Tak doją Unię

Legalne przekręty na kasę...

Obraz

/ 11Tak się wyciąga kasę z Brukseli. Brutalna prawda

Obraz
© AFP

Zdaniem Migalskiego pieniądze można właściwie wyciągnąć na każdym kroku. Jak to możliwe? Wszystko dlatego, że intencją urzędników Parlamentu Europejskiego jest, aby politycy jak najmniej angażowali się w prace Parlamentu. "Oni, czyli biurokraci, wiedzą najlepiej, jak wszystko powinno działać, i europosłowie, czyli mimo wszystko pewien czynnik społeczny, trochę im w tym przeszkadzają. Dlatego stworzono cały system 'legalnej korupcji', to znaczy takich zachęt i ułatwień, które skłaniałyby europosłów raczej do korzystania z szeregu przywilejów i sposobów zarabiania, niźli do wtrącania się do procesów politycznych. Stąd europoseł kursujący nieustannie autem na linii kraj-Bruksela jest idealny dla unijnej biurokracji: jest tak zajęty zarabianiem dodatkowej kasy, że prawie go nie ma w Parlamencie. Nie ma ani siły, ani czasu, ani ochoty na to, by w jakikolwiek sposób ingerować w procesy polityczne, którymi chętnie zajmą się urzędnicy" - pisze Migalski.

Tak polscy europosłowie doją Unię! Zobacz, w jakie luksusy - niewyobrażalne dla zwykłego zjadacza chleba - opływają wybrańcy narodu!

(js)

/ 1112 tys. euro czystego przychodu

Obraz
© AFP / Philippe Huguen

"Każdy członek Europarlamentu, czyli Member of the European Parliament, potocznie zwany MEP-em otrzymuje pensję miesięczną w wysokości ponad 7,5 tys. euro brutto. Ale oprócz tego za każdy dzień pobytu w Brukseli czy Strasburgu dostaje ponad 300 euro diety, by miał za co godnie zjeść, za co godnie się ulokować w hotelu lub opłacić mieszkanie. Jeśli skrupulatnie się policzy, to za dwadzieścia kilka dni pracy można miesięcznie dostać właściwie drugą pensję (i to już bez opodatkowania). Skoro więc ktoś mówi o zarobkach europosłów, to winien raczej operować liczbą ok. 12 tys. euro miesięcznego czystego przychodu" - zdradza w swojej książce Migalski.

Jak zyskuje się dietę? Ile trzeba przesiedzieć w pracy, by ją otrzymać? Co w zamian należy zrobić? "Odpowiedzi na powyższe pytania właściwie mogłyby się ograniczyć do stwierdzenia, że nic nie trzeba zrobić oprócz złożenia własnoręcznego podpisu w tak zwanym rejestrze, czyli specjalnie wydzielonym pokoiku. Siedzi tam strażnik i trzyma na biurku listę obecności. Wystarczy o dowolnej porze między godz. 7.00 a 22.00 wpaść tam na 10 sekund i złożyć stosowny podpis. To właściwie wystarcza, by mieć prawo do dziennej diety, z którą można zrobić, co komu się żywnie podoba" - ujawnia.

Tak więc europoseł przyjeżdża do Brukseli w poniedziałek wieczorem, byle przed 22.00, żeby zdążyć się podpisać i zgarnąć dietę. W kolejnych dniach odwiedza na chwilę salę obrad tylko po to, żeby złożyć autograf, a w piątek po podpisaniu listy z samego rana wraca do domu. Tygodniowo wychodzi dodatkowe 1,5 tys. euro.

/ 111,5 mln zł "zarabiają" na dojazdach

Obraz
© AFP / Philippe Huguen

Każdy MEP może co tydzień przyjechać do pracy swoim samochodem. Dostaje za to zwrot w wysokości 49 eurocentów (2,1 zł) za każdy kilometr. Łatwo przeliczyć, że nawet po odliczeniu kosztów paliwa na rękę za jeden taki kurs dostaje kilka tys. zł. Jeśli więc ktoś zdecydował na początku kadencji, że będzie regularnie co tydzień dojeżdżał do pracy, na przykład z Warszawy, to zarobił w ciągu pięciu lat ok. 700-800 tys. zł. Ale to nie wszystko, bo można - absolutnie legalnie - zrobić sobie w ciągu tygodnia tzw. brejk, czyli wrócić do kraju. Już we wtorek (po szczęśliwym dotarciu w poniedziałek do Brukseli) można więc wsiąść spokojnie w auto i ruszyć z powrotem na łono ojczyzny (kasując oczywiście 49 eurocentów za każdy kilometr). W środę należy wracać do stolicy zjednoczonej Europy, ponownie dostając 49 eurocentów za każdy przejechany w trudzie i znoju kilometr. W czwartek zaś lub w piątek można znowu udać się w podróż do kraju, zarabiając na każdym kilometrze... Łatwo policzyć, że gdyby utrzymać ten tryb życia i
całą kadencję spędzić na jeżdżeniu autem "tam i nazad", to można by w ciągu pięciu lat zarobić - na samych dojazdach! - mniej więcej 1,5 mln zł.

