Tajemnice rosyjskich oligarchów
Poznaj świat wielkiego bogactwa...
Tajemnice rosyjskich miliarderów
"Rozpiera ich duma, że są Rosjanami. Na początku nieprzystępni, ale kiedy uda się przełamać pierwsze lody, okazują się hojni, ujmujący i niewiele się różnią od zwykłych mieszkańców Moskwy. Głęboko wierzą w moc słowiańskiej duszy i bez skrępowania folgują własnej naturze" - tak Francuzka charakteryzuje swoich chlebodawców. Przyznaje, że jej koleżanki po fachu, które znalazły się w innych rodzinach, przeważnie opisywały ten świat jako powierzchowny i bezlitosny. Napady histerii matek, kamery w każdym kącie domu, zwolnienia za zabranie owocu z lodówki, czy przekopywanie całego mieszkania z powodu podejrzenia o kradzież kolii... Ona miała szczęście: trafiła na kulturalne małżeństwo i urocze dzieci, a jednocześnie weszła w świat wielkiego bogactwa, który często wydawał jej się surrealistyczny i trudny do wyobrażenia dla zwykłego śmiertelnika. Freyssac pracowała dla rodziny Sokołowów: ona - wysoka, szczupła blondynka, około trzydziestki, poruszająca się z gracją na 20-centymetrowych szpilkach Louboutina, on -
łysy, korpulentny, dobrze po pięćdziesiątce i dwójka ślicznych dzieci: 7-letnia Liza i 4-letni Alosza. Zobacz, jak z bliska wygląda świat bogaczy!
(js)
Spotykają się dwaj noworuscy. Jeden mówi: "Zobacz, mam nowy krawat, kosztował 500 dolarów!". Na co drugi odpowiada: "Ale z ciebie frajer! Znam miejsce, gdzie można kupić taki sam za 800!"
"Wyobraźcie sobie szczęściarza, który wygrywa w lotka. Rosjanina. Opromieniony aurą sukcesu, której trudno się oprzeć, pewnego dnia uwodzi jakąś młodą ślicznotkę, która mogłaby pozować dla 'Vogue'a'. Od tej pory ona, zamknięta w bunkrze strzeżonym przez armię ochroniarzy, całymi dniami usycha za nim z tęsknoty.
Jego dzieci, równie cenne jak miliardy na koncie, są prześliczne. Dokłada zresztą wszelkich starań, żeby mieć liczne potomstwo i tym samym udowodnić swój patriotyzm, przyczyniając się do wzrostu demograficznego w Rosji. Chodzą do najlepszych prywatnych szkół w Moskwie lub w Europie. Tatuś nawet nie musi kupować im dyplomów.
Oczywiście, z biegiem lat i podróży służbowych, rosyjski oligarcha 'zeuropeizował się'. Nie używa już wykałaczek w restauracji, unika błyszczących koszul i nie podpisuje kontraktów pod wpływem alkoholu. Lecz wygładzone maniery nie na długo są w stanie ukryć jego słowiańską, rozbuchaną naturę. Znana jest pewna anegdota, która świetnie oddaje ducha nowej klasy: Spotykają się dwaj noworuscy. Jeden mówi: 'Zobacz, mam nowy krawat, kosztował 500 dolarów!'. Na co drugi odpowiada: 'Ale z ciebie frajer! Znam miejsce, gdzie można kupić taki sam za 800!'. Mimo wszystko nie ma co się czepiać ich rozrzutności, bo trzeba przyznać, że mają szeroki gest. Rosyjski oligarcha nie oszczędza na napiwkach. Podczas wakacji z rodziną lub przyjaciółmi to on za wszystko płaci: samoloty, taksówki, luksusowe hotele, restauracje... I nie tylko za to" - czytamy w książce "Sceny z życia rosyjskich milionerów".
