Handel ludźmi - w niewoli może przebywać nawet 27 mln osób
Prostytucja, zmuszanie do niewolniczej pracy, handel organami ludzkimi… Rocznie przestępcy zarabiają na tym 39 bilionów dolarów. – Szacuje się, że obecnie w niewoli przebywa 27 milionów ludzi. A to zaledwie wierzchołek góry lodowej – mówi Daniela Sikora, autorka książki „Milczenie jest złotem”, w rozmowie z Piotrem Gulbickim dla WP.PL
23.07.2013 | aktual.: 24.07.2013 13:59
WP: Piotr Gulbicki: Od kilku lat zajmuje się pani problematyką handlu ludźmi.
Daniela Sikora: Dokładnie od trzech, od czasu mojego przyjazdu do Londynu. Znajomy pracował wówczas dla organizacji niosącej pomoc ofiarom przestępstw i to zagadnienie bardzo mnie poruszyło. Zaczęłam oglądać filmy, czytać literaturę, studiować co na ten temat mówiono i pisano. Gromadziłam materiały, kontaktowałam się z różnymi organizacjami.
WP: Efektem tego jest książka.
Liczy 365 stron i jest dostępna w internecie, w formie e-booka. Za darmo, bo chcę, żeby dotarła do jak najszerszego grona odbiorców.
WP: Oparta jest na autentycznych wydarzeniach.
Częściowo, ale nie do końca. To historia kobiety, która wyjechała do Anglii, zakochała się w mężczyźnie, a ten – jak się okazało – zajmował się handlem ludźmi. Akcja skonstruowana jest w ten sposób, żeby czytelnik mógł w miarę dogłębnie zrozumieć, na czym polega ten proceder. W książce podane są statystyki, definicje, namiary na organizacje, które zajmują się pomocą poszkodowanym.
WP: Jak duża jest skala zjawiska?
Powiem tak – rocznie zysk z tego typu przestępstw, w skali globalnej, wynosi około 39 bilionów dolarów. Przy czym, jeśli chodzi o samą prostytucję, to kwota oscylująca w granicach 27,8 biliona. Takie są oficjalne dane.
Znamienny jest fakt, że handel ludźmi jest drugą najszybciej rozwijającą się formą zorganizowanej przestępczości na świecie. Szacuje się, że w niewoli przebywa dziś 27 milionów ludzi. Jednak to wierzchołek góry lodowej, w rzeczywistości ta liczba jest znacznie wyższa, gdyż bardzo dużo przypadków w ogóle nie jest odnotowywanych przez policję.
WP: Bo ofiary się boją?
Bo się boją, bo mają traumę, bo nie wierzą w sprawiedliwość… Bywa, że unikają organów ścigania – mając świadomość, że zostały nielegalnie przewiezione przez granicę, zarabiały niezgodnie z prawem, używały sfałszowanych dokumentów, posiadały narkotyki itp. Ci ludzie wiedzą, że zostali zmuszeni do popełnienia przestępstw – często sami oprawcy wmawiają im, że trafią za to za kratki.
WP: Rodziny nie szukają swoich bliskich, którzy nagle znikają?
Zauważmy, że profesjonalne gangi trudniące się tym procederem, działają w sposób zaplanowany i zorganizowany. Szukają osób, których relacje rodzinne są – mówiąc delikatnie – nie są najlepsze. W takiej sytuacji nagłe urwanie kontaktów nie budzi aż tak dużych podejrzeń.
Ale bywają też przypadki dokładnie odwrotne, kiedy ofierze bardzo zależy na swoich bliskich. Wykorzystują to przestępcy strasząc, że jeśli osoba nie będzie posłuszna, jej rodzinie stanie się krzywda. Bywa, że zaszczute ofiary dla uwiarygodnienia sytuacji wysyłają do domu pieniądze, a w telefonicznych rozmowach zapewniają, że wszystko jest w porządku.
WP: Handel ludźmi to głównie prostytucja.
To zależy w jaki sposób zestawimy statystyki. Owszem, zmuszanie do nierządu jest jedną z najdrastyczniejszych form tego procederu, ale obejmuje on szerszy zakres. Jego składowymi częściami są też niewolnicza praca (na budowach, plantacjach, w fabrykach) oraz handel narządami ludzkimi. Tego ostatniego oficjalne dane często w ogóle nie obejmują, jednak, według Interpolu, problem istnieje. I się pogłębia.
