Tatry i dramat w jaskini Wielkiej Śnieżnej. Ta historia pokazuje, że jest nadzieja dla grotołazów
Stracił światło, po omacku doczołgał się do śpiwora. Miał trochę jedzenia, wodę i przez tydzień czekał na TOPR, ale został uratowany. Nieprawdopodobna historia taternika jaskiniowego daje nadzieję, że akcja ratunkowa w jaskini Wielkiej Śnieżnej ma szansę na szczęśliwe zakończenie.
Jaskinia Wielka Śnieżna w Tatrach wciąż jest sceną dramatu. Ekipy ratowników jaskiniowych TOPR oraz Horskiej Służby ze Słowacji już od czterech dni próbują dostać się do grotołazów uwięzionych w odciętym przez wodę korytarzu. Nie ma z nimi kontaktu, grozi im wychłodzenie. Ratownicy TOPR i eksperci są pełni obaw co do ich uratowania.
Jest jednak historia, która daje promyk nadziei. W kronice wypadków, jakie miały miejsce w jaskiniach Tatr, odnaleźliśmy relację o grotołazie, który został uratowany przez TOPR po tygodniu oczekiwania na pomoc. Relację spisał Roman Kubin, ratownik TOPR, który również dziś bierze udział akcji ratunkowej.
Tatry. 7 dni czekał w jaskimi na TOPR
Stefan Stefański, znany instruktor i przewodnik przed laty podjął się ambitnego sportowego wyczynu. Postanowił samotnie zejść na dno Jaskini Ptasiej (która podobnie jak Jaskinia Wielka Śnieżna leży w Tatrach Zachodnich), a następnie wyjść na powierzchnię wspinając się.
Do jaskini zszedł 17 grudnia, uprzednio informując TOPR o swoich zamiarach. Ustalił godzinę alarmową na południe w dniu 23 grudnia. Na głębokości około 200 metrów pod ziemią, przeciskając się przez zwężenie jaskini, utracił kask, a na nim obie latarki (sprzęt spadł do głębokiej szczeliny). Grotołaz mimo całkowitych ciemności wycofał się, a jednoczenie zdołał namacać swój śpiwór. Przez ponad 7 dni czekał na przyjście pomocy. Dokładnie 175 godzin w ciemnościach.
Raport TOPR wspomina, że miał przy sobie trochę jedzenia (podobno było to kilka batonów) oraz 2 litry wody. "Przyjścia pomocy doczekał w miarę dobrej formie psychicznej i fizycznej tak, że o własnych siłach wyszedł z ratownikami z jaskini" - podsumował ze zdziwieniem jeden z ratowników.
Niesamowita akcja TOPR. "Wiedziałem, że po mnie przyjdą"
- Wiedziałem, że przez te siedem dni nikt po mnie nie przyjdzie, ale też wiedziałem, że po siedmiu dniach na pewno po mnie przyjdą. Dlatego byłem spokojny i nie miałem strasznych myśli, że zostanę tu na zawsze - wspominał po latach w książce o akcjach ratunkowych w Tatrach pt. "TOPR. Żeby inni mogli przeżyć".
Wróćmy do akcji ratunkowej w jaskini Wielkiej Śnieżnej. Właśnie historię Stefańskiego ma w głowie wielu ratowników. - Skoro Stefan dał radę, to znaczy, że jest nadzieja - mówi WP jeden z obserwatorów akcji ratunkowej w Tatrach.
Eksperci podkreślają, że wiele zależy od tego, co dzieje z psychiką odciętych speleologów. Jest ich dwóch, mogą się wzajemnie wspierać w najcięższych chwilach. Wiadomo, że to doświadczeni grotołazi. Być może również gotowi są ciepliwie oczekiwać na pomoc. Ratownicy TOPR próbują dotrzeć do nich niewielkim niezbadanym jeszcze korytarzem jaskini. Kilkakrotnie rozsadzali skały, aby poszerzyć przejście.
- Powodzenie akcji zależy od tego, gdzie dokładnie teraz znajdują się grotołazi. Jeśli mogą usiąść w kucki i ogrzać się wzajemnie, to doczekają pomocy nawet za kilka dni. Gdyby jednak zdjęli część odzieży, aby przecisnąć się przez jakieś wąskie przejście, a potem zalegli w błotnistym korytarzu, to ich sytuacja jest dramatyczna - komentował Apoloniusz Rajwa, taternik jaskiniowy, badacz tej jaskini i uczestnik wypraw ratunkowych.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl