Publicystyka"Tak nagradza prezes PiS. Jarosław Kaczyński na listach godzi frakcje, partnerów i interesy" [Opinia]

"Tak nagradza prezes PiS. Jarosław Kaczyński na listach godzi frakcje, partnerów i interesy" [Opinia]

"Tak nagradza prezes PiS. Jarosław Kaczyński na listach godzi frakcje, partnerów i interesy" [Opinia]
Źródło zdjęć: © East News | Rafał Oleksiewicz/REPORTER
Michał Wróblewski
13.07.2019 14:17, aktualizacja: 13.07.2019 14:47

Ministrowie, wiceministrowie, sprawdzeni działacze, młodzi politycy, "ziobryści", "gowinowcy" i "starzy" partyjni wyjadacze będący w PiS "od zawsze". Jarosław Kaczyński przedstawił liderów list wyborczych Zjednoczonej Prawicy. Pogodził interesy wszystkich środowisk. Prawie wszystkich. Bo kobiet na "szpicy" list partii rządzącej jest zaledwie garstka. A szkoda.

Kaczyński w krótkim oświadczeniu wygłoszonym w sobotę w siedzibie partii w Warszawie zaznaczył, że 25 osób spośród wymienionych 41 wcześniej nie kandydowało w wyborach z pierwszych miejsc. - Zmiana jest zasadnicza - podkreślił prezes PiS.

Nie objęła tylko i aż jednej grupy - kobiet. Na 41 liderów list pań jest zaledwie 8 (pełna lista kandydatów TUTAJ).

Mirosława Stachowiak-Różecka (Wrocław), Joanna Lichocka (Sieradz), Małgorzata Wassermann (Kraków), Anna Pieczarka (Tarnów), Violetta Porowska (Opole), Bożena Borys-Szopa (Gliwice), Ewa Malik (Sosnowiec), Jadwiga Emilewicz (Poznań) - żadnej z liderek list nie sposób odmowić kompetencji, popularności w elektoracie PiS, zaangażowania.

Tylko dlaczego kandydatek jest tak mało?

Obraz
© East News | Jan Bielecki

Kaczyński - słynący ze swojego szacunku wobec pań - uznał, że nie ma dla nich więcej miejsc na "szpicach" list. Bo pogodzić musiał personalne interesy rożnych frakcji i uwzględnić koalicyjnych partnerów spod znaku Porozumienia i Solidarnej Polski.

I nie zapomnieć o "starych druhach".

Wybory parlamentarne. Tak nagradza prezes

Między innymi dlatego liderem jednego z okręgów został Leonard Krasulski, któremu "Fakt" przypomniał zatajenie przez niego służby w Ludowym Wojsku Polskim. Dlatego liderami list zostali sprawdzeni od dawien dawna ludzie Kaczyńskiego, jak Mariusz Błaszczak, Marek Kuchciński czy Adam Lipiński.

Krzysztof Tchórzewski (4 lata temu nr 2 na liście) numerem jeden w tym roku został najpewniej tylko dlatego, żeby zrekompensować mu czekającą na niego dymisję z funkcji ministra energii po wyborach jesiennych.

Jarosław Kaczyński stawia na swoich ludzi - sprawdzonych i popularnych w elektoracie prawicy. Członków rządu i młodych. Ministrów i wiceministrów. Zaprawionych w bojach i tych mogących zastąpić "starą gwardię" w przyszłości. A dziś tę gwardię uzupełniających.

Obraz
© East News | Jan Bielecki

Dlatego najmłodszym liderem (rocznik 1987) został wiceszef MSWiA Paweł Szefernaker (Koszalin).

Z Lublina wystartuje z kolei Sylwester Tułajew, który także robi dynamiczną karierę w obozie Zjednoczonej Prawicy (od sztabowca PiS w kampanii w 2015 r., przez posła, po wiceministra i lidera listy wyborczej).

Obraz
© East News | Piotr Jaruga/REPORTER

Z biznesu do polityki wraca Rafał Bochenek, były rzecznik rządu Beaty Szydło. On będzie otwierał listę w Chrzanowie - głównie dzięki protekcji byłej premier.

Arkadiusz Mularczyk otrzymuje nagrodę za bój o reparacje wojenne z Niemcami, dlatego - choć przede wszystkim z uwagi na przynależność do Solidarnej Polski Zbigniewa Ziobry - jest liderem w Nowym Sączu.

Niespełna 40-letni Marcin Horała za szefowanie komisji ds. wyłudzeń VAT i stawianie czoła Donaldowi Tuskowi został "jedynką" w Gdyni.

Marek Ast (Zielona Góra) - za bój z opozycją o Trybunał Konstytucyjny i zmiany w wymiarze sprawiedliwości.

Antoni Macierewicz - za to, że po dymisji potrafił nie ujawniać publicznie swojej frustracji i nie próbował budować konkurencji wobec prezesa przy wsparciu ojca Rydzyka.

