Tak żyje obalony prezydent Nigru. Głód zagląda mu w oczy
Odsunięty od władzy prezydent Nigru Mohamed Bazoum i jego rodzina znaleźli się w niewesołej sytuacji. Przebywają w oblężonym pałacu, bez elektryczności i bieżącej wody, z nieodległą perspektywą poważnych niedostatków pożywienia. Partia polityczna Bazouma wydała oświadczenie potwierdzające warunki życia prezydenta i zaapelowała o pomoc dla ofiary przewrotu w Niamey.
O kłopotach prezydenta Bazouma poinformowały zachodnie media. Jak podaje "Guardian", Departament Stanu USA wyraził głębokie zaniepokojenie "pogarszającymi się warunkami" jego przetrzymywani po doniesieniach dawnych partyjnych współpracowników demokratycznie wybranej głowy państwa z Afryki Zachodniej.
Los obalonego prezydenta, któremu kończą się właśnie ostatnie resztki zapasów ryżu i konserw, nie jest jednak gorszy od sytuacji mieszkańców jego kraju, Nigru, zmagającego się z destabilizacją po przewrocie, do którego doszło 26 lipca.
Następstwa wojskowego zamachu stanu w Nigrze doprowadziły naród do stanu politycznego zamieszania. Nic nie przynoszą wysiłki mediacyjne międzynarodowej społeczności. Niewiadomą pozostają sojusze i sposoby na dążenia do opanowania sytuacji; w stolicy Nigru wciąż dochodzi do wystąpień, podczas których manifestanci paradują z rosyjskimi flagami, a podpalają francuskie, czyli barwy swojego dawnego kolonizatora.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Przewrót w Nigrze. Ekspert mówi o skutkach. "Zachód zawsze przegrywał"
Jak podaje AP News, niestabilność polityczna w Niamey zaczyna prowadzić do absurdu. Obalony prezydent jest przetrzymywany jako zakładnik - siedzi w zamkniętym pałacu wraz z żoną i synem i zmaga się z podstawowymi deficytami bytowymi.
Tak żyje obalony prezydent Nigru. Głód zagląda mu w oczy
Przywódca junty wojskowej, który twierdzi, że działał w trosce o bezpieczeństwo kraju i namówił Nigeryjczyków do buntu przeciw jakiejkolwiek zagranicznej interwencji, wciąż nie wskazał sposobu na rozwiązanie, tworzonych przez siebie i swoje zbrojne oddziały problemów. Nie widać końca tej patowej sytuacji, choć w poniedziałek junta mianowała nowego premiera Ali Mahamana Lamine Zeine’a, byłego ministra gospodarki i finansów, który opuścił urząd po poprzednim zamachu stanu w 2010 roku.
Jak podała agencja Associated Press, junta odmówiła jednak przyjęcia zespołów mediacyjnych z Organizacji Narodów Zjednoczonych, Unii Afrykańskiej i zachodnioafrykańskiego bloku regionalnego Ecowas. Przedstawiciele kraju powołali się na "oczywiste względy bezpieczeństwa w tej atmosferze zagrożenia".
Od czasu puczu prezydenta Bazouma nie widziano publicznie. Odmówił ustąpienia, więc siedzi z rodziną w odosobnieniu. Wszystko jednak wskazuje na to, że mimo niedostatków żywności, wody i prądu, nie może narzekać na brak dostępu do światowych mediów, które niepokoją się jego położeniem.
Wspólnota Gospodarcza Państw Afryki Zachodniej (ECOWAS) zagroziła użyciem siły militarnej, jeśli junta nie przywróci Bazouma na stanowisko. Terminem ultimatum była niedziela, jednak gdy ta data została zignorowana przez puczystów, nic się nie wydarzyło. Przedstawiciele bloku mają omówić sytuację w czwartek.