"Mieliśmy odciski i pęcherze. Traciliśmy czucie w dłoniach"
Sześciolatka została kadetem na Ranczu, które było zorganizowane niczym obóz wojskowy - ze swymi wyczerpującymi ćwiczeniami, niekończącymi się musztrami, drobiazgowymi inspekcjami i żmudną pracą fizyczną, której nie powinno wykonywać żadne dziecko. "Od chwili gdy rano wstawaliśmy z posłań, do chwili gdy kładliśmy się spać, mieliśmy bardzo niewiele chwil wytchnienia. Cały nasz czas był wypełniony co do minuty ćwiczeniami, wykonywaniem obowiązków, pełnieniem przydzielonych nam funkcji oraz nauką" - pisze autorka "Ofiarowanej". To, że jej stryj był przywódcą scjentologów, w żaden sposób nie sprawiało, że traktowano ją lepiej niż innych.
"Mieliśmy odciski i pęcherze. Mieliśmy zacięcia i siniaki. Traciliśmy czucie w dłoniach, kiedy zanurzaliśmy je w strumieniu, by wydobywać stamtąd kamienie. Gdy wyrywaliśmy chwasty ze spękanej od upału ziemi, dłonie piekły nas od tarcia nimi o glebę i od poparzeń pokrzywami. Warunki naszej pracy byłyby trudne do zniesienia dla dorosłego człowieka, mimo to każda nasza skarga, każdy sprzeciw, każda próba protestu natychmiast spotykały się z działaniami dyscyplinarnymi" - opisuje panujący na Ranczu rygor.