Dariusz Piontkowski (Białystok) - za "ogarnięcie" podlaskich struktur partii i odwagę przejęcia zgniłego edukacyjnego jaja po byłej szefowej MEN Annie Zalewskiej.

I tak dalej, i tak dalej.

Docenienie rządu

W przypadku wielu liderów list klucz doboru był prosty: sprawdziłeś się w rządzie, możesz być na szczycie. Wysokość szczytu ustala prezes.

I dlatego na "szpicach" list znalazły się takie nazwiska, jak Michał Dworczyk czy Jacek Sasin, jedni z najbliższych współpracowników premiera. Sam Mateusz Morawiecki otworzy listę w Katowicach - co ma podkreślić wagę Górnego Śląska dla PiS ("Kto wygrywa na Śląsku, wygrywa wybory" - głosi stare polityczne porzekadło).

Kaczyński "jedynką" na liście postanowił wynagrodzić Krzysztofa Sobolewskiego - szefa struktur PiS w całym kraju, przewodniczącego Naczelnego Komitetu Wykonawczego. I nikt nie spodziewał się innego scenariusza. Na zapleczu obozu władzy Sobolewski jest jedną z najważniejszych postaci.

Prezes powtarza skuteczny manewr z wyborów europejskich: stawia na najmocniejsze nazwiska na "szpicach" list. Dobór Kaczyńskiego był prosty: nazwiskami maksymalnie zmobilizować elektorat swojego ugrupowania w wyborach. A wszystkich wymienionych wyżej tenże elektorat wszak uwielbia.

Jarosław Kaczyński chce pokazać, że jest gotowy do wyborów. W przeciwieństwie do – powtarza PiS – wciąż dzielącej się/łączącej się/nie wiadomo jakiej opozycji.

Sam Grzegorz Schetyna w sobotę przyznał: - Nie możemy ustalać dziś "jedynek" na listach, bo nie wiemy nawet, w jakiej koalicji pójdziemy do wyborów.

"Opozycja drepcze w miejscu"

I za to właśnie między innymi opozycja zbiera "bęcki" od tzw. liberalnych mediów.

Opisywanie po raz kolejny sytuacji po stronie przeciwników PiS jest już nieco nużące, dlatego przytoczymy Państwu kilka fragmentów z tekstów naszych kolegów po fachu.

Obraz z ich publikacji wyłania się smutny.

Paweł Wroński, "Gazeta Wyborcza": "Trwające od kilku tygodni opisywanie 'rozmów koalicyjnych' przypomina obserwację chomika biegającego w karuzelce. Politycy w tym wszystkim się gubią, dziennikarze dawno się pogubili, a wyborcy są zdezorientowani i coraz bardziej wkurzeni. Opozycja sama upodabnia się do obrazu z pisowskich mediów jako 'elita' zajmująca się tylko sobą, podczas gdy 'władza rozwiązuje problemy zwykłych ludzi'. (…). Podstawową prawdą, którą powinna sobie uzmysłowić opozycja, jest prosty fakt, że jest ona słaba. Słaba razem, ale jeszcze słabsza osobno (...).

Na koniec pytanie. Skoro ugrupowania opozycyjne deklarują, że chcą wybory wygrać, to jak stworzą koalicję rządową przeciwko PiS, skoro nie są w stanie stworzyć koalicji wyborczej?"

Monika Olejnik, "Gazeta Wyborcza": "Jak skleić koalicję? Niech Schetyna weźmie przykład z Kaczyńskiego (...). Prawica z radością obserwuje awanturę w szeregach opozycji. Kto z kim, dlaczego PSL nie chce z SLD, a Wiosna z PSL? 'Co wy, k..., chcecie od SLD?' - pyta Czarzasty. Biedroń do Kosiniaka-Kamysza: 'Nie lękajcie się'. Panowie się kłócą, a tu już widać koalicję PSL z Kukizem, ale zaraz znika... A w środku Schetyna, który nie wie, jak to wszystko ogarnąć. Zamiast zrobić dwa bloki, pokazać program, drepczą w miejscu."

Agata Szcześniak, OKO.press: "Im dłużej trwają negocjacje – a trwają od miesiąca – tym bardziej opozycja wygląda na niezorganizowaną, kłótliwą i małostkową. I tym łatwiej PiS-owi przychodzi przedstawianie siebie jako ostoi stabilności i spokoju."

Władysław Frasyniuk (tym razem w roli publicysty), "Gazeta Wyborcza": "Opozycja po przegranych wyborach stoi z otwartą buzią jak dziecko, trochę zaskoczone, a trochę zagubione, niepewne, co powinno zrobić (...). Opozycja właśnie po raz kolejny układa się do wyborów (...). Władysław Kosiniak-Kamysz w dzień po przegranych wyborach odszukał w szufladzie różaniec i obraca paciorkami przed oczyma wyborców oraz Grzegorza Schetyny (...) Powiedzmy sobie brutalnie: wyborcom liberalnym i lewicowym po wyborach do PE politycy pokazali środkowy palec."

Michał Wróblewski dla WP Opinie

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (0)
Zobacz także