Niewolnictwo XXI wieku w Rosji
Społeczno-polityczna transformacja w krajach byłego ZSRR uczyniła ten obszar szczególnie podatnym na niewolnicze wykorzystanie ludzkiej pracy i handel żywym towarem. Proceder ten, związany z nielegalną migracją, stał się obecnie podstawowym problemem społecznym regionu, a w Rosji wywołuje prawdziwą histerię - pisze Robert Cheda dla Wirtualnej Polski.
19.08.2013 | aktual.: 18.04.2014 12:14
Według międzynarodowych organizacji pomocowych, human trafficking czyli handel ludźmi, jest wraz z przemytem narkotyków i broni najbardziej dochodową dziedziną działalności światowego syndykatu zbrodni. Dane UNODC - Biura Narodów Zjednoczonych ds. narkotyków i przestępczości, mówią o milionie osób, które rocznie wpadają w sidła współczesnych handlarzy żywym towarem.
Społeczno-polityczna transformacja w krajach byłego Związku Radzieckiego, uczyniła ten obszar szczególnie podatnym na niewolnicze wykorzystanie ludzkiej pracy. Przy tym bardzo często w majestacie prawa i za zgodą rządzących. Dlatego trafficking, a raczej nielegalna migracja przybrała w WNP takie rozmiary, że stała się obecnie podstawowym problemem społecznym. W Rosji temat wywołuje prawdziwą histerię.
W poszukiwaniu lepszego jutra
27 lipca na jednym z moskiewskich rynków handlowych doszło do napadu na policyjny patrol. Sprawcami byli obywatele Rosji, którzy przybyli do stolicy z Dagestanu. Jednak pokazowa, ogólnorosyjska obława policyjna, jaka rozpoczęła się w następstwie z osobistego polecenia Władimira Putina, dotknęła głównie migrantów z poradzieckiej Azji, Wietnamu oraz Chin. W toku masowych zatrzymań przeprowadzonych przez Federalną Służbę Migracyjną, w obozach filtracyjnych osadzono kilka tysięcy nielegalnych przybyszów, oczekujących obecnie na deportację.
Operacja antyimigracyjna otworzyła prawdziwą Puszkę Pandory, a raczej podniosła na oficjalny szczebel tajemnicę poliszynela. Bo według oficjalnych danych tejże Służby Migracyjnej, w Rosji przebywa około 3 milionów migrantów, głównie z Kaukazu Południowego, Azji Środkowej oraz Ukrainy i Białorusi. Zaś zgodnie z ostrożnymi szacunkami niezależnych ekspertów jest ich co najmniej 10 milionów. I jak informuje Radio Swoboda, coroczna fala nielegalnej migracji wynosi kolejny milion osób.
Czego poszukują w dawnej metropolii? Internetowa agencja informacyjna Lenta przeprowadziła na terenie Wspólnoty Niepodległych Państw własne dochodzenie, a wyniki były wstrząsające. Na przykład mieszkańcowi Tadżykistanu muszą wystarczyć do dziennego przeżycia dwa dolary. Z kolei populacja Uzbekistanu wzrosła w ostatnim dwudziestoleciu z 19 do 30 milionów osób. Dziś zdecydowaną większość stanowią młodzi ludzie, nie mający przed sobą żadnych perspektyw życia, bo choć oficjalne bezrobocie wynosi tylko 5 proc., to faktyczne sięga nawet 30 proc.
Ponadto uzbecka młodzież jest wykorzystywana w majestacie prawa do niewolniczej pracy na miejscowych plantacjach bawełny. Niewiarygodne, ale w tym kraju podstawowym warunkiem przyjęcia do szkoły lub na studia jest zgoda na przymusową i darmową pracę przy zbieraniu bawełny. A o tym, że jest to praca ponad siły, świadczą informacje o samobójstwach uzbeckich uczniów i studentów oraz o znęcaniu się nad nimi, w przypadku niewypełnienia wyśrubowanych norm dziennego zbioru.
Proceder stał się tak nagminny, że wywołał poważne zaniepokojenie Międzynarodowej Organizacji Pracy, która przez kilka lat bezskutecznie żądała prawa inspekcji. Pomogła dopiero groźba światowego bojkotu uzbeckiej bawełny. Choć Jane Zimermann zajmująca się w amerykańskim Departamencie Stanu problemami demokracji i praw człowieka, przyznała w wywiadzie dla agencji informacyjnej Fergana, że faktyczne możliwości monitorowania warunków pracy w Uzbekistanie są niewielkie.
Z kolei na Białorusi liczba emigrujących młodych ludzi wynosi rocznie ok. 150 tysięcy, z których zdecydowana większość wybiera Rosję. Zdaniem Aleksandra Jaroszczuka z mińskich związków zawodowych, przyczyną jest nie tylko zła sytuacja ekonomiczna kraju, ale także kompletny brak możliwości samorealizacji. Aby zapobiec ucieczce młodych Białorusinów, prezydent Aleksander Łukaszenko podpisał współczesny kriepostnyj diekret - dekret pańszczyźniany, który zabrania zmiany miejsca zatrudnienia przez 20 tysięcy pracowników dochodowego przemysłu drzewnego. W razie nieposłuszeństwa, pracownik narażony jest na tzw. wilczy bilet oraz zmuszony do zwrócenia państwu dotychczasowych zarobków.
Nic dziwnego, że ludzie z całego byłego Związku Radzieckiego emigrują do Rosji, która wydaje się ziemią obiecaną. Dla Tadżyka, Kirgiza czy Uzbeka miesięczna płaca moskiewskiego dwornika - dozorcy, czy niewykwalifikowanego budowlańca, wynosząca od 200 do 400 dolarów, wydaje się manną z nieba, a po przesłaniu do ojczyzny umożliwia godziwe życie licznej rodziny. I są to pieniądze niemałe. Według ostrożnych szacunków Centralnego Banku Rosji, ekonomiczni migranci przesyłają rocznie za granicę od 8 do 10 miliardów dolarów. W przypadku Tadżykistanu, takie przelewy stanowią połowę PKB. W Kirgistanie i Uzbekistanie około jednej trzeciej. Na ziemi obiecanej
Wiosną bieżącego roku szef Komitetu Śledczego Rosji Aleksander Bastrykin pochwalił się uczestnikom Międzynarodowego Forum Ekonomicznego w Petersburgu rozpoczęciem stu dochodzeń karnych w sprawie handlu żywym towarem. Dziennikarze magazynu "Russkij Reportior" wyśmiali jednak taką liczbę i poradzili Bastrykinowi, aby osobiście udał się na moskiewskie rynki handlowe czy budowy obiektów olimpijskich w Soczi, aby na własne oczy zobaczył dziesiątki tysięcy migrantów zatrudnionych w handlu i budownictwie. Na nielegalną migrację nie byłoby bowiem zapotrzebowania, jeśliby nie potrzeby rosyjskiej gospodarki, napędzanej surowcową prosperity.
Jak informuje portal Slon, eksperci moskiewskiej Wyższej Szkoły Ekonomicznej, udowodnili ścisły związek koniunktury na ropę naftową i gaz, ze zwiększonym napływem migrantów. Okazuje się także, że rodowici Rosjanie, którym zasmakował własny biznes lub dobrze opłacana praca w szerokiej sferze usług, nie są zainteresowani wykonywaniem ciężkich prac, w tym również, w prężnie rozwijającym się sektorze rolno-spożywczym. Dlatego na rosyjskim rynku pracy powstało ogromne zapotrzebowanie na niewykwalifikowaną siłę roboczą z byłych kolonii.
Negatywną sytuację potęguje oczywiście kryzys demograficzny. Ludność Rosji stale się zmniejsza, przy tym rośnie ilość emerytów, a maleje liczba osób czynnych zawodowo. I wreszcie, masową migrację ułatwiają przepisy celne. Otóż do Rosji można wjechać na tzw. wewnętrznym paszporcie (dowodzie osobistym) kraju pochodzenia, pod warunkiem, że należy on do strefy WNP. W ten sposób miliony nielegalnych migrantów wjechały, po czym rozpłynęły się, a proceder handlu żywym towarem stał się niezwykle opłacalny.
Sprowadzaniem migrantów z byłego ZSRR zajmują się zorganizowane grupy przestępcze, mające własne specjalizacje. I tak, mafia uzbecka przerzuca migrantów na potrzeby wielkich budów. Azerskie i ormiańskie grupy przestępcze opanowały handel detaliczny i hurtowy, zaś szajki z Kaukazu Północnego, nielegalną produkcję i sprzedaż alkoholu oraz papierosów. Tekstyliami zajmują się chińskie triady i ich sąsiedzi z Wietnamu. Kryminaliści z Kirgistanu i Ukrainy dostarczają kobiety do prac domowych oraz domów publicznych. Z tym, że w tym ostatnim przypadku oprócz Rosji, podstawowymi kierunkami są także Unia Europejska i Bliski Wschód. Jednak niezależnie od profilu działania, kryminalna organizacja układa się w prawdziwy łańcuch, bynajmniej nie dobrej woli i pomocy, a wyciągania z ludzkiej krzywdy maksimum zysków.
Częstokroć, w celu legalizacji przestępczych działań, narodowe mafie posługują się oficjalnymi biurami podróży i zatrudnienia lub same zakładają fasadowe instytucje. Właśnie taką metodą posłużyła się międzynarodowa szajka z Saratowa, która pod szyldem biura zatrudnienia zwerbowała 150 kobiet z Białorusi, Ukrainy i Kirgistanu do domów publicznych w Rosji, Francji i Libanie.
Niemniej ważną rolę pełnią ci migranci, którzy po kilkuletnim pobycie w Rosji uzyskali miejscowe obywatelstwo. Zimą 2012 r. Moskwą wstrząsnął skandal z udziałem mieszkańców Kazachstanu. Wywodząca się z tego kraju obywatelka rosyjska Żansułu Istanbekowa, werbowała do pracy młode Kazaszki. Po przybyciu do Moskwy były one więzione w piwnicach sklepów, w których pracowały za darmo oraz poddawane psychologicznej przemocy. Rozmowy i zachowanie niewolnic śledziło stale kilkanaście kamer i mikrofonów. Organizatorka procederu wydawała kobiety za mąż za swoich wspólników, a gdy rodziły dzieci, szantażowała młode matki groźbą oddzielenia od pociech. Aferę upubliczniło obywatelskie stowarzyszenie Alternatywa, do którego zwrócili się o pomoc krewni ofiar.
Wreszcie ręki do przestępczego procederu przykładają sami Rosjanie, którzy udostępniają nielegalnym migrantom tzw. propiski, czyli meldunki niezbędne do przebywania na terenie kraju. Dlatego w Rosji nagminnym zjawiskiem są tzw. gumowe mieszkania, w których zameldowanych jest kilkudziesięciu migrantów. Swoisty rekord pobiła na przykład mieszkanka Jakutii, która zameldowała w komunalnym pokoju 300 przyjezdnych z Centralnej Azji, lub obywatel Petersburga, goszczący 200 "krewnych" z Tadżykistanu. Do tej listy dodać można coraz częściej miejskie przedsiębiorstwa komunalne, zatrudniające dworników i palaczy.
Migranci wabieni są wspaniałymi warunkami pracy, mieszkania oraz możliwościami uzupełnienia wykształcenia. Jednak we wszystkich przypadkach mechanizm "zatrudnienia" jest identyczny. Z chętnych do przyjazdu na ziemię obiecaną, ściągany jest najpierw haracz na koszty podróży oraz załatwienie formalności granicznych. Po przybyciu na miejsce migrantów czeka tylko rozczarowanie. Nowi właściciele zabierają paszporty, tak aby ofiary nie mogły uciec oraz informują niewolników o długu, który muszą odpracować. W ten sposób postąpiono z grupą nieletnich z Kirgistanu. Zamiast dobrych warunków noclegowych, dni wolnych i nauki zawodu, chłopcy w wieku 11-14 lat szyli ubrania w podmoskiewskim Nogińsku. Zamieszkali w hali fabrycznej, pracowali po nocach i byli bici za niewypełnienie planu. Za każdego z nich rodzice dostali po pięć tysięcy rubli, czyli ok. sto pięćdziesiąt dolarów. Są też przypadki rodem z książki pt. "Metro 2034" Dmitryja Glukhovskiego. Grupa 200 migrantów Azji Centralnej i Południowo-Wschodniej, kilka lat
żyła i pracowała w labiryncie podziemi pod Rynkiem Czerkizowskim w Moskwie, nie wychodząc praktycznie na powierzchnię.
I można tylko zapytać, jak to możliwe, aby w Rosji XXI wieku mogło dochodzić do podobnych zjawisk. Wytłumaczenie jest proste - decydujący udział w kryszowaniu, czyli chronieniu nielegalnego biznesu, mają policjanci i funkcjonariusze samej Służby Migracyjnej. Osobiste polecenie Władimira Putina o zaprowadzeniu porządku w sferze nielegalnej migracji miało na celu antykorupcyjne oczyszczenie obu instytucji ochrony porządku. Nie bez kozery rosyjski prezydent oddał nadzór nad walką z handlem żywym towarem Federalnej Służbie Bezpieczeństwa oraz Komitetowi Śledczemu. Choć złośliwi komentatorzy sceny politycznej mówią raczej o nowym podziale stref korupcyjnych wpływów między strukturami siłowymi Rosji. Przypisują także Putinowi czysto polityczne cele.