Jak udokumentować, że się przebyło daną trasę? Wymaga się od europosłów rachunków z podróży. "Na początku kadencji wystarczył jakikolwiek rachunek z jakiejkolwiek stacji benzynowej na trasie. Niektórzy zaczęli deklarować, że odbyli podróż 'brejkową', choć nie oddalali się znacznie od Brukseli, a zarabiali, jakby jechali tam i z powrotem. Jak to robili? Wyjeżdżali 100 km za stolicę zjednoczonej Europy, tam tankowali paliwo, po czym wracali. Następnego dnia wykonywali tę samą trasę ponownie i udawali, że właśnie wracają z kraju. W ten sposób potrafili pobrać zwrot za przejazd np. 3 tys. kilometrów (w przypadku Greków czy Rumunów nawet i 5 tys.), podczas gdy w rzeczywistości pokonali 400 km, a przez całe dwa dni imprezowali po cichu w swoich domach w Brukseli. Z biegiem czasu system uszczelniono i kazano dostarczać dwa rachunki - z początku trasy i jej końca. Utrudniło to nieco proceder, choć nie sądzę, żeby udało się go całkowicie wyeliminować. Sposobem na obejście tego wymogu było zatrudnienie asystenta,
który w kraju pochodzenia MEP-a musiał wyjeżdżać jakieś 300 km w kierunku Belgii i tam kupować paliwo lub posiłek na stacji benzynowej" - czytamy w książce Migalskiego. Innym sposobem na dodatkowe zarobki jest wspólne jeżdżenie. Kilku europosłów po prostu jedzie jednym autem, a potem udają, że każdy jechał swoim.

/ 11Płacili i nawet nie wchodzili do pokoju

Obraz
© AFP / Frederick Florin

Mniej więcej do połowy kadencji europosłowie otrzymywali także zwrot za nocleg w czasie podróży do Brukseli, jeśli odległość wynosiła ponad 1 tys. km, w wysokości 150 euro (645 zł). Żeby je otrzymać, europoseł musiał udokumentować nocleg na trasie.

"Zaczęły więc do wydziału odpowiedzialnego za rozliczenia napływać rachunki za noclegi w wysokości np. 30 zł, bo nikt przecież nie zabroni deputowanemu zatrzymać się w jakiejś obskurnej melinie po polskiej stronie granicy, w której nocleg naprawdę kosztuje mniej niż 10 euro. (...) I to chyba oczywiste - w tych hotelach nikt się nie zatrzymywał. Po prostu europoseł wchodził do recepcji, płacił należną kwotę za nocleg i jechał dalej. Jak widać, ze zmiany przepisów niezadowoleni byli nie tylko eurodeputowani, ale także - a może nawet przede wszystkim - hotelarze. Wszak stracili idealnych klientów - płacących i nawet niewchodzących do pokoju" - czytamy.

/ 11Za zgromadzone mile mogliby okrążyć kulę ziemską kilka razy

Obraz
© AFP

W poprzedniej kadencji wyglądało to trochę inaczej - każdy europoseł otrzymywał ryczałt za przelot do Brukseli klasą biznes (ok. 1 tys. euro). Co zrobił z tą kwotą, to był już tylko jego problem. "Mógł za nią kupić bilet na samolot i dostojnie, wygodnie oraz szybko dotrzeć do Brukseli. Mógł jednak kupić bilet w klasie economic i resztę sobie odłożyć. Mógł również, co było jeszcze sprytniejsze i jeszcze bardziej opłacalne, zarezerwować bilet w tanich liniach lotniczych, co przy obowiązujących w nich od czasu do czasu promocjach wychodziło prawie za darmo. I wreszcie mógł ów europoseł dojechać do Brukseli autem. Wątpię, by ktokolwiek w tamtej kadencji naprawdę latał klasą biznes, wszyscy chcieli zaoszczędzić" - pisze Marek Migalski. Z ryczałtu zrezygnowano w kadencji 2009-2014. Jak się można domyślić, żaden z europosłów nie lata już tanimi liniami, lecz wygodnie klasą biznes. Albo dojeżdża autem z powodów, o których już pisaliśmy.

"Loty to najżywiej dyskutowany temat wśród wszystkich MEP-ów. Jak przyleciałeś? Czym przyleciałeś? Kiedy wylatujesz? Ile masz czasu na przesiadkę? No i pytanie najważniejsze - czy masz już hona? Co to jest hon? Najwyższa klasa w systemie Miles & More, czyli coś, co upoważnia do korzystania z salonu vip i wszystkich udogodnień wynikających z podróżowania już nie tylko klasą biznes, ale first klasą" - wyjaśnia Migalski. Za każdy lot europosłowie gromadzą na swoich indywidualnych kontach tzw. mile, czyli punkty w programie Miles & More. Przyznawane są one za każdy lot w zależności od jego długości i klasy. A eurodeputowani latają często i daleko, i to właśnie dzięki nim zdobywają kolejne statusy. Jakie przywileje ma szczęśliwy posiadacz karty Honorable? "Lounge pierwszej klasy to naprawdę coś - jedzenie z karty, alkohole z najwyższej półki, relaksująca atmosfera. Ale najbardziej spektakularną, czasem żenującą, czasem jednak bardzo użyteczną usługą przysługującą honom jest limuzyna (same najbardziej luksusowe
mercedesy, BMV i porsche) podstawiana pod samolot w celu odtransportowania pasażera bezpośrednio do wyjścia lub do innego samolotu" - dodaje.

To jednak nie wszystko! Za punkty w programie europosłowie mogą sfinansować loty swoim rodzinom, znajomym czy samym sobie. "Każdy z MEP-ów po skończonej kadencji ma tyle mil, że właściwie mógłby okrążyć kulę ziemską kilka razy. To jego osobista korzyść za publiczne pieniądze. Za zgromadzone mile można sobie podróżować, ile się chce i gdzie się chce. Podejrzewam nawet, że po pięciu latach jest ich tyle, że można na stałe zamieszkać w samolotach i krążyć nad globem w nieskończoność, bowiem przebywanie w samolotach będzie generować nowe mile i tak już bez końca. Czy jest to jakiś plan na życie? Pewnie dla miłośników dalekich podróży tak".

/ 11Śpią w biurach, by zaoszczędzić

Obraz
© AFP

Diety powinny być wydawane na jedzenie i lokum do spania. By zaoszczędzić na wynajmie mieszkań (za kawalerkę trzeba zapłacić ok. 1 tys. euro - 4,3 tys. zł miesięcznie) europosłowie wynajmują jedno w kilka osób, a są i tacy, których przyłapano na spaniu w biurach PE. "Biura w Brukseli składają się z dwóch pokojów - jeden jest przeznaczony dla asystentów i stażystów, a drugi dla MEP-a. Ten drugi jest wyposażony w cały niezbędny sprzęt biurowy, ale także w łazienkę z prysznicem i kozetkę, na której spokojnie można się wyspać. To właściwie małe mieszkanie, więc rozumiem, że niektórych mogło kusić, by się tam od czasu do czasu przespać" - pisze Migalski.

Temu procederowi miały przeciwdziałać kontrole ochrony PE, które po 23.00 zaczynają obchodzić gabinety. Strażnicy pukają i sprawdzają, co dzieje się w pokojach, w których widać włączone światło. "Ale i na to nasi sprytni europosłowie znaleźli sposób - do drzwi wkładali po prostu klucze. Strażnik mógł się więc dobijać, ile tylko chciał. A zapewne w końcu odpuszczał, bo w sumie co mu zależy. A eurodeputowany? Może nad ranem był trochę pomięty i połamany spaniem przy biurku i słuchaniem strażniczego walenia do drzwi, ale jednak z diety nie wydał na nocleg ani złotówki, prawda?" - ironizuje europoseł.

/ 11Zarabiają też w weekendy w kraju

Obraz
© AFP / Frederick Florin

Oprócz pięciu diet dziennych w ciągu tygodnia MEP-owi należą się również dwie diety podróżne: za poniedziałkowe dotarcie do PE i za piątkowe dotarcie do kraju w wysokości ok. 150 euro. W sumie więc w ciągu tygodnia z samych tylko diet można uzyskać ponad 1,8 tys. euro. Jeśli dodamy do tego pieniądze, które można otrzymać za dojazd autem, to za podróż główną (czyli w poniedziałek do Brukseli i w piątek do kraju) oraz za "brejka" w środku tygodnia doliczyć sobie można... 2 tys. euro! Podsumowując - oprócz normalnej pensji w wysokości ok. 6 tys. euro miesięcznie netto (po odliczeniu belgijskiego podatku) każdy MEP może (jeśli robiłby "brejki" samochodowe i kasował każdą dietę) zarobić miesięcznie dodatkowo... 8 tys. euro! To daje razem 14 tys. euro miesięcznie! I to praktycznie bez siedzenia w Brukseli - bo wciąż albo w drodze, albo w domu.

Eurodeputowany może też zarabiać w weekendy w kraju, należy mu się bowiem ekwiwalent za wojaże po Polsce. Owszem, można odbyć 24 darmowe podróże samolotem oraz tyle samo pociągiem - i z tego nie ma nic prócz przyjemności podróżowania za darmo. Ale MEP-om przysługuje również możliwość jeżdżenia po kraju autem. Za każdy przejechany po ojczyźnie kiliometr dostaje się 49 eurocentów. Limit na tego typu podróże to 24 tys. km rocznie.

/ 11Mogą przebywać w Warszawie i tu zaliczać diety

Obraz
© AFP / Georges Gobet

Regulamin PE pozwala na otrzymanie dziennej diety także poza budynkiem Parlamentu, ale musi to być związane z pełnieniem mandatu i udziałem w pracach parlamentu krajowego. "W polskich warunkach ów 'udział' ogranicza się do uczestniczenia w posiedzeniach sejmowych i senackich komisji ds. Unii Europejskiej. Można więc, zamiast siedzieć w Brukseli, spokojnie przebywać w Warszawie i tam zaliczać diety" - pisze Migalski. Dotyczy to jednak tylko tych eurodeputowanych, którzy mieszkają poza Warszawą. Warszawiacy też mogą uczestniczyć w posiedzeniach, ale diety nie dostają. "Z tego też powodu kilku z nich wyprowadziło się ze stolicy. Choć powinienem uściślić - niezupełnie wyprowadziło, po prostu zameldowali się gdzie indziej. Na marginesie - kiedy jeszcze można było dostawać kilometrówkę za dojazdy do Brukseli nieograniczoną do tysiąca kilometrów, ale liczoną od miejsca zamieszkania, jeden z polskich MEP-ów, mimo że mieszka w Warszawie, zameldował się aż pod wschodnią granicą. Dzięki temu mógł naliczać kilometry
prawie od Białorusi" - zdradza.

"'Diety sejmowe' są o tyle przyjemne, że rzeczywiście można 'wyskoczyć' na zaledwie kilka godzin do sejmu, a większość czasy spędzać wśród bliskich i znajomych. Po posiedzeniu mogą przecież przejść się sejmowymi korytarzami i udzielić kilku wywiadów (z zadowoloną miną, bo zarobili właśnie tyle, ile część dziennikarzy zarabia w tydzień czy dwa)" - czytamy.

/ 11Mercedes klasy S z kierowcą do dyspozycji

Obraz
© AFP / Gerard Cerles

Jak dojeżdżają do pracy europosłowie? "Pod hotel lub mieszkanie MEP-a zajeżdża czarna limuzyna, wysiada z niej kierowca zawsze ubrany w garnitur. Staje przy prawych tylnych drzwiach, żeby otworzywszy je wcześniej - wpuścić do środka utrudzonego życiem eurodeputowanego, po czym delikatnie je zamyka" - opisuje Migalski. Na koszt PE, czyli europejskiego podatnika, utrzymywany jest cały park maszynowy czarnych limuzyn. 90 proc. z nich to mercedesy klasy S.

"Mercedes z kierowcą należy się każdemu europosłowi, jeśli mieszka do 20 km od PE. Może więc nawet kilka razy dziennie zażądać przewiezienia na trasie dom-praca lub praca-restauracja i nie płaci za to ani grosza. Podobnie jest z przejazdami na lotnisko i z niego - także są za darmo. Dodatkowo, każdy MEP może w tygodniu wykorzystać limit 50 euro na taksówki. Przysługuje mu również kolejne 50 euro na taksówki na linii PE-lotnisko" - wymienia.

10 / 11Europosłowie są dojnymi krowami ssanymi przez aparaty partyjne

Obraz
© AFP / Gerard Cerles

Największa kasa do całkowitej dyspozycji europosłów, choć bezpośrednio do nich nienależąca to ponad 20 tys. euro na asystentów i ponad 4,5 tys. euro na biura (kwoty miesięczne). Każda partia "zabiera" jednak swojemu europosłowi dużą część ludzi i pieniędzy.

"Właśnie z tego powodu niektórzy polscy eurodeputowani nie są w stanie powiedzieć, ilu mają asystentów lub biur poselskich. Bo większości 'swoich' pracowników nie widzieli na oczy, a o istnieniu 'swoich' biur poselskich dowiadują się z mediów. Mechanizm jest banalnie prosty - MEP podpisuje fikcyjne umowy o pracę z jakimiś ludźmi, którzy tylko formalnie są jego asystentami, a w rzeczywistości pracują na rzecz partii-matki lub poszczególnych polityków lokalnych w regionie. Podobnie dzieje się z pieniędzmi na biura: jakiś lokalny poseł wywiesza na swoim biurze tabliczkę, że jest to także biuro europosła, i w ten sposób może za darmo, czyli za pieniądze od MEP-a, zajmować ten lokal. Eurodeputowani są więc dojnymi krowami ssanymi przez aparaty partyjne i w rzeczywistości mają po 2-3 asystentów. To dlatego ich działalność jest taka skromna - bo nie mają do dyspozycji (jak wynikałoby z oficjalnych dokumentów) 80 tys. zł na płace dla zatrudnionych przez siebie osób, ale na przykład zaledwie 20 tys." - ujawnia.

11 / 11"Można zatrudnić kilku kolegów i razem przez pięć lat mile spędzać czas"

Obraz
© AKPA / Euzebiusz Niemiec

Ilu właściwie asystentów może mieć każdy MEP? "Odpowiedź nie jest łatwa, bo zależy to od samego europosła (i - jak już napisałem - jego partii). Podobno jeszcze kilka lat temu nic nie regulowało swobody eurodeputowanych i zdarzył się taki, który za całą sumę (wówczas ok. 15 tys. euro) zatrudnił jedną osobę, Przypadkiem była to jego... żona! Potem weszły przepisy, które uniemożliwiały czy raczej utrudniały angażowanie osób spowinowaconych lub krewnych" - pisze.

Zaraz jednak dodaje: "Nikt nie kontroluje i nie sprawdza, kogo zatrudniamy i co ten ktoś robi. Nic nie stoi na przeszkodzie, by zatrudnić kilku kolegów i razem przez pięć lat mile spędzać czas, zarabiając naprawdę godne pieniądze. Jeśli już oddamy, co cesarskie cesarzowi (czyli szefowi partii), to z kwotą, która z 80 tys. miesięcznie na asystentów nam pozostanie, możemy poszaleć i nikt nam nic nie powie" - pisze Migalski.

Fragmenty książki "Parlament Antyeuropejski" Marka Migalskiego publikujemy dzięki uprzejmości wydawnictwa The Facto.

(js)

Wybrane dla Ciebie

Polska chce uruchomienia art. 4 NATO. "To dopiero wstęp"
Polska chce uruchomienia art. 4 NATO. "To dopiero wstęp"
"Nie idziemy na kompromis". Francja reaguje na drony Rosji nad Polską
"Nie idziemy na kompromis". Francja reaguje na drony Rosji nad Polską
Polska apeluje o wysuniętą strefę obrony NATO
Polska apeluje o wysuniętą strefę obrony NATO
Czym jest artykuł 4. NATO? Wyjaśniamy
Czym jest artykuł 4. NATO? Wyjaśniamy
Zestrzelone drony nad Polską. Donald Tusk przedstawił najnowsze informacje w Sejmie
Zestrzelone drony nad Polską. Donald Tusk przedstawił najnowsze informacje w Sejmie
Pytali Trumpa o sytuacje w Polsce. Nie odpowiedział
Pytali Trumpa o sytuacje w Polsce. Nie odpowiedział
"Ukraina jest gotowa". Zełenski reaguje na rosyjskie drony w Polsce
"Ukraina jest gotowa". Zełenski reaguje na rosyjskie drony w Polsce
Drony naruszają granice NATO. Celowy test czy przypadek?
Drony naruszają granice NATO. Celowy test czy przypadek?
Von der Leyen o dronach nad Polską. Głośne owacje, posłowie aż wstali
Von der Leyen o dronach nad Polską. Głośne owacje, posłowie aż wstali
"To był jeden strzał". Świadkowie mówią o zestrzeleniu drona niedaleko Zamościa
"To był jeden strzał". Świadkowie mówią o zestrzeleniu drona niedaleko Zamościa
Konferencja Nawrockiego ws. dronów. "Dowiedziałem się o 3 w nocy"
Konferencja Nawrockiego ws. dronów. "Dowiedziałem się o 3 w nocy"
Rosyjskie drony nad Polską. Nowe informacje z NATO
Rosyjskie drony nad Polską. Nowe informacje z NATO