"Nie traktowałam zbyt serio jego działalności, dla draki był gotów na wiele"
Kiedy wychodziła za Donalda, Małgorzata Tusk wiedziała, że jest w jakiś sposób zaangażowany w działania gdańskiej opozycji, nie traktowała jednak zbyt serio działalności, jaką uprawiał na uniwersytecie. "Ulotki, rozklejanie nekrologów po zabójstwie Pyjasa, nielegalna literatura i gazetki, które przynosił do domu - wszystko było ciekawe, trochę niebezpieczne, ale i incydentalne. Wyglądało to raczej na młodzieżową drakę, a Donek dla draki był gotów na wiele. Nie sądziłam wówczas, że na moich oczach zaczyna się wielka historia i że polityka tak mocno i trwale zagości w moim życiu" - wspomina.
Jej udział w historii zaczął się od robótki na drutach. "Któregoś dnia, było to pół roku przed Sierpniem, Antek Mężydło przyjechał do nas i powiedział Donkowi, że Adam Michnik został zatrzymany i nie dotrze z wykładem na spotkanie. Mężydło uznał, że nie można go odwołać, więc poprosił Donka, żeby wygłosił wykład z historii międzywojennej Polski. A ja właśnie zupełnie spokojnie kończyłam robić mu sweter na drutach. Spojrzał na mnie błagalnie i spytał: - Zdążysz skończyć? Więc robiłam go przez całą noc, bo wiedziałam, jakie to dla niego ważne - debiut, i to w roli zastępcy Michnika. Następnego dnia wieczorem, dumny jak paw w nowym swetrze z szarej owczej wełny, jechał do Brzeźna na spotkanie z ludźmi, którzy kilka miesięcy później mieli zmienić historię Polski" - opowiada.
Wyjawia, że woziła paczki bibuły pod materacem w wózeczku maleńkiego synka, Michałka. "Umawialiśmy się z kolegą w parku na ławce, ja brałam na ręce Michałka, a on niby wygładzał kołderkę, pakując jednocześnie gazetki do siatki" - relacjonuje. Razem z mężem przywoziła też do strajkującej stoczni jedzenie, papierosy i wieści z miasta. "Donek uparł się, żeby kupić stoczniowcom arbuzy, bo sam je uwielbiał i sądził, że sprawi im wielką frajdę. Byli bardzo zdziwieni, ale po jego minie widziałam, że miał poczucie dobrze wykonanego zadania" - wspomina.