Tajniki kursu na szpiega
"Byliśmy objęci pewnym reżimem, w którym nie należało o sobie za dużo mówić. Zgodnie z zasadami, że są pewne granice ujawniania swojego życia. Przestrzegaliśmy konspiracji, używaliśmy fałszywych tożsamości i chroniliśmy tajemnic. Był na kursie specjalny oficer, który zajmował się naszym bezpieczeństwem. Ostrzegano nas, że będzie kontrolował naszą korespondencję, nasze pokoje, rzeczy osobiste. Koledzy, którzy się o bezpiekę otarli, byli bardziej nonszalanccy, bo wiedzieli, o co chodzi, ile w tym jest prawdy, a ile fikcji. Natomiast my, którzy nie mieliśmy tego otarcia, braliśmy to bardzo poważnie" - wspomina Severski.
Czym groziło złamanie zasad konspiracji? "Wypadnięciem z kursu, a to znaczyło koniec marzeń. Koledzy odpadali, to się zdarza. Generalna zasada szkoły wywiadu jest taka, że tam się nie uczy szpiegostwa, tam się poznaje człowieka, czy on się do szpiegostwa nadaje" - mówi. Jaki powinien być ten, który się nadaje? "Elementarne rzeczy to: znajomość języków, umiejętność koncentracji, dostrzeganie zagrożeń. Przechodzi się specjalny test psychologiczny, nim człowieka zakwalifikują do szkoły w Kiejkutach. To jest badanie podstawowe, które poprzedza przyjęcie, na tym pierwszym etapie odpada najwięcej osób, ok. 80 proc., bo mniej więcej tyle w każdej populacji nie ma predyspozycji do zawodu szpiega. Gdyby zbadać predyspozycje np. dziennikarzy, to też 80 proc. by nie przeszło sita" - zdradza.
Pobyt w Starych Kiejkutach zapamiętał jako czas opresji. "Człowiek przechodził przez dziewięć miesięcy systemu zamkniętego, żyliśmy w poczuciu izolacji i alienacji" - mówi. Po kursie następował drugi odsiew, bo praca w wywiadzie rządzi się surowymi prawami, nie powinno w niej być miejsca dla ludzi tylko dlatego, że są czyimiś totumfackimi.