To Merkel, a nie Polska popełniła strategiczne błędy wobec Rosji [OPINIA]
Od początku tygodnia Polska żyje słowami, jakie w wywiadzie dla niezależnego węgierskiego kanału youtubowego Partizan wypowiedziała była niemiecka kanclerz Angela Merkel. Nic dziwnego - gdyż nie Bałtowie i Warszawa, ale sama Angela Merkel popełniła w swojej polityce rosyjskiej szereg strategicznych błędów - pisze dla Wirtualnej Polski Jakub Majmurek.
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Najpierw oburzenie wywołał nagłówek omówienia rozmowy w niemieckim dzienniku "Bild", sugerujący, że Merkel obwinia o wybuch kolejnej fazy wojny w Ukrainie Polskę i kraje bałtyckie. Jak się później okazało, Merkel nie powiedziała wprost niczego takiego. Stwierdziła za to, że w 2021 r., dostrzegając, że porozumienia mińskie - mające przywrócić pokój w Ukrainie - nie działają, zaproponowała nowy format negocjacji całej Unii Europejskiej z Rosją, który nie doszedł jednak do skutku ze względu na sprzeciw Polski i państw bałtyckich. W następnym roku, gdy w Berlinie urząd kanclerza piastował już Olaf Scholz, Putin zaatakował Ukrainę.
Jednak także ta wypowiedź jest głęboko problematyczna. Nie tylko dlatego, że można ją odczytać jako sugestię - choć Merkel nie wypowiada jej wprost - że gdyby nie upór państw wschodniej flanki Unii, to być może do pełnoskalowej inwazji nie doszłoby w 2022 r., ale także dlatego, że to nie Bałtowie i Warszawa, ale sama Angela Merkel popełniła w swojej polityce rosyjskiej szereg strategicznych błędów, które przyczyniły się do tego, jak dziś wygląda sytuacja w Ukrainie.
Słowa Merkel wywołały burzę. W Sejmie bez litości dla byłej kanclerz Niemiec
Problemem nie była sympatia dla Rosji
Przy tym problemem wschodniej polityki Merkel, bardziej niż sympatia byłej kanclerz do Rosji, była jej zachowawczość, nieumiejętność weryfikacji własnych założeń w obliczu gwałtownie zmieniającej się rzeczywistości, połączone z deficytami myślenia strategicznego - co było problemem nie tylko Merkel, ale całej niemieckiej klasy politycznej.
Merkel, wbrew opiniom często wracającym w polskiej debacie publicznej, nigdy nie była szczególnie prorosyjską polityczką, zwłaszcza na tle niemieckiej sceny politycznej.
W 2005 r., po pierwszych wygranych przez siebie wyborach, obejmowała urząd jako polityczka obiecująca dokonać istotnej korekty polityki zagranicznej Gerharda Schrödera na dwóch frontach: atlantyckim i wschodnim. A konkretnie miała naprawić relacje z administracją George'a Busha, zepsute przez zdecydowany sprzeciw jej poprzednika wobec wojny w Iraku oraz dokonać pewnej pragmatycznej korekty nazbyt bliskich relacji, jakie Schröder zbudował z Putinem.
Choć Merkel nie była entuzjastką szczególnie bliskiego partnerstwa Berlina i Moskwy, to swoją politykę wschodnią opierała na dwóch założeniach przyjmowanych przez wszystkie niemieckie rządy po zjednoczeniu kraju.
Pierwsze głosiło, że Niemcy, jako kraj odpowiedzialny za II wojnę światową, mają obowiązek pracować na rzecz tego, by Rosja odnalazła się w nowym gospodarczym i politycznym porządku Europy, by europejski pokój i dobrobyt nie były budowane przeciw Rosji, a najlepiej wspólnie z nią.
Po drugie, że bliska współpraca gospodarcza między Niemcami a Rosją - zwłaszcza w obszarze energii - jest nie tylko gospodarczo korzystna dla obu stron, ale też pozwala budować pokój w Europie, wiążąc Rosję z kontynentem więzami gospodarczej współzależności wykluczającej wojnę.
Te założenia były szlachetne i można zrozumieć, czemu Niemcy przyjmowały je w naznaczonych geopolitycznym optymizmem latach 90., a nawet w pierwszych latach rządów Putina. Jednocześnie problem z Angelą Merkel polegał na tym, że nie potrafiła zweryfikować tych założeń, nawet gdy widać było, że Rosja - zarabiając na sprzedaży gazu i ropy Europie - wcale nie staje się przez to bardziej pokojowa.
Na każde kolejne agresywne ruchy ze strony Rosji, aż do aneksji Krymu i wojny w Donbasie, rządy Merkel odpowiadały, przywołując doktrynę "strategicznej cierpliwości". Głosiła ona mniej więcej tyle, że jak bardzo rozczarowujące nie byłoby działanie Rosji, to trzeba zachować cierpliwość, wystrzegać się niepotrzebnej eskalacji, grając długoterminowo na ponowną normalizację stosunków.
Gdy Excel przesłania strategię
Najlepiej brak zdolności do weryfikacji własnej polityki pokazuje sprawa Nord Stream 2. Niemcy dążyły do budowy drugiej nitki kontrowersyjnego gazociągu już po aneksji Krymu, ignorując nie tylko opór swoich sojuszników ze wschodniej części NATO, ale też amerykańskie zastrzeżenia. Było wtedy już zupełnie oczywiste, że strategia budowania pokoju przez ekonomiczną współzależność Rosji i Niemiec zwyczajnie nie działa, a Putin używa pieniędzy z eksportu rosyjskich surowców do budowy własnej machiny wojennej i machiny represji, chroniącej jego coraz bardziej autorytarne rządy w Rosji.
Merkel, broniąc Nord Streamu, przekonywała, że to projekt czysto gospodarczy, a nie polityczny i tak go należy traktować. Trudno wierzyć tu słowom pani kanclerz, wskazują one jednak na inny problem: w okresie rządów Merkel strategiczne myślenie o państwie zupełnie przesłonił arkusz kalkulacyjny.
Politykę państwa na kluczowym odcinku wschodnim, bardziej niż względy strategiczne, kształtowały interesy lobby przemysłowego albo lobbujących na rzecz zacieśniania współpracy z Rosją krajów związkowych. Można odnieść wrażenie, że Merkel zaczynała zdawać sobie z tego sprawę pod koniec swojej kadencji, ale nigdy nie miała dość determinacji, by dokonać koniecznych, zdecydowanych zmian w tym obszarze.
Zależność od rosyjskich surowców zwiększyła też fatalna decyzja o odejściu od energetyki jądrowej. Merkel podjęła ją, kierując się nie strategicznymi czy środowiskowymi względami, ale rachunkiem partyjnym. Chciała w ten sposób pokazać, że słucha opinii publicznej - która po katastrofie w Fukushimie zwróciła się przeciw atomowi - i odebrać polityczny tlen Zielonym, partii mającej korzenie w ruchach przeciw energetyce jądrowej.
Przy tym także z czysto gospodarczego punktu widzenia polityka uzależniająca Niemcy od rosyjskich nośników energii okazała się błędna. Przyczyniła się do tego, że 2022 r. był aż takim szokiem dla niemieckiej gospodarki. Tacy autorzy jak Wolfgang Münchau w książce "Kaputt" wskazują, że budowa przewag konkurencyjnych niemieckiego przemysłu na tanim gazie z Rosji była bardzo krótkoterminową strategią i jednym z czynników zniechęcających niemiecki przemysł do szukania innowacji.
Byle nie drażnić Rosji
Także w obszarze polityki bezpieczeństwa Merkel nie potrafiła wyciągnąć wniosków z tego, że polityka ustępstw wobec Rosji nie działa. W 2008 r. razem z Francją zdecydowanie sprzeciwiła się otwarciu drogi do NATO Ukrainie i Gruzji, przekonana, że taki scenariusz doprowadziłby do wojny. Jak wiemy, pełnoskalowa wojna między Ukrainą i Rosją i tak wybuchła 12 lat później - gdyby w tym czasie Ukraina była już częścią Sojuszu, być może by do niej nie doszło. Pozostawiona poza Sojuszem Gruzja znalazła się z kolei w rosyjskiej strefie wpływów.
Z tego samego powodu Merkel przeciwstawiała się jeszcze w 2014 r. budowie stałych baz NATO w Europie Wschodniej. Oczywiście, decyzje w tej sprawie podejmowaliby Amerykanie, a nie Berlin, ale stosunek niemieckiego rządu był też jednym z czynników uwzględnianych przez Amerykanów.
To Niemcy Merkel były też jednym z autorów porozumienia Mińsk II z lutego 2015 r. Historycy będą się długo spierać o jego ocenę. Z jednej strony można go bronić, wskazując, że uchroniła ono Ukrainę przed rozlaniem się wojny już w 2015 r., że dało jej siedem lat na rozbudowę własnych możliwości obronnych. Z drugiej strony, Mińsk II narzucał Kijowowi warunki nie do zaakceptowania, legitymizował separatystów i dawał Rosji propagandową podkładkę do interwencji w wewnętrzne sprawy Ukrainy.
Merkel, jak przyznała we wspomnianym wywiadzie dla Węgrów, sama widziała, że porozumienie nie działa. Można się jednak obawiać, czy proponowany przez nią format UE-Rosja nie oznaczałby po prostu próby podporządkowania całej unijnej polityki zbankrutowanej już wtedy zupełnie doktrynie "strategicznej cierpliwości".
Merkel też nigdy nie wyciągnęła praktycznych wniosków z tego, jak wielkim militarnym zagrożeniem dla Europy jest Rosja, nie podjęła żadnych działań, które znacząco zwiększyłyby zdolności obronne Niemiec.
Mogło być gorzej, ale Niemcy powinni zająć się swoimi błędami
Przy tym można bez problemu wyobrazić sobie znacznie gorszą politykę Niemiec wobec Rosji w okresie 2005-2021 niż ta, jaką prowadziła Merkel. W wyborach w 2017 r. - ostatnich, w których kanclerz poprowadziła chadecję jako jej liderka - to Merkel i jej partia zajmowali pozycję bardziej "jastrzębiej" wobec Rosji partii niż socjaldemokracja, nawołująca do "porozumienia" z Rosją i uwzględnienia jej "interesów" w kwestii Ukrainy.
Niemiecka kanclerz przyłączyła się do sankcji nałożonych na Rosję po Krymie, niemieccy żołnierze pod jej rządami włączali się w ochronę wschodniej flanki NATO. Po 2014 r. dostrzegała konieczność zwiększenia gotowości obronnych sojuszu na tym terenie.
Choć trzeba to zapisać Merkel na plus i choć mogło być gorzej, to zamiast krytykować Polskę i Bałtów, Merkel powinna raczej bardziej krytycznie przyjrzeć się własnej polityce.
Dla Wirtualnej Polski Jakub Majmurek
Jakub Majmurek - z wykształcenia filmoznawca i politolog. Działa jako krytyk filmowy, publicysta, redaktor książek, komentator polityczny i eseista. Związany z Dziennikiem Opinii i kwartalnikiem "Krytyka Polityczna". Publikuje także w "Kinie", "Gazecie Wyborczej", portalu "Filmweb". Redaktor i współautor wielu publikacji, ostatnio "Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej".