Błyskawiczną karierę zawdzięczał współpracy z GRU?
W lipcu 1941 r. podpisano tzw. pakt Sikorski-Majski, na mocy którego ogłoszono amnestię dla Polaków przetrzymywanych w więzieniach i zesłanych w głąb Rosji. Objęła ona również Jaroszewiczów, którzy ruszyli na południe, aby dołączyć do formowanej na Powołżu polskiej armii. Jak twierdzi Sławomir Koper, akces Jaroszewicza do armii Andersa został jednak odrzucony. Zapewne zadecydował o tym fakt, iż przyszły premier PRL był kierownikiem szkoły pod sowiecką okupacją, co uznano za kolaborację. Kiedy w Sielcach rozpoczęto formowanie dywizji piechoty, Jaroszewicz rozpoczął swoją błyskotliwą karierę, która nie ma odpowiednika w dziejach nowożytnej wojskowości. Wprawdzie nie zdążył do Kościuszkowców i pod Lenino, ale znalazł się w szeregach kolejnej polskiej jednostki.
W sierpniu 1943 roku Jaroszewicz był jeszcze szeregowcem, ale po kilkunastu miesiącach już pułkownikiem, a po kolejnych ośmiu (już po zakończeniu wojny) generałem! Nawet Napoleonowi Bonaparte awans od podporucznika do generała zabrał trochę więcej czasu. Wprawdzie w Ludowym Wojsku Polskim obowiązywała szybka ścieżka kariery (czas oczekiwania na promocję na kolejny stopień oficerski wynosił zaledwie kilka miesięcy), to Jaroszewicz przekraczał nawet i te bariery. I co najważniejsze, Jaroszewicz nigdy nie był oficerem liniowym biorącym bezpośredni udział w walkach. Zaczynał od stanowiska pisarza magazyniera, po czym skierowano go do pionu politycznego. Kolejno został zastępcą szefa i szefem wydziału propagandy, a następnie zastępcą dowódcy 2. Dywizji Piechoty ds. polityczno-wychowawczych.
Ukoronowaniem jego błyskotliwej kariery stała się funkcja zastępcy dowódcy 1. Armii Wojska Polskiego, a pół roku później stanowisko zastępcy szefa Głównego Zarządu Politycznego WP. Towarzysz Piotr wstąpił do PPR w 1944 roku. Specjalista od najnowszej historii Polski, Paweł Wieczorkiewicz, zauważył, że przypadek Jaroszewicza "oczywiście nie może budzić wątpliwości co do rzeczywistej roli, jaką odgrywał, i zobowiązań, jakie zaciągnął". A były to zobowiązania wobec sowieckich służb, dzięki którym możliwa stała się jego kariera. Funkcjonariusze GRU (sowieckiego wywiadu wojskowego) dysponowali poważnymi argumentami, a ludzie, którzy przeszli przez komunistyczne łagry, stosunkowo łatwo ulegali ich perswazji. Jeżeli zresztą Jaroszewiczowie chcieli powrócić do kraju, to nie mieli wyboru, Piotr musiał pójść na współpracę, odrzucenie oferty sowieckiego wywiadu nie wchodziło w rachubę. Natomiast w przypadku lojalności wobec radzieckich służb rysowała się przed nim całkiem wygodna przyszłość, zupełnie odmienna od tego,
co przeżył w ostatnich latach.