"Jeździł drogimi samochodami, które pożyczał od różnych biznesmenów"
Okres przed wyborami na jesieni 1991 r. to czas, w którym Tusk przechodzi dużą ewolucję, staje się znacznie pewniejszy swojej pozycji i władzy. Na jedno skinienie ma drogie samochody i fundusze. Nie wychodzi z mediów, ludzie zaczęli go poznawać na ulicy. "Ma nowy dom, nagle też zaczyna jeździć bardzo dobrymi samochodami, które pożyczał od różnych biznesmenów - naszych zwolenników. Zaczynają się z tego kłopoty, bo w tamtych czasach rozróżnienie rzetelnego przedsiębiorcy od faceta, który zaraz będzie poszukiwany, nie było takie oczywiste. Ta nasza historyczna opowieść musi trzymać się ówczesnych realiów. Przez długi czas Gąsiorowski i Bagsik byli wielkimi i szanowanymi ludźmi sukcesu. Nagle się to zawaliło i stali się wielkimi aferzystami.
Gdy zaczęło się mówić, że samochody są od Stajszczaków czy Rzeźniczaka, to mi te nazwiska nic nie mówiły. Potem się okazywało, że Donald musi je szybko oddawać, bo zaczynają się jakieś kłopoty. Relacje z biznesem w tych 'dzikich czasach' kierowały się zupełnie inną logiką niż potem. Często też wynikało to z naiwności i braku rozpoznania, kto jest kim. Były też sytuacje ewidentne, które dziś byłyby nie do przyjęcia, a wówczas nie wzbudzały emocji. Gdy nasz członek, nawet członek władz, Andrzej Gocman z Krakowa, pożyczał samochód Donaldowi, to równolegle starał się o prywatyzację na swoją rzecz Krakchemii przez Janusza Lewandowskiego. Dziś pewny skandal. Wtedy wszystkie partie używały samochodów jakichś biznesmenów" - relacjonuje Piskorski.