1,5 mln zł "zarabiają" na dojazdach
Każdy MEP może co tydzień przyjechać do pracy swoim samochodem. Dostaje za to zwrot w wysokości 49 eurocentów (2,1 zł) za każdy kilometr. Łatwo przeliczyć, że nawet po odliczeniu kosztów paliwa na rękę za jeden taki kurs dostaje kilka tys. zł. Jeśli więc ktoś zdecydował na początku kadencji, że będzie regularnie co tydzień dojeżdżał do pracy, na przykład z Warszawy, to zarobił w ciągu pięciu lat ok. 700-800 tys. zł. Ale to nie wszystko, bo można - absolutnie legalnie - zrobić sobie w ciągu tygodnia tzw. brejk, czyli wrócić do kraju. Już we wtorek (po szczęśliwym dotarciu w poniedziałek do Brukseli) można więc wsiąść spokojnie w auto i ruszyć z powrotem na łono ojczyzny (kasując oczywiście 49 eurocentów za każdy kilometr). W środę należy wracać do stolicy zjednoczonej Europy, ponownie dostając 49 eurocentów za każdy przejechany w trudzie i znoju kilometr. W czwartek zaś lub w piątek można znowu udać się w podróż do kraju, zarabiając na każdym kilometrze... Łatwo policzyć, że gdyby utrzymać ten tryb życia i
całą kadencję spędzić na jeżdżeniu autem "tam i nazad", to można by w ciągu pięciu lat zarobić - na samych dojazdach! - mniej więcej 1,5 mln zł.
Jak udokumentować, że się przebyło daną trasę? Wymaga się od europosłów rachunków z podróży. "Na początku kadencji wystarczył jakikolwiek rachunek z jakiejkolwiek stacji benzynowej na trasie. Niektórzy zaczęli deklarować, że odbyli podróż 'brejkową', choć nie oddalali się znacznie od Brukseli, a zarabiali, jakby jechali tam i z powrotem. Jak to robili? Wyjeżdżali 100 km za stolicę zjednoczonej Europy, tam tankowali paliwo, po czym wracali. Następnego dnia wykonywali tę samą trasę ponownie i udawali, że właśnie wracają z kraju. W ten sposób potrafili pobrać zwrot za przejazd np. 3 tys. kilometrów (w przypadku Greków czy Rumunów nawet i 5 tys.), podczas gdy w rzeczywistości pokonali 400 km, a przez całe dwa dni imprezowali po cichu w swoich domach w Brukseli. Z biegiem czasu system uszczelniono i kazano dostarczać dwa rachunki - z początku trasy i jej końca. Utrudniło to nieco proceder, choć nie sądzę, żeby udało się go całkowicie wyeliminować. Sposobem na obejście tego wymogu było zatrudnienie asystenta,
który w kraju pochodzenia MEP-a musiał wyjeżdżać jakieś 300 km w kierunku Belgii i tam kupować paliwo lub posiłek na stacji benzynowej" - czytamy w książce Migalskiego. Innym sposobem na dodatkowe zarobki jest wspólne jeżdżenie. Kilku europosłów po prostu jedzie jednym autem, a potem udają, że każdy jechał swoim.