobec naszej formacji, zaś PO wyrzuciła z telewizji konserwatywnych, niezależnych publicystów, takich jak redaktor Bronisław Wildstein czy Rafał Ziemkiewicz. WP: List ws. "wielkich zagrożeń" dla niezależności mediów w Polsce skierował pan - wraz z czterema innymi europosłami - do lidera socjaldemokratów w PE Martina Schulza i lidera liberałów w PE - Guya Verhofstadta. Dlaczego zabrakło pod nim
podpisów prof. Ryszarda Legutki i Tomasza Poręby? Czy jest między panami konflikt?
- Nie ma ich podpisów, bo się do nich nie zwróciliśmy w tej sprawie. Jako europarlamentarzyści jesteśmy samodzielni i czasami podejmujemy indywidualne inicjatywy. Nie ma w PE zwyczaju, by wszyscy wszystko podpisywali. Podobnie, kiedy była organizowana wystawa smoleńska w PE firmowało ją trzech posłów - prof. Legutko, Tomasz Poręba i Ryszard Czarnecki. Mnie nie było w tym gronie, ale to nie była żadna polityczna manifestacja.
WP:
Czy pana zdaniem Tomasz Poręba dobrze pokieruje sztabem wyborczym PiS?
- Nie czuję się uprawniony do tego, żeby dokonywać oceny jego osoby, zwłaszcza, że nie znam go bliżej, nigdy nie współpracowaliśmy. Bardzo bym chciał, żeby korzystając z wsparcia doświadczonych kolegów wokół siebie, poprowadził skuteczną kampanię, która doprowadzi do zwycięstwa PiS w wyborach.
WP: Czy powstanie Korpus Ochrony Wyborów? Zdaniem posła Marka Suskiego demokracja w Polsce jest zagrożona, a uczciwość najbliższych wyborów parlamentarnych stoi pod znakiem zapytania. Pan się obawia fałszerstw?
- To nie jest kwestia obaw, ale faktów. Np. podczas wyborów prezydenckich stwierdzono, że w Brukseli liczba głosów w urnie o dziesiątki przekraczała liczbę osób, które brały udział w głosowaniu, co przyniosło w tym okręgu zwycięstwo Bronisławowi Komorowskiemu. Były też takie przypadki, że w gminie ilość głosów nieważnych sięgała 30%, a w gminie z nią sąsiadującej ten odsetek wynosił ledwie 2%. W takiej sytuacji, każdy trzeźwo myślący człowiek, zada sobie pytanie, jak mogło do tego dojść. Przecież nie może być tak, że w jednej gminie mieszkają inteligentni ludzie, a w drugiej analfabeci, którzy nie potrafią postawić krzyżyka przy swoim kandydacie. Mamy realne powody, by obawiać się o standardy przeprowadzenia nadchodzących wyborów. Nic dziwnego, że obywatele angażują się, by uniemożliwić tego rodzaju proceder.
WP: To człowiek, który widzi siebie w roli prezydenta RP w roku 2015 - tak mówi o Panu Elżbieta Jakubiak. Ma pan takie plany?
- Być może wnet dowiem się, że w związku z moim wystąpieniem w europarlamencie szykuję się do roli komisarza w Komisji Europejskiej albo nawet Sekretarza Generalnego ONZ. Trudno mi się poważnie odnosić do tego rodzaju bajdurzenia.
WP: Czy to prawda, że osoby kojarzone z pańską frakcją znalazły się na celowniku Jarosława Kaczyńskiego i jego otoczenia? Jak pisze "Polska", niewykluczone, że wraz z ustaleniem kolejności na listach, "ziobrzystów", wśród których znajduje się m.in. Beata Kempa, będą czekać największe upokorzenia.
- Te doniesienia są nieprawdziwe. Z tego co wiem, Beata Kempa ma być liderem listy PiS w województwie świętokrzyskim. Poza tym frakcja "ziobrzystów" to kreacja mediów.
Rozmawiała Joanna Stanisławska, Wirtualna Polska