Testy na szpiega
Kiejkuty były ośrodkiem zamkniętym. "Tam żyło się wywiadem przez siedem dni w tygodniu, przez dwadzieścia cztery godziny na dobę" - stwierdza Makowski. Kandydatów na szpiegów wybierano starannie - kilkudziesięciu z tysiąca wytypowanych. Szukano ich na prawie, handlu zagranicznym i na najlepszych politechnikach, ale także wśród pracowników MSW. Wszyscy przeszli ciąg przeróżnych testów na szpiega.
Jak wyglądały te testy? "Polegały na rozwiązywaniu zadań. Na przykład: są różne figury geometryczne, która pasuje do której. Niby banalne, ale mierzy poziom inteligencji, a przede wszystkim poziom spostrzegawczości. Zresztą z tego, co pamiętam, cały duży test poświęcony był wyłącznie spostrzegawczości. To jedna z najważniejszych cech potrzebnych do tej roboty. Oczywiście były też rozmowy z psychologami i testy psychologiczne. Ale tego nie podejmuję się oceniać. Pytali, z czym ci się kojarzy jakiś kleks czy plama (śmiech)" - opowiada Makowski.
Rozkład dnia był wojskowy - o 6 rano pobudka i gimnastyka. "Był tam taki dżentelmen od sportu, który rano zmuszał nas do półgodzinnego biegania. Wybiegaliśmy przez tylną bramę do lasu. Po zaprawie był czas na toaletę. W pokojach były umywalki, a prysznice mieliśmy wspólne. Było ich wystarczająco dużo, byśmy nie robili tłoku. O 7 śniadanie. Ogólnie jedzenie było bardzo dobre. Po śniadaniu nauka rzemiosła. O 14 obiad, a potem nauka własna" - czytamy w "Zawód: szpieg". Na pierwszym kursie w Kiejkutach było 60 kursantów, podzielonych na 5-6 grup. Każda miała swojego opiekuna spośród wykładowców.