Francuski ekspert: Rosjanie nie pociągają za sznurki w Nigrze
- Puczyści, którzy 26 lipca obalili demokratyczny rząd w nigeryjskiej stolicy Niamey, nie są sterowani przez Rosję. W czasie tłumnych demonstracji pojawiły się rosyjskie flagi, ale za ich pojawianie odpowiadają organizatorzy wojskowego przewrotu - przekonuje francuski analityk wojskowy Pierre Servent. Ekspert ujawnia, że rebelianci płacą ludziom za palenie francuskich flag.
Sytuacja w Nigrze nie ulega zmianie. W niedzielę wygasło ultimatum w sprawie uwolnienia demokratycznie wybranego prezydenta Mohameda Bazouma i przywrócenia go na stanowisko. Od poniedziałku puste jest niebo nad krajem - zawieszone zostały loty. To nie zdołało jednak wpłynąć na decyzje organizatorów przewrotu.
- To katastrofa. Kontynent afrykański ma pewną tradycję zamachów stanu. Ale pas Sahelu jest klasycznym obszarem ekspansji grup bojowych i organizacji terrorystycznych, które uważają się za część państwa islamskiego lub mają związek z dżihadystami. To sprawia, że sytuacja jest tak wybuchowa - mówi w wywiadzie dla "Spiegla" Pierre Servent.
Uważa on, że po tym, jak w Mali, Burkina Faso, a teraz w Nigrze władzę sprawuje wojskowa junta, mieszkańcy Afryki Zachodniej są w niebezpieczeństwie i mogą zapłacić wysoką cenę tego siłowego przewrotu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Servant przekonuje, że dynamiczne wydarzenia, do jakich doszło w Niamey, nie były inspirowane z zewnątrz. - To stuprocentowy przewrót afrykański, Rosjanie nie pociągali za sznurki. Jego inicjatorem był generał Omar Tchiani, szef gwardii prezydenckiej. Bał się utraty stanowiska i związanych z nim korzyści. Dlatego zorganizował zamach stanu. To musiała być spontaniczna, nieplanowana akcja - mówi ekspert.
Francuski ekspert: Rosjanie nie pociągają za sznurki w Nigrze
To, że Rosja nie wywierała żadnej presji i nie przyłożyła rąk do puczu, nie znaczy jednak, że Kreml nie zechce wykorzystać tej sytuacji. - Kiedy zachodnie bazy wojskowe, organizacje pomocowe i struktury ONZ wycofują się z jakiegoś regionu, pozostawiają po sobie zamknięte, odizolowane społeczeństwo. A Rosja jest gotowa do przyjęcia nowej roli w tej sytuacji - ocenia Servant.
Dodaje także, że antyfrancuskie nastroje, widoczne na ulicach, są podsycane przez puczystów. - Ruch płaci obecnie od 30 do 50 euro za udział w demonstracjach, palenie francuskich flag i wymachiwanie rosyjskimi. To się dzieje przed obiektywami mediów i ten obraz idzie na cały świat. Rosja nie była aktywnie zaangażowana w pucz - podkreśla francuski specjalista.