Za czasów Jelcyna uczestniczyli w przekręcie stulecia
"Rosyjski oligarcha - pisze Marie Freyssac - przebiegły w interesach, zbił fortunę w latach 90. Wcześniej, za czasów sowieckiej nomenklatury, żył już całkiem dostatnio i miał znajomości na wyższych szczeblach. Zarobił pieniądze albo dzięki temu, że rozwinął dochodowy interes, gdy w latach 80. Gorbaczow częściowo postanowił otworzyć gospodarkę, albo przywłaszczył sobie przedsiębiorstwo państwowe, którym kierował, i za psi grosz nabył akcje rozdzielane wśród pracowników. Po upadku ZSRR robienie tego typu interesów bez przeszkód ze strony prawa było na porządku dziennym. Lecz wokół zawsze czyha wielu zawistników. Nowy kapitalista musi więc zaciekle bronić swojego podwórka - nie brudząc sobie przy tym rąk, bo przecież nie brakuje prywatnych agencji 'ochrony'.
Zamiłowanie do finansów skłania go do tego, by założyć bank. Będąc blisko władzy, pożycza drobną sumkę państwu, które w 1995 r. stoi na skraju bankructwa, w zamian za liczne akcje, no i przede wszystkim ze względu na swój patriotyzm. Jak można się było spodziewać, państwo nie jest w stanie oddać mu pieniędzy, więc oligarcha przejmuje najlepsze przedsiębiorstwa państwowe. Krótko mówiąc, za czasów Jelcyna uczestniczy w przekręcie stulecia.
To dlatego rodacy tak go nienawidzą. Jednak nie jest wcale pewne, czy bez niego, jego pieniędzy zainwestowanych w restrukturyzację zakładów odziedziczonych po czasach sowieckich i lobbingu na rzecz stworzenia różnych instytucji Rosjanie mogliby dziś utrzymywać poprawne stosunki handlowe z zagranicą, mieć własność prywatną bez ryzyka wywłaszczenia, a od 2001 r. notować pięcioprocentowy przyrost PKB rocznie. Lecz naród nie zna wdzięczności. W 2000 r. masowo głosuje na Władimira Putina, który wypowiada wojnę oligarchii.
Zasady się zmieniają: trzeba płacić podatki, skończyć z kontrolą mediów i okazać rządowi uległość. Jeśli nie, oligarcha ma wybór pomiędzy wygnaniem, jak Borys Bieriezowski na emigracji w Wielkiej Brytanii, lub więzieniem, jak były szef Jukosu, Michaił Chodorkowski. Kreml ma swoich ulubieńców i lepiej się do nich zaliczać. Po ponownym rozdaniu kart oligarcha trzyma się z dala od polityki, choć nadal ma wpływ na gospodarkę państwa. Jednocześnie jest realistą. Jeśli popadnie w niełaskę, jeśli zmieni się władza lub system runie, jest zabezpieczony. Ma przecież wiele luksusowych posiadłości - domów, zamków, hoteli - które czekają na niego w różnych zakątkach Europy i Stanów Zjednoczonych... Poza granicami ukochanej ojczyzny".