ŚwiatTak szyją polskie firmy. Alarmujący raport o warunkach pracy w fabrykach w Bangladeszu

Tak szyją polskie firmy. Alarmujący raport o warunkach pracy w fabrykach w Bangladeszu

Zatrudnienia na czarno, głodowe płace, łamanie norm czasu pracy, a nawet stosowanie przemocy fizycznej - to tylko kilka z serii nadużyć, z jakimi można spotkać się w fabrykach odzieżowych w Bangladeszu. Tych samych, w których szyją także giganci polskiego rynku - LPP (Reserved, Cropp, House, Mohito, Sinsay), Monnari i Carry. Raport organizacji Clean Clothes Polska nie zostawia suchej nitki na warunkach, które panują w banglijskich szwalniach.

Tak szyją polskie firmy. Alarmujący raport o warunkach pracy w fabrykach w Bangladeszu
Źródło zdjęć: © AFP | Munir Uz Zaman

21.05.2014 09:37

Raport "Grubymi nićmi szyte. Warunki pracy dostawców polskich firm odzieżowych w Bangladeszu" powstał na podstawie wywiadów z ponad 100 pracownicami i pracownikami trzech fabryk w zamieszkałej przez ok. 7 mln ludzi Dhace, stolicy Bangladeszu.

Clean Clothes Polska, przy współpracy i wsparciu Banglijczyków, ustaliła, że we wszystkich badanych lokalizacjach dochodzi do łamania zarówno międzynarodowych standardów prawnych, jak i banglijskiego prawa pracy. Co więcej, ze względu na niskie płace pracownicy żyją na skraju ubóstwa. Większość z badanych mieszka w slumsach i nie stać ich na odpowiednie wyżywienie, leczenie oraz edukację dzieci.

Młodzi, niewykształceni, z wielkiego miasta

Gros pracowników fabryki, która szyje dla LPP, to osoby w wieku 18-20 lat, jedna trzecia miała 21-25 lat, a tylko cztery osoby były powyżej 26 roku życia. Jedna z zatrudnionych przyznała, że ma zaledwie 15 lat. Według pracownic, które wzięły udział w anonimowym badaniu, fabryki nie chcą zatrudniać starszych osób, powyżej 40 roku życia, bo uznają je za mniej wydajne. Takie szwaczki często są wyrzucane z pracy.

Większość zatrudnionych ukończyła zaledwie pięć klas obowiązkowej bezpłatnej szkoły podstawowej. Niewielki odsetek ma za sobą kilka klas szkoły średniej, a tylko jeden mężczyzna ukończył ten etap edukacji. Przyczyną słabego wyedukowania pracownic i pracowników jest presja ekonomiczna, która zmusza ich do wczesnego porzucenia szkół i rozpoczęcia pracy na długo przed osiągnięciem pełnoletności.

Ta tendencja powtarza się również w fabrykach, które szyją dla innych polskich firm - Monnari i Carry. - Uczyłam się tylko do szóstej klasy. Chciałam dalej, ale z powodu problemów finansowych musiałam przerwać naukę i iść do pracy. Chcę, żeby moja rodzina była szczęśliwa i żeby brat zdobył wykształcenie i dobrą pracę. Dlatego pracuję - mówi 19-letnia Shubhorna, która pracuje w szwalni zaopatrującej Monnari.

8 złotych premii miesięcznie

Płaca minimalna w Bangladeszu do grudnia 2013 roku wynosiła 3000 taka (117 zł). Została podwyższona do 5300 taka (207 zł) w wyniku protestów pracowniczych spowodowanych głodowymi pensjami oraz serią tragicznych pożarów w fabrykach, a zwłaszcza katastrofą Rana Plaza. Wówczas protestujący domagali się podwyżki do 8000 taka (312 zł).

Te kwoty wciąż są dalekie od godnej płacy, która zaspokoiłaby podstawowe potrzeby życiowe i nie zmuszałaby rodziców do wysyłania dzieci do pracy. Jak podaje Clean Clothes Polska, banglijskie organizacje pracownicze i pozarządowe szacują ją na poziomie 25687 taka (1002 zł).

Tymczasem w trzech fabrykach płace z reguły są około pięciokrotnie mniejsze niż szacowana godna pensja. Nie wszystkie płace podstawowe spełniały również wymogi ustawowej pensji minimalnej. W pojedynczych przypadkach zatrudnieni zarabiali powyżej 6000 taka (234 zł), ale takie osoby nie pracują w szwalni, a np. w kontroli jakości.

Wszystkie trzy fabryki mają ten sam system miesięcznej premii. W zamian za punktualne stawienie się do pracy przez cały miesiąc oferują 200 taka (8 zł) premii. - Zawsze muszę być w fabryce dobrze przed ósmą. Jeśli spóźnię się nawet minutę, premia mi przepadnie. To mała suma, ale mnie i mojej rodzinie jest niezbędna - wyznaje Shubhorna, która pracuje w szwalni szyjącej dla Monnari.

Inna Banglijka dodaje, że nie ma żadnych pieniędzy na własne wydatki, wszystkie fundusze przeznacza na podstawowe potrzeby rodziny. - Kiedy widzę sukienkę w sklepie, myślę tylko: przyjdę ją kupić, jak będę miała pieniądze. Ale ten dzień nigdy nie nadchodzi - mówi Sumaiya z fabryki, która wykonuje zlecenia LPP.

"Ta fabryka jest najgorsza ze wszystkich"

Fabryki nie przestrzegają także innych praw pracowniczych. Szwaczki nie mają praktycznie żadnych szans na płatny urlop. Z reguły nie mogą wziąć nawet nieodpłatnych dni wolnych. Jeden dzień nieobecności w pracy bywa równoznaczny ze zwolnieniem.

Czytaj również: Handel ludźmi - w niewoli może przebywać nawet 27 mln osób Zdarza się również, że nawet poważne problemy zdrowotne nie są powodem, dla których kierownictwo jest skłonne przyznać wolne dni. - Ta fabryka jest najgorsza ze wszystkich w okolicy. Jeden z pracowników poważnie zranił się w dłoń w czasie pracy, ale mimo ponawianych próśb, fabryka nie wypłaciła mu żadnego odszkodowania ani nie dostał wolnego, żeby móc się wyleczyć - tak anonimowy pracownik relacjonował warunki panujące w szwalni, której szycie zleca polska firma Carry.

Kolejnym problemem jest duża liczba nadgodzin, która według badanych, często nie jest uczciwie naliczana. Fabryki nie spełniają także standardów BHP i zabraniają pracownikom zakładać związki zawodowe. Osoby, które próbują organizować zrzeszenia, są dyskryminowane, zastraszane i zwalniane z pracy. Jak podaje Clean Clothes Polska, na ponad 5 tysięcy fabryk w Bangladeszu, tylko 149 posiada zarejestrowane związki zawodowe, z których większość powstała dziesiątki lat temu.

Odpowiedź polskich firm

Clean Clothes Polska udostępniła wstępne wyniki swojego raportu trzem polskich firmom, które zlecały produkcję badanym banglijskim fabrykom. Pisemnej odpowiedzi udzieliły LPP S.A. oraz Monnari Trade S.A.

Ta pierwsza zadeklarowała, że jest "obecnie w trakcie budowania długofalowej polityki społecznej odpowiedzialności biznesu, która obejmie także kwestie związane z łańcuchem dostaw czy tematy środowiskowe. Jednym z jej elementów będzie także aktywna i transparentna komunikacja".

Z kolei Monnari podkreśla, że od 2009 roku spółka przechodziła trudności finansowe. "W związku z trudną sytuacją wewnętrzną oraz redukcją zatrudnienia spółka nie podejmowała kroków w celu sformalizowania działań CSR (społeczna odpowiedzialność biznesu - przyp.). Monnari Trade S.A. zamierza stworzyć politykę w zakresie społecznej odpowiedzialności biznesu obejmującą również zagadnienia odpowiedzialnego społecznie łańcucha dostaw" - napisano w odpowiedzi.

LPP S.A. to największą polska firma odzieżowa. Obecnie posiada pięć marek: Reserved, House, Mohito, Cropp i Sinsay. Projektowaniem i dystrybucją ubrań zajmują się pracownicy w Polsce, a ich produkcja zlecana jest do Azji. W 2013 r. LPP osiągnęła przychody netto ze sprzedaży w wysokości ponad 4 miliardów złotych oraz zysk netto w wysokości ponad 432 milionów złotych.

W kwietniu 2013 roku świat obiegła wiadomość o tragicznym zawaleniu się fabryki na obrzeżach Dhaki. W katastrofie zginęło ponad 1100 osób, a około 2000 zostało rannych. W gruzach budynku odnaleziono metki ubrań Cropp, a LPP potwierdziła, że zlecała produkcję w zawalonej szwalni. Od tamtej pory LPP podjęła kroki, mające na celu polepszenie społecznej odpowiedzialności biznesu, jednak w chwili przygotowania raportu wciąż nie udostepniła kodeksu postępowania (ang. code of conduct), który jest podstawą wewnątrzfirmowej polityki CSR.

Monnari działa według podobnego schematu. Projektuje w kraju, a produkuje głównie zagranicą, choć także w Polsce. Firma przeżywała kryzys w latach 2009-2010, jednak od tamtej pory rozwija się i poprawia swoje wyniki. Rok 2013 był dla niej pomyślny. Przychody wyniosły ponad 145 mln zł, a zysk netto 17 mln zł.

Carry, która nie odpowiedziała na list Clean Clothes Polska, również mieści się w Polsce, ale produkcję zleca do Azji. Nie publikuje prawie żadnych informacji na temat swojej działalności, w tym o zaangażowaniu na rzecz społecznej odpowiedzialności biznesu.

Światowe zagłębie odzieżowe

Bangladesz to drugi po Chinach największy eksporter odzieży na świecie. W fabrykach ubrań w tym kraju pracuje około 4 mln osób, głównie są to młode kobiety. Przemysł tekstylny ma 17 proc. udziału w PKB państwa i stanowi 78 proc. krajowego eksportu.

Niskie płace sprawiają, że Bangladesz przyciąga modowych potentatów z całego świata. Tutaj produkcję lokują H&M, Inditex (m. in. Zara, Bershka, Stradivarius), Primark, Mango, Benetton, C&A, Carrefour, Lidl i wiele innych.

Około 50 proc. odzieży produkowanej w Bangladeszu trafia do Europy, a 30 proc. do USA.

Źródła: cleanclothes.pl, WP.PL

Źródło artykułu:WP Wiadomości
ubraniabangladeszodzież
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)