Polska"To igranie ze zdrowiem i życiem pacjentów"

"To igranie ze zdrowiem i życiem pacjentów"

Premier Donald Tusk i minister zdrowia Bartosz Arłukowicz bawią się z lekarzami
w ciuciubabkę. To igranie zarówno ze zdrowiem, jak i z życiem pacjentów. Lekarze
w dalszym ciągu czekają na spełnienie ich postulatów, w tym głównego - rezygnacji z konieczności wypisywania leków zgodnie ze wskazaniami firm farmaceutycznych - czytamy w "Gazecie Polskiej Codziennie".

"To igranie ze zdrowiem i życiem pacjentów"
Źródło zdjęć: © PAP | Andrzej Hrechorowicz

27.02.2012 | aktual.: 25.05.2018 15:11

Ministerstwo Zdrowia opublikowało w sobotę projekt obwieszczenia zawierającego nową listę leków refundowanych. Ma ona wejść w życie 1 marca 2012 r. W tym roku to już druga lista. Pierwsza obowiązuje od 1 stycznia i wzbudziła wiele protestów zarówno pacjentów, jak i lekarzy. Pomimo rządowych deklaracji zmian medycy nie pozostawiają na nowym projekcie suchej nitki. - Już sam moment wprowadzenia tej listy jest skandalem - mówi „Codziennej” dr Jacek Przybyło, psychiatra i prezes Stowarzyszenia Lekarzy Praktyków. - Ustawowy termin to czternaście dni roboczych. Takie działanie jest niepoważne - dodaje.

Nowe-stare leki

Ministerstwo chwali się, że na liście znalazło się 216 nowych, dotychczas nierefundowanych leków, środków spożywczych specjalnego przeznaczenia żywieniowego oraz wyrobów medycznych. Co jednak istotne, eksperci informowali, że z poprzedniej, styczniowej listy usunięto ponad 800 pozycji.

– Z tych 216 „nowych” leków praktycznie wszystkie były używane do końca poprzedniego roku i po prostu nie znalazły się na ostatniej liście – mówi „Codziennej” Małgorzata Zarachowicz, lekarz pierwszego kontaktu, specjalista chorób wewnętrznych i medycyny rodzinnej. – I tak np. Zinnatu nie było na styczniowej liście, a teraz wrócił. Być może firma nie zarejestrowała swojego leku wcześniej, a dziś wszedł z powrotem na listę. Ale to nie ma żadnego znaczenia, bo ile na tym zyskają pacjenci? Najwyżej kilka złotych. To jest śmiech na sali – dodaje Zarachowicz. Co więcej, na liście pojawiają się inne dawki refundowanych już leków. I tak np. Solian (lek stosowany w leczeniu ostrej i przewlekłej schizofrenii)
był dotychczas refundowany w dawce 200 mg. A teraz jest refundowany także w dawce 100 mg. Na liście występuje jako osobna pozycja.

80% pacjentów bez leków

Ministerstwo za swój sukces uważa również to, że nowy projekt listy zawiera 808 pozycji, co do których minister zdrowia wydał decyzję o możliwości rozszerzenia ich refundacji poza wskazania ujęte w charakterystyce produktu leczniczego (chpl). - To niewiele zmienia - mówi „Codziennej” dr Przybyło. - Owszem, wprowadzona została możliwość refundacji niektórych leków poza wskazaniami firm farmaceutycznych. Ale dotyczy to w zasadzie tylko leków przeznaczonych dla dzieci. Reszta praktycznie się nie zmieniła - dodaje psychiatra. Przykładem są tzw. stabilizatory nastroju, czyli leki stosowane w neurologii (przeciwpadaczkowe), ale także np. w zespole alkoholowym lub przy zmianach w mózgu wywołanych urazem czy chorobą wrodzoną. Do końca zeszłego roku pacjenci mieli te leki za zero złotych lub na ryczałt. Po wprowadzeniu refundacji zgodnie z chpl została ona ograniczona tylko do padaczki i manii. To są jednak rzadkie schorzenia - mówi dr Przybyło. - Efekt jest taki, że ok. 80% pacjentów stosujących te leki straciło
uprawnienia do ich refundacji. A kosztują one niemało! Szczególnie że często chodzi o pacjentów chorych od urodzenia, także biednych.

- Zwiększenie wydatku z zera do kilkudziesięciu zł przy otrzymywanym przez chorych zasiłku 500 lub 600 zł to kolosalna różnica. Pacjenci starają się oczywiście o refundację z pomocy społecznej. Tyle że jest to przekładanie z jednej kieszeni do drugiej - dodaje lekarz. Powyższe przykłady dotyczą tylko psychiatrii, jednak jak wynika z rozmów z lekarzami, podobne kłopoty dotykają też inne specjalizacje.

Niespełnione postulaty

Lekarze w dalszym ciągu czekają na spełnienie ich postulatów, w tym głównego – rezygnacji z konieczności wypisywania leków zgodnie ze wskazaniami firm farmaceutycznych. - Cały czas walczymy o to, żeby nie tonąć w papierach - mówi Jacek Przybyło. Większość wizyty zabiera lekarzowi sprawdzenie leku, poziomu refundacji, szukanie tańszego zamiennika etc. Bywa, że pacjenci sami mówią do mnie: „Może pan by na mnie spojrzał, a nie w ten komputer” - dodaje rozgoryczony.

– Nie chcemy wypisywać recept zgodnie z zaleceniami urzędnika, lecz zgodnie z tym, co nakazuje wiedza medyczna – mówi Małgorzata Zarachowicz. – Jeżeli stwierdzam, że pacjent ma bakteryjne zapalenie oskrzeli i wymaga podania antybiotyku, to on potrzebuje tego antybiotyku dziś. A u starszej osoby, u której zmiany postępują szybciej, należy go podać wręcz natychmiast. Muszę więc przepisać lek na 100% wartości, bo jeśli nie zrobię wcześniej posiewu, na którego wyniki trzeba czekać kilka dni, to za kilka lat kontroler może nałożyć na mnie karę – mówi lekarka. – Lekarze nie mogą bać się wypisywania recept – dodaje z rezygnacją w głosie.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (267)