Najsłynniejszy polski szpieg
Był oficerem wywiadu, a ze służby odszedł już w wolnej Polsce w stopniu generała. Do dzisiaj wśród niektórych oficerów wywiadu toczą się spory, czy Marian Zacharski był profesjonalistą, czy tylko utalentowanym amatorem. "Zacharski nie przeszedł żmudnego szkolenia, nie ćwiczył gubienia obserwacji ani sztuki werbunku. Nie znał w wystarczającym stopniu technik operacyjnych. Szpieg bez warsztatu to nie szpieg" - mówi Pytalkowskiemu jeden z bohaterów książki "Szkoła szpiegów". "Zgoda, był utalentowanym samorodkiem, ale to za mało. Wpadł przez własne zadufanie. My byśmy tak łatwo nie polegli".
A przecież to nie kto inny, ale właśnie Zacharski jest ikoną polskiego wywiadu. Według ministra spraw wewnętrznych z lat 80. Czesława Kiszczaka, Zacharski był największym polskim szpiegiem. A jego szef z czasów UOP gen. Henryk Jasik miał się wyrazić: "To perła wśród oficerów UOP. Ma w najwyższym stopniu rozwinięte takie cechy, jak świadomość misji, odwaga i umiejętność podjęcia ryzyka".
Marian Zacharski, jak sam opowiada, pochodzi z rodziny patriotycznej. Ojciec, powstaniec warszawski, po wojnie zamieszkał w Sopocie. Skończył studia na Politechnice Gdańskiej, pracował w Sopockich Zakładach Przemysłu Maszynowego. Marian trochę odbił od korzeni, dostał się na Wydział Prawa Uniwersytetu Warszawskiego. Zastanawiał się nad przyszłością i trochę naiwnie marzył o ciekawej pracy polegającej na wyjazdach zagranicznych i poznawaniu interesujących ludzi. Dzięki znajomościom ojca został zatrudniony w Centrali Handlu Zagranicznego "Metalexport". "W pewnym momencie mojego życia odezwał się do mnie człowiek, przedstawiając się, że jest z Ministerstwa Przemysłu Maszynowego" - relacjonuje. "Poprosił mnie o spotkanie w kawiarni między MDM a placem Zbawiciela. Zapytałem, jak się poznamy, a on na to, żebym się nie martwił, bo z łatwością mnie rozpozna". Rozmowa odbyła się przy kawiarnianym stoliku. Tak, według Zacharskiego, odbył się jego werbunek do wywiadu PRL. Od początku tej rozmowy w kawiarni wiedział, że
się zgodzi, ale pro forma poprosił o czas do namysłu.
Metalexport wysłał go na placówkę do USA. Tam uczestniczył w procesie rozruchu firmy handlowej Polamco, spółki córki Metalexportu. Jego rolą była sprzedaż polskich obrabiarek. Z dala jego losowi przyglądał się Departament I MSW. Był rok 1976, Zacharski miał 25 lat. Po krótkim pobycie w Chicago przenosi się do Kalifornii. Świetnie posługuje się angielskim, łatwo nawiązuje znajomości. Komunikatywny, wysportowany, idealny partner do tenisa i spotkań towarzyskich. Poznaje sąsiadów z willowego osiedla pod Los Angeles, gdzie mieszka. Jednym z nich jest William Bell, wybitny inżynier w firmie Hughes Aircraft pracującej dla przemysłu zbrojeniowego i specjalizującej się w produkcji m.in. nowoczesnych radarów dla samolotów bojowych. Ma młodą żonę i wciąż brakuje mu pieniędzy. Pije trochę za dużo. Zacharski przełamuje pierwsze lody, zapraszając go na polską wódkę. Bill docenia jej walory. Szybko zostają przyjaciółmi.