"Co noc budził go ból mięśni, ale jeszcze bardziej bolało go upokorzenie"
Małgorzata Tusk opisuje różne prace, które Tusk podejmował, by utrzymać rodzinę w stanie wojennym. Był m.in. sprzedawcą pieczywa w dworcowym tunelu w Gdańsku ("Zaczynał pracę przed szóstą rano. Stał tam w białym kitlu i sprzedawał jagodzianki ludziom idącym na pierwszą zmianę"), redaktorem monografii kaszubskich wsi czy teczek haftu kaszubskiego ("Dzięki temu jest w rodzinie największym specjalistą od hafciarstwa"). Potem zatrudnił się w spółdzielni robót wysokościowych "Świetlik", gdzie na linach malował kominy.
Pod koniec lat 80. wyjeżdżał też do pracy za granicę. W Niemczech, w małej bawarskiej wsi za niewielkie pieniądze pracował przy prasie wyciskającej sok z jabłek. "Co noc budził go ból mięśni, ale jeszcze bardziej bolało go upokorzenie" - opisuje jego żona. W Norwegii - był szklarzem, murarzem, stolarzem, elektrykiem i hydraulikiem, pracował na tokarce i z piłami mechanicznymi, a nawet sprzątał biura. "Nie mogłam się nadziwić, jak Donek dawał sobie radę, bo nigdy nie był 'złotą rączką'" - wspomina Małgorzata Tusk. Wrócił z zarobionymi tysiącami dolarów, pięknymi swetrami dla dzieci, zabawkami, spryskiwaczem do szyb, kolorowymi spinaczami, samoprzylepnymi karteczkami, a nawet workiem pełnym... torebek reklamówek, dość zużytych, z których, nie wiedzieć czemu, był szczególnie zadowolony.