Taki błąd w ochronie premiera jest możliwy tylko w Polsce? "BOR powinien uderzyć się w pierś"
Biuro Ochrony rządu przekonuje, ze nie odpowiada za to, co członkowie delegacji wnoszą na pokład samolotu, którym leci premier, nawet jeśli jest to niebezpieczne narzędzie. Lecąc na Węgry z Mateuszem Morawieckim przez przypadek wniosłam do samolotu gaz pieprzowy, którego nie wykryła kontrola. Gen. Roman Polko nie ma wątpliwości, że odpowiada za to BOR.
05.01.2018 | aktual.: 05.01.2018 20:36
BOR bez winy?
Biuro Ochrony Rządu tłumaczy, że to nie leży w jego kompetencjach. - Dementuję, jakoby opisywana przez panią sytuacja miała związek z działaniem Biura Ochrony Rządu. Zgodnie z zapisami ustawy z dnia 3 lipca 2002 roku – Prawo lotnicze, zadania związane z kontrolą bezpieczeństwa w lotnictwie cywilnym wykonuje zarządzający lotniskiem – mówi Wirtualnej Polsce mjr Katarzyna Kowalewska, rzecznik prasowy Biura Ochrony Rządu.
Jednak eksperci są innego zdania. – BOR ponosi ostateczną odpowiedzialność za bezpieczeństwo premiera. Funkcjonariusze powinni czynnie uczestniczyć w kontroli bagażu wnoszonego na pokład samolotu. Zamiast zrzucać z siebie winę, powinni uderzyć się w pierś. Gaz jest pod ciśnieniem. Gdyby wybuchł i coś złego stałoby się z samolotem, to też by przekonywali, że to nie ich wina? Naprawdę niczego nie nauczyli się od czasu katastrofy smoleńskiej? – oburza się gen. Roman Polko.
"To nie do pomyślenia"
Były dowódca jednostki specjalnej GROM mówi, że bardziej szczegółowe kontrole przechodzą turyści na zwykłych lotniskach. – Niedawno leciałem samolotem i musiałem wylać wodę, którą miałem dla córki. Nawet picie nie przejdzie, a gaz pieprzowy to nie do pomyślenia. Przecież na skanerze bagażu musiał być bardzo dobrze widoczny, ma charakterystyczny kształt – podkreśla Polko.
W trosce o bezpieczeństwo najważniejszych osób w państwie redakcja Wirtualnej Polski zdecydowała się ujawnić lukę w kontroli. – To bardzo niepokojące, że bez żadnego problemu można wnieść niebezpieczny przedmiot na pokład samolotu z premierem. Natychmiast należy to wyjaśnić. Gaz jest zawsze bezwzględnie zabierany pasażerom, ponieważ może stanowić duże niebezpieczeństwo – mówi dr Krzysztof Liedel, ekspert ds. terroryzmu (na zdj. z prawej). – Nie wyobrażam sobie, że ochrona premiera innego kraju przepuściłaby taką rzecz w bagażu – dodaje.
Takie same doświadczenia ma wieloletni korespondent zagraniczny Polskiego Radia, a obecnie dziennikarz Wirtualnej Polski. - Choćby w Izraelu dziennikarze przechodzą niezwykle skrupulatne kontrole. Najpierw są sprawdzani pod kątem dokumentów i na obecność materiałów wybuchowych, a następnie muszą pokazać każdą część sprzętu i ją uruchomić, nawet dyktafon - mówi Jarosław Kociszewski.