Za czasów Jelcyna uczestniczyli w przekręcie stulecia
"Rosyjski oligarcha - pisze Marie Freyssac - przebiegły w interesach, zbił fortunę w latach 90. Wcześniej, za czasów sowieckiej nomenklatury, żył już całkiem dostatnio i miał znajomości na wyższych szczeblach. Zarobił pieniądze albo dzięki temu, że rozwinął dochodowy interes, gdy w latach 80. Gorbaczow częściowo postanowił otworzyć gospodarkę, albo przywłaszczył sobie przedsiębiorstwo państwowe, którym kierował, i za psi grosz nabył akcje rozdzielane wśród pracowników. Po upadku ZSRR robienie tego typu interesów bez przeszkód ze strony prawa było na porządku dziennym. Lecz wokół zawsze czyha wielu zawistników. Nowy kapitalista musi więc zaciekle bronić swojego podwórka - nie brudząc sobie przy tym rąk, bo przecież nie brakuje prywatnych agencji 'ochrony'.
Zamiłowanie do finansów skłania go do tego, by założyć bank. Będąc blisko władzy, pożycza drobną sumkę państwu, które w 1995 r. stoi na skraju bankructwa, w zamian za liczne akcje, no i przede wszystkim ze względu na swój patriotyzm. Jak można się było spodziewać, państwo nie jest w stanie oddać mu pieniędzy, więc oligarcha przejmuje najlepsze przedsiębiorstwa państwowe. Krótko mówiąc, za czasów Jelcyna uczestniczy w przekręcie stulecia.
To dlatego rodacy tak go nienawidzą. Jednak nie jest wcale pewne, czy bez niego, jego pieniędzy zainwestowanych w restrukturyzację zakładów odziedziczonych po czasach sowieckich i lobbingu na rzecz stworzenia różnych instytucji Rosjanie mogliby dziś utrzymywać poprawne stosunki handlowe z zagranicą, mieć własność prywatną bez ryzyka wywłaszczenia, a od 2001 r. notować pięcioprocentowy przyrost PKB rocznie. Lecz naród nie zna wdzięczności. W 2000 r. masowo głosuje na Władimira Putina, który wypowiada wojnę oligarchii.
Zasady się zmieniają: trzeba płacić podatki, skończyć z kontrolą mediów i okazać rządowi uległość. Jeśli nie, oligarcha ma wybór pomiędzy wygnaniem, jak Borys Bieriezowski na emigracji w Wielkiej Brytanii, lub więzieniem, jak były szef Jukosu, Michaił Chodorkowski. Kreml ma swoich ulubieńców i lepiej się do nich zaliczać. Po ponownym rozdaniu kart oligarcha trzyma się z dala od polityki, choć nadal ma wpływ na gospodarkę państwa. Jednocześnie jest realistą. Jeśli popadnie w niełaskę, jeśli zmieni się władza lub system runie, jest zabezpieczony. Ma przecież wiele luksusowych posiadłości - domów, zamków, hoteli - które czekają na niego w różnych zakątkach Europy i Stanów Zjednoczonych... Poza granicami ukochanej ojczyzny".
Witajcie w Rublowce
Moskwa to stolica miliarderów. Według "Forbesa" mieszka tu ich 78 ośmiu, w Nowym Jorku 58, a w Londynie 39. Gdyby nie sznur luksusowych aut zaparkowanych przed drogimi butikami i strzeżonych przez ochroniarzy, trudno byłoby się domyślić, że to miasto największych bogaczy.
