Tak walczą o przetrwanie. 5,5 tys. znaków oskarżenia pod adresem TVP [OPINIA]

Kto oglądał, ten pewnie żałuje. Kto nie oglądał, ten stracił niewiele. "Debata" przedwyborcza zorganizowana przez telewizję rządową przejdzie do historii jako przykład na to, czym nie powinno być dziennikarstwo i media publiczne. Choć użycie w tym kontekście słowo "dziennikarstwo" to poważne nadużycie. Dlatego więcej w tym tekście już nie padnie.

Prowadzący "debatę" przedwyborczą w TVP
Prowadzący "debatę" przedwyborczą w TVP
Źródło zdjęć: © Licencjodawca
Paweł Wiejas

Która partia działa najlepiej w interesie Polek, Polaków i Polski, i dlaczego jest to PiS? - do tego sprowadzały się pytania, które pracownicy stacji zadawali przedstawicielom partii biorących udział w "debacie".

Do jej prowadzenia, spośród niezliczonych zastępów swoich tuzów, stacja (a może raczej PiS, który w telewizji rządzi i dzieli) wytypowała sprawdzonego towarzysza. To Michał Rachoń. W przeszłości rzecznik sopockiego PiS, nieustraszony tropiciel "przestępstw" opozycji i Donalda Tuska.

I nieważne, że tropienie wychodzi mu kiepsko - każde z jego tradycyjnie "sensacyjnych" - bo jakby inaczej - ustaleń było kapiszonem. Tym razem nie o tropienie jednak chodziło, a o czuwanie nad tym, aby chlebodawcy, czyli pośrednio Mateuszowi Morawieckiemu, nie stała się żadna krzywda.

Rachoń złamał również ustalenia sztabów i skomentował jedną z wypowiedzi Tuska. Gdy lider PO zasugerował, że powinien być inny prowadzący, a nie "działacz PiS-u", pracownik telewizji wziął to najwyraźniej do siebie, bo stwierdził: "A mnie się wydaje, że ta zadziorność byłaby na miejscu względem przywódców państw silniejszych od Polski, a nie względem dziennikarzy, ale cóż".

Póki PiS rządzi, kasa płynie

Tomasz Żółciak, dziennikarz "DGP" wyliczył, że po spisaniu - wszystkie pytania zadawane przez Rachonia miały około 5,5 tys. znaków, czyli tyle, ile średniej wielkości tekst w gazecie (tyle ma również ten tekst). Na ich odczytanie potrzeba było więcej czasu, niż na odpowiedź mieli przesłuchiwani politycy.

Patrząc na Rachonia, nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że cel miał jeszcze jeden. Stając tak jawnie, bezwstydnie wręcz po stronie PiS, suflując odbiorcom partyjny przekaz w pytaniach, walczył o przyszłość swoją oraz zastępów koleżanek i kolegów, którzy swoją karierę związali z rządową telewizją. Bo tyle kasy dla nich, jak długo PiS przy władzy.

Czy postawa Rachonia była zaskoczeniem? Na pewno nie dla tych, którzy raz na jakiś czas włączają programy TVP. Bez względu na to, kiedy wskakuje się na kanały informacyjne rządówki, niezawodnie trafi się na wiadomości o: nieprzerwanym paśmie sukcesów rządu, nieustannym knuciu opozycji, nieprzerwanym paśmie sukcesów rządu i nieustannych zdradach opozycji.

"Co zrobić, żeby rzeczywiście to pan wygrał, no, bo rozumiem, że to pan się stara w tej kampanii o swoją wygraną i żeby to zagłosowano na pana" - to pytanie Danuta Holecka zadała Andrzejowi Dudzie w czasie kampanii prezydenckiej w 2020 roku.

Bezstronnie, profesjonalnie, prawda? A to były tylko niewinne wprawki w porównaniu z tegorocznymi wyborami. Teraz telewizja, która wydarzenia powinna relacjonować obiektywnie, zamieniła się w słup ogłoszeniowy PiS.

Takich pieniędzy za miłość nikt im nie da

Kilka dni temu dowiedzieliśmy się o gigantycznych pieniądzach, które każdego miesiąca wpływają na konta telewizyjnych "gwiazdeczek". Można by to zaakceptować, gdyby podatnik - bo to z naszych pieniędzy finansowana jest telewizja - dostawał prawdziwe, sprawdzone informacje.

Liczba zer na koncie to prawdopodobnie jeden z najważniejszych powodów, dla których m.in.: wspomniani już Rachoń i Holecka, ale i Edyta Lewandowska, Hanna Trzaskalska, Magdalena Ogórek i niedościgniony Miłosz Kłeczek, bez cienia wstydu od świtu do zmierzchu fundują nam propagandową magmę.

- Do wszystkich tłustych kotów, które dziś zasiadają w spółkach Skarbu Państwa, sponsorując kampanię PiS-u, mam jedno, proste przesłanie: pakujcie kuwety - mówił w czasie "debaty" szef Polski 2050 Szymon Hołownia. Ten cytat z niego utkwi w pamięci odbiorców, jako jeden z niewielu, który poniósł się "w internetach".

Uogólniając - może się odnosić również do funkcjonariuszy rządówki, bo nikt z opozycji nie ukrywa, że w obecnej formie zostanie ona zbudowana na nowo. Rachoń, walcząc o trzecią kadencję dla PiS, walczył o przetrwanie miejsca, z którego on i podobni czerpią pełnymi garściami. Dostarczył ostatecznych dowodów na to, że opozycja ma rację.

W "Psach" Pasikowskiego jest scena, w której zdradzony przez kochankę Bogusław Linda cedzi: "Dla kogo dziś mruczysz, kotku". Pracownikom rządówki trudno będzie znaleźć nowego pana. Takich pieniędzy za miłość, jak PiS, nikt im nie da.

Paweł Wiejas, dziennikarz Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1485)