To już plaga na plażach. Coraz więcej rodziców gubi dzieci
Pracujący nad Bałtykiem szefowie ratowników wodnych aż nie dowierzają, jak często w tym sezonie na plażach gubią się dzieci. Mają dla nas kilka rad, które warto wziąć do serca przed wyjazdem nad morze.
- W tym roku miewamy nawet sześć czy siedem zaginięć dzieci dziennie - alarmuje w rozmowie z Wirtualną Polską Stanisław Malepszak, prezes Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego w Kołobrzegu. - Choć tak naprawdę to są dwie sytuacje: w pierwszej gubią się dzieci, a w drugiej rodzice. Raz przychodzą do nas jedni, raz drudzy. Na szczęście mamy monitoring i łączność radiową, zatem jesteśmy w stanie takie osoby odnaleźć, ale to zawsze trwa i mamy tych sytuacji dużo więcej niż w latach poprzednich - ocenia.
Nasz rozmówca nadmienia, że sytuacja robi się szczególnie trudna, gdy są to dzieci, które nie mówią po polsku, angielsku, niemiecku czy rosyjsku. Wtedy trudniej się z nimi porozumieć i znalezienie ich rodziców trwa przeważnie dużo dłużej.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zełenski ma świadomość trudnej sytuacji? Gen. Skrzypczak analizuje
Pijani i bez kultury
- Przecież to jest dramat! - krzyczy do słuchawki Ryszard Loewenau, prezes gniewińskiego WOPR, które dba o bezpieczeństwo m.in. w Łebie, gdy pytamy go, czy na jego terenie też jest taki problem.
- Był taki dzień, w trakcie którego szukaliśmy siedmiorga dzieci. Śmiało może pan napisać, że to brak odpowiedzialności. Był nawet sygnał o dziecku, które było samo na wodzie o godz. 19.30, a po rodzicach nie było śladu. Mamy w takich sytuacjach dużo pracy. Koordynator odpala quada, uruchamiamy jednego lub dwóch ratowników i oni lecą w teren, czasem po godzinach pracy - opisuje.
Szef gowińskiego WOPR-u uważa, że należy już poważnie rozważyć możliwość, by surowo karać niektórych rodziców. Jego zdaniem spadek odpowiedzialności widać z roku na rok.
- Ci ludzie potem często nie mówią nawet "przepraszam" czy "dziękuję" - dodaje. - A nieraz czujemy jeszcze od nich alkohol. Co my mamy myśleć o tym, jak matka odnajduje się aż 3 km dalej? Oni nie zdają sobie sprawy, jakie akcje trzeba uruchamiać do poszukiwań - nawet ściągać śmigłowiec, przeczesywać morze - relacjonuje.
Opaski na rękę na plażę na wagę złota
Magdalena Wierzcholska, szefująca ratownikom w powiecie puckim, zwraca uwagę, że na gubienie się dzieci mają wpływ m.in. popularne w Polsce parawany. Przez nie dzieci i rodzice mają problem z widzeniem siebie na plaży.
- Ta moda nie mija, parawanów jest coraz więcej. Dla małych dzieci to jak labirynt - podkreśla. - Do tego dochodzi ferwor, hałas fal, wiatru, sprzedawcy krzyczący "kukurydza" albo "lody" i dzieci mogą przez to wszystko stracić koncentrację. To nie zawsze jest wina rodzica, ale rodzic powinien być przygotowany na to, że na plaży jest wiele bodźców. Dla nas, ratowników, jeśli taki rodzic tylko leżał z zamkniętymi oczami, nie rozglądał się i potem mówi, że ostatnio widział córkę czy syna blisko wody, to musimy brać pod uwagę, że ten syn czy córka mogą już być pod wodą.
Magdalena Wierzcholska radzi, by przede wszystkim mieć swoje pociechy na oku, to klucz do bezpieczeństwa. Ale nie zaszkodzi też, by podczas wchodzenia na plażę zapamiętać numer wejścia (ewentualnie oznaczenie symbolu, bo czasem jest tam rysunek zwierzęcia lub owocu) i założyć dziecku opaskę na rękę z numerem telefonu.
- Na wielu plażach taką opaskę można dostać za darmo, wystarczy podejść do ratowników i poprosić - podpowiada nasza rozmówczyni. - Czasami również policja prowadzi takie akcje, funkcjonariusze przychodzą wtedy na plażę i rozdają opaski. Ale zapobiegawczy rodzice mogą je też bez problemu kupić w internecie. Warto, żeby opaska była wodoodporna. Wystarczy wpisać numer telefonu, ewentualnie też imię i nazwisko, i potem na pewno będzie dużo łatwiej znaleźć rodziców.
Mikołaj Podolski, dziennikarz Wirtualnej Polski