WP: Bo jest kryzys ekonomiczny?
Bo jest kryzys, bo są otwarte granice, bo jest swobodny przepływ ludzi. A także coraz większy upadek norm moralnych i etycznych.
Przy czym, co warto podkreślić, sprawy często nie są nagłaśnianie. Mało kto wie, że w ubiegłym roku brytyjscy funkcjonariusze rozbili polski gang działający na Wyspach, żyjący z wyzysku trzystu rodaków.
WP: Trzystu rodaków?
Dokładnie tak, ofiarom udzielono pomocy i odesłano je nad Wisłę. A była to zaledwie jedna grupa i jedna akcja. W istocie nie wszystkie informacje przedostają się do opinii publicznej, ja dowiedziałam się o tym od inspektora brytyjskiej policji Kevina Highlanda, szefa specjalnej jednostki do spraw zwalczania handlu ludźmi.
Powrót do normalnego życia, jeśli nawet uda się ofierze wyzwolić z rąk oprawców, nie jest łatwy. Wszystko zależy od indywidualnego przypadku – od traumy, jaką przeżyła dana osoba, od jej wrażliwości, od procesu łamania, któremu została poddana. Według badań, w ciągu 60 dni intensywnej manipulacji i prania mózgu człowiek jest w stanie przyswoić sobie zupełnie nowe nawyki i diametralnie zmienić sposób myślenia.
A przestępcy nie działają w ciemno. Droga do prostytucji składa się z kilku etapów, werbowanie potencjalnych kandydatek może odbywać się na kilka sposobów. Pierwszy, „na miłość”, czyli „na lover boya”, polega na tym, że mężczyzna rozkochuje w sobie kobietę, uprowadza ją, sprzedaje, po czym zmusza do nierządu. Inna metoda, „na pracę”, dotyczy obietnicy pomocy w znalezieniu zatrudnienia, a ostatecznie kończy się to na prostytucji bądź pracy przymusowej. Popularny jest również „mechanizm długu”. Ofiara spłaca rzekome ogromne koszty organizacji jej wyjazdu do pracy oraz utrzymania, a kiedy jest już blisko uregulowania długu, zostaje sprzedana innemu właścicielowi. I tak w kółko.
W międzyczasie odbywa się urabianie – bicie, głodzenie, zastraszanie, zabieranie dokumentów, wielokrotne gwałcenie. Po takiej intensywnej obróbce ofiara nie myśli już o ucieczce, jest psychicznie złamana. Wpływają na to również różnego rodzaju psychologiczne triki. Na przykład gwałcicielem jest człowiek w mundurze, przez co kobieta jest przekonana, że to policjant. W efekcie, widząc prawdziwego funkcjonariusza, panicznie się go boi; ma wrażenie, że cały świat otoczony jest przestępczą pajęczyną.
WP: A jest?
Zdarzają się różne sytuacje, jednak trudno mi mówić na ten temat nie mając konkretnych dowodów. Natomiast, przede wszystkim, ważna jest świadomość i nagłośnienie problemu.
WP: Przez kogo?
Przez nas wszystkich. Właśnie w tym celu napisałam książkę, rozpoczęłam projekt „Every-one”, prowadzę też wykłady, między innymi w szkołach i kościołach. A jednocześnie uczestniczę w konferencjach, współpracuję z Ambasadą RP w Londynie, realizuję wspólne przedsięwzięcia z różnymi organizacjami. Przeprowadziliśmy na przykład kilka akcji ulicznych, podczas których rozdawaliśmy ulotki, informując przechodniów o skali problemu.
WP: Dużo Polaków na Wyspach padło ofiarą handlu ludźmi?
Według danych Salvation Army, organizacji prowadzącej trzynaście ośrodków przeznaczonych dla ofiar tego procederu, w ubiegłym roku skorzystało z ich pomocy 378 osób, w tym 53 z Polski. Ale, jak już wcześniej wspomniałam, oficjalne dane nijak mają się do rzeczywistości…
Z Londynu dla WP.PL Piotr Gulbicki