"Czasami były prawdziwe jaja. Największe, gdy ktoś wykrył obserwację, której nie było"
Kursanci szlifowali języki zachodnie: angielski, niemiecki, francuski i hiszpański. Na naukę języków obcych zwracano w Kiejkutach szczególną uwagę. "Dzień zaczynał się od dwugodzinnej nauki języka. Zresztą przy użyciu nowoczesnych metod audiowizualnych. Ja uczyłem się francuskiego. Podręcznik był w całości w tym języku. Po polsku nie mówiło się ani słowa. Jak na te czasy bardzo nowatorska metoda" - opowiada.
"Techniki werbowania agenta, rodzaje agentów - to było bardzo szczegółowo omawiane. Później, po pierwszych trzech miesiącach, zaczęły się ćwiczenia, np. z obserwacji. Podstawą do wykrycia obserwacji jest trasa sprawdzeniowa. To znaczy krążysz po mieście i przy okazji sprawdzasz, czy masz ogon. Oczywiście nie możesz krążyć bez sensu. Trasa musi mieć swoją legendę. Każde miejsce, do którego idziesz, powinno być sensownie uzasadnione. W końcu przeciwnik może cię śledzić, jedynie podejrzewając, a nie mając pewność, że jesteś szpiegiem. Poza tym cała sprawa polega na tym, żeby oni nie załapali, że ty się właśnie sprawdzasz, okej? Czyli raczej nie odwiedza się dziesięciu sklepów z papierosami, jednego po drugim. W sumie, wykrywanie obserwacji jest niełatwe, a do tego niesamowicie czasochłonne" - opowiada Aleksander Makowski. W ramach ćwiczeń kursanci jeździli do Warszawy. "Dostaję zadanie: idziesz na miasto, stajesz na jakimś rogu i czekasz dziesięć minut, potem robisz trasę sprawdzeniową i ustalasz, czy masz
obserwację, czy nie. Jeśli odpowiedź jest twierdząca, to automatycznie włącza się kolejne zadanie. Należy wskazać jak najwięcej członków ekipy obserwacyjnej, opisać ich, zanotować wszystkie numery samochodów. Potem jest podsumowanie. Ja chodziłem tak trzy czy cztery razy. Zawsze udawało mi się wykryć obserwację, a jednego razu namierzyłem dziesięciu członków ekipy i cztery samochody. Wierzcie mi, że to sporo. Byłem - pochwalę się - jednym z najlepszych w te klocki". Nie wszystkim się udawało? "Czasami były prawdziwe jaja. Największe, gdy ktoś wykrył obserwację, której nie było. Po zrobieniu trasy siadało się i pisało raport: kto, co, gdzie i kiedy. Opiekun porównywał raport z rzeczywistością" - dodaje.