"Zbliżamy się do celu podróży. Drobne szczegóły nie pozostawiają co do tego wątpliwości: plakaty reklamujące wakacje w kurorcie narciarskim Courchevel we francuskich Alpach, możliwość 'wynajęcia' zdyscyplinowanego personelu z Filipin, sprzedaż jachtów Ferretti, zegarków Ulysse Nardin, garniturów od Armaniego... Auto mija ciągnący się kompleks luksusowych butików pod szyldem 'Barvikha Luxury Village'. To tutaj mieszczą się takie marki jak Yves Saint Laurent, Prada, Gucci, Ferrari, Rolls-Royce... Jesteśmy oczywiście na Rublowce, dosłownie 'drodze rubla', przy której znajdują się posiadłości rosyjskiej elity i bogatych biznesmenów, skupione po 10, 20 domów. Za brzozowymi laskami i wysokimi zielonkawymi lub szarawymi ogrodzeniami, niedostępnymi dla fiskusa, nie znajdziemy domu za mniej niż 5 milionów dolarów.
Limuzyna skręca i zatrzymuje się przed szlabanem. Po pokonaniu pierwszego punktu kontrolnego jedzie wąską drogą pomiędzy lasem i trzymetrowym murem, którą może się przecisnąć tylko jeden (duży) samochód. Przed wjazdem do rezydencji znajduje się drugi punkt kontrolny. Za nim stoją ochroniarze strzegący wrót domu. Nie sądziłam, że moja praca będzie wiązała się z tak dużym zagrożeniem. Zastanawiam się, czy ryzyko jest wpisane w moją pensję" - czytamy w "Scenach z życia rosyjskich milionerów".
Dzieci mają domowy sklep z zabawkami
"Jasnozielona fasada z jońskimi kolumnami robi imponujące wrażenie. Zaletą bycia miliarderem jest to, że gdy buduje się dom, można wybrać taki styl architektoniczny, jaki się najbardziej podoba. Po drugiej stronie schodów prowadzących na parter zwiedzam piwnicę zapełnioną drogimi winami i szampanem, salę do masażu z sauną i małym basenem oraz siłownię. Wchodzę po schodach. Po prawej stronie znajduje się garderoba z futrami, po lewej - duży salon. Nastia, ubrana w zwykły szlafrok, wita mnie z szerokim uśmiechem na twarzy. Wypchany krokodyl i oprawiony niedźwiedź szczerzą do mnie kły.
(...) Liza popędza mnie, żebyśmy poszły na górę do jej królestwa. Jasne ściany, firanki wyszywane złotą nicią, spięte dyskretnym sznurem, i meble z białego drewna zdobione kwiatowym motywem to idealny wystrój królestwa małej księżniczki. Liza wskakuje na ogromną skórę z białego niedźwiedzia, która jest rozłożona na łóżku z baldachimem. 'Zobacz moją kolekcję porcelanowych lalek!' - wskazuje palcem półkę. Po drugiej stronie pokoju, na ślicznej komódce piętrzą się oprawione zdjęcia, figurki, ikony. Nagle wpada jej do głowy świetny pomysł: 'Chodź, pobawimy się Barbie!'. Wspinam się po kolejnych schodach. Jak okiem sięgnąć, cała podłoga jest zawalona zabawkami: domkami dla lalek, straganami z warzywami i owocami, namiotami, całymi koszami robotów, autek, ciężarówek i helikopterów, a na środku stoi ogromny płaski telewizor i dwie kanapy. 'To zostało po ostatnich Świętach Bożego Narodzenia!' - informuje mnie Liza, kiedy zwracam uwagę na stos nierozpakowanych prezentów leżących na stole. Ten domowy sklep z zabawkami
zajmuje całe piętro.
Gdy schodzimy na dół, proszę, żeby mi pokazała pokój Aloszy. Chłopiec ciągle jeszcze sypia w dziecięcym łóżeczku z mahoniu, a nad jego głową wisi ogromny trójramienny żyrandol. Oprócz babyphone'a w pokoju jest kamera, która śledzi każdy jego ruch. Guwernantek także" - opisuje Francuzka.
Jej codzienne obowiązki to basen, joga, masaż i wizyty u manikiużystki
"To dzięki Nastii dom jest oazą spokoju i szczęścia. Bez niej Sokołowowie zginęliby marnie. Wykończona tak ogromnym ciężarem odpowiedzialności, zmęczona tym, że wszystko, ale to absolutnie wszystko spoczywa na jej wątłych ramionach, szefowa rodziny zdecydowała się na thalassoterapię we Francji. Ten zasłużony wypoczynek ma być subtelną kombinacją masaży, modelowania sylwetki, okładów z alg i gorących kąpieli. Oderwanie się od codziennych obowiązków i powiew świeżego powietrza dobrze jej zrobi...
W wolnych chwilach Nastia zmusza się do korzystania z domowej sauny i małego basenu. Robi to tak często, jak to jest możliwe. Poza tym bierze trzy lekcje jogi w tygodniu i dwa razy poddaje się masażom. Ciągle musi też dbać o manikiur i fryzurę. Czasami, żeby zachować młody i piękny wygląd, decyduje się nawet na wstrzyknięcie botoksu. Oczywiście jej wysiłki przynoszą efekty, ale wymagają olbrzymiego nakładu energii. Presja jest tym większa, że chociaż ma dyplom z historii, nigdy nie pracowała zawodowo, a przecież powinna odgrywać rolę intelektualistki. Zatem mimo tak napiętego grafiku musi również poświęcać czas na lekturę.
Dzięki całkiem przyzwoitemu wynagrodzeniu, które Artiom przelewa na konto armii pokojówek, służących i guwernantek, Nastia może czuć się zwolniona z przykrych obowiązków domowych. Lecz jeśli przypadkiem zdarzy się, że któraś z pracownic nie może znaleźć zastępstwa, a wyjątkowo chciałaby mieć wolne, zawsze może liczyć na wyrozumiałość szefowej. Grunt to dobra organizacja. Jedynym zgrzytem w tym dobrze naoliwionym mechanizmie jest konieczność wyboru prezentu urodzinowego dla każdego z przyjaciół rodziny. Nie przepada za tym, ale znalazła złoty środek: 'To cudowne! Teraz nie muszę biegać po sklepach, żeby kupić jakąś torebkę mojej przyjaciółce Tani!' - zachwyca się, serfując po stronach Chanel. Jak wyszuka odpowiedni model, może po prostu wysłać szofera, żeby odebrał przesyłkę z butiku" - czytamy w książce.
Apartament w Paryżu poświęcił specjalnie sprowadzony z Moskwy pop
Mniej więcej dwa razy do roku państwo Sokołowowie wybierają się do Paryża, gdzie zatrzymują się w hotelu Ritz lub we własnym apartamencie przy avenue Montaigne w kamienicy z epoki Haussmanna. Tak je opisuje Marie Freyssac: "To przytulne mieszkanko, którego metr kwadratowy kosztuje ponad 10 tys. euro, miało zastąpić bezosobowy i zbyt konwencjonalny charakter Ritza. Jednak, nie wiedzieć czemu, jest urządzone w identycznym stylu, ale pewnie to wrażenie wynika z mojej nieznajomości rzeczy...
Żyrandole, lichtarze, antyczne dywany, osiemnastowieczne fotele, marmurowe kolumny... Po przekroczeniu progu czuję się jak w pałacu, mam stąd widok na wieżę Eiffla. W salonie nieśmiało siadam na jednej z kanap w stylu Ludwika XVI. Czy to ogromne, barokowe lustro w złotej ramie nad kominkiem wisi tam po to, by pokój wydawał się jeszcze większy? No cóż, faktycznie ma on nie więcej niż jakieś 40 metrów kwadratowych. Liza wpada jak bomba, zachwycona nowym wynalazkiem. 'Chodź coś zobaczyć!'. Pospiesznie idę za nią do pokoju rodziców. Naciska guzik i z sufitu zjeżdża płaski ekran. To zmyślne rozwiązanie stworzył JPM. Czyżbyście nie znali JPM - architekta, który zajmuje się adaptacją wnętrz z zachowaniem ich oryginalnego wystroju? 'Dotknij! - rