"Tam nie było żadnej ewakuacji, tylko ucieczka". Biuro podróży tłumaczy
Rodzina pani Beaty, która wraz z synkiem zginęła w pożarach w Grecji, oskarża greckie władze i biuro podróży. Jak wyglądała ewakuacja Polaków? Biuro podróży tłumaczy.
02.08.2018 | aktual.: 02.08.2018 12:53
Koszmarne pożary w Grecji pochłonęły życie oficjalnie co najmniej 91 osób. Wśród ofiar jest dwoje Polaków - Beata Korzeniowska i jej 9-letni syn Kacperek. Byli całą rodziną na wakacjach organizowanych przez biuro podróży Grecos. Ocalał jedynie Jarosław Korzeniowski, mąż Beaty i ojciec Kacpra.
Pani Beata i jej synek utonęli podczas ucieczki z hotelu Ramada w Mati, któremu zagroził szalejący tam pożar. Wsiedli na łódkę razem z ośmioma innymi turystami. Na łodzi nie było innych Polaków. Łódź zatonęła, niestety nikt nie ocalał.
Jarosław Korzeniowski z Wysokiej w Małopolsce widział, jak jego żona Beata i 9-letni Kacperek odpływają od brzegu i był pewien, że będą bezpieczni. Tak się nie stało. - Wszyscy turyści uciekali na własną rękę, ponieważ nie było żadnej pomocy i informacji o zagrożeniu ani ze strony hotelu, ani z biura podróży ani ze strony władz greckich - informuje Wirtualną Polskę pan Jarosław. - Osobami, które znalazły się na morzu, a także pozostałymi na lądzie nikt się nie interesował przez przeszło 4 godziny - dodaje.
Kilka dni temu mąż Polki oskarżył greckie władze o to, że źle prowadziły akcję ratunkową. W rozmowie z "Gazetą Krakowską" stwierdził, że żona, dryfując z dzieckiem na łódce, przez 1,5 godziny rozmawiała przez telefon z bliskimi w Polsce. Błagała o pomoc. - Nie doczekała się jej. Nie było też żadnej ewakuacji, tylko paniczna ucieczka. Wcześniej lekceważono zagrożenie - relacjonował.
Biuro tłumaczy, jak wyglądała ewakuacja
Adam Górczewski, rzecznik biura podróży "Grecos" tłumaczy nam, że Pani Beata i jej syn wsiedli na łódkę jeszcze przed rozpoczęciem ewakuacji. - Przedstawiciel naszego biura był w sąsiedniej miejscowości Rafina. Gdy wybuchły pożary, nie mógł się dostać już do Mati ze względu na zamknięte drogi, ale był cały czas w kontakcie z hotelem - przekazuje nam.
Górczewski tłumaczy, że ewakuacja rozpoczęła się jakieś 3 godziny później. Wcześniej władze greckie uznały, że jeszcze nie ma takiej potrzeby.
- Cały czas nie wiemy właściwie, do jakiej łódki wsiadła pani Beata i jej syn. Jeszcze nie uzyskaliśmy takiej informacji - mówi WP rzecznik biura. Przekazał jednocześnie, że wszystkim turystom, ewakuowanym później z hotelu, nic się nie stało.
Hotel Ramada jest nienaruszony. Stoi też kilka sąsiednich budynków, choć dookoła widać spalone domy i samochody.
Śledztwo w sprawie utonięcia Polki i jej syna w Grecji prowadzi wadowicka prokuratura. W środę przesłuchiwano męża kobiety. Została także przeprowadzona sekcja zwłok obu ofiar.
Pogrzeb Beaty Korzeniowskiej i Kacperka
Rodzina poinformowała o terminie pogrzebu.
Odbędzie się on w sobotę 4 sierpnia w kościele pw. Świętej Marii Magdaleny w Wysokiej. Pan Adrian ujawnia nam także ostatnie słowa bratowej. "Albo się zaczadzimy albo utoniemy! Módlcie się za nas” - powiedziała w ostatniej rozmowie.
_**Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl**_