Wszystkiemu winni migranci
Społeczna histeria, która nastąpiła po lipcowej obławie Federalnej Służby Migracyjnej jest tylko kolejnym, gorącym etapem publicznej dyskusji wokół nielegalnej siły roboczej w Rosji. Temat należy do najbardziej aktualnych od kilku już lat. Z badań Ośrodka FOM wynika, że ponad połowa Rosjan negatywnie odnosi się do migrantów, oskarżając ich o kryminalizację życia i własny brak bezpieczeństwa.
Tym niemniej, jak twierdzą eksperci Wyższej Szkoły Ekonomicznej, wobec pogarszającej się sytuacji demograficznej (prognozy mówią o zmniejszeniu populacji z 142 do 138 milionów w 2025 r.), Rosja jest skazana na przyciąganie zagranicznej siły roboczej. Krótko mówiąc, obecne 10 milinów nielegalnych migrantów to także zbyt mało. Aby gospodarka rozwijała się w dotychczasowym tempie, za kilka lat potrzeba będzie kolejnych dziesięć milionów rąk do pracy. Sugestie takie znajdują szczególny posłuch u właścicieli małych i średnich firm, dla których korzystanie z taniej siły roboczej, to kwestia przeżycia.
Innego zdania jest wielki rosyjski biznes. Jego reprezentant i właściciel czołowej agencji zatrudnienia Superjob, Aleksiej Zacharow, skierował w tej sprawie list otwarty do Putina. Twierdzi, że kolejne dziesięć milionów migrantów wypchnie Rosjan z rynku pracy, a obcokrajowcy będą stanowili połowę czynnego zawodowo społeczeństwa już w 2020 r. Zaś wielki biznes potrzebuje kwalifikowanych, najlepiej rosyjskich kadr. A jak się argumentuje, obcokrajowcy nie poddają się asymilacji i nie podzielają wzorca kulturowego kraju pobytu.
Dyskusja ekonomistów i socjologów trwa, ale najważniejsze, że antyimigracyjny ton podchwyciła kontrolowana przez Kreml prasa bulwarowa. Tabloidy nagłaśniają każdy przypadek kryminalnej działalności mieszkańców byłych kolonii, podsycając ksenofobiczne nastroje Rosjan. Nagminne są informacje o niesprowokowanych atakach migrantów na Słowian. Dlatego na ulicach rosyjskich miast i wsi, coraz częściej dochodzi do międzyetnicznych starć o zabarwieniu rasistowskim. Z tego powodu część miejscowych analityków nie ma wątpliwości, iż jest to odgórnie sterowana kampania. Jak twierdzi portal Slon, jej celem może być przerzucenie na obcych, czyli jak mówią Rosjanie - "czarnych" lub "brodaczy", odpowiedzialności za stagnację rosyjskiej gospodarki i pogarszająca się sytuację bytową Rosjan.
Obecnie Kreml skierował do rozpatrzenia przez rząd federalny 10 zasad nowej polityki migracyjnej. Wśród nich czołowe miejsce zajmuje selekcja na migrantów chcianych, czyli specjalistów oraz na tanią siłę roboczą. Ponadto, przyszli migranci mają być kierowani do rejonów zapotrzebowania, np. na Syberię i Daleki Wschód, a obowiązkiem będzie nauka języka rosyjskiego i podstaw rosyjskiej kultury, zakończona państwowym egzaminem.
Rosja nie ukrywa, że wzoruje się na rozwiązaniach przyjętych w Unii Europejskiej i USA. Z drugiej strony nie może sobie pozwolić na zamknięcie granic, tak z powodów ekonomicznych, jak politycznych. Potoki migracyjne z krajów WNP są zbyt ważnym instrumentem utrzymania rosyjskiej dominacji w tej strefie, pozostają także kartą przetargową w relacjach z Brukselą i Waszyngtonem. Jednak kierunek zmian wskazuje, iż Moskwa dołącza do tzw. złotego miliarda ludzkości, który wzorem starożytnego Cesarstwa Rzymskiego zamierza za wszelką cenę bronić limes (granic) sytego dobrobytu przed barbarzyńcami z Trzeciego i kolejnych Światów.
Robert Cheda dla Wirtualnej Polski
Lead pochodzi od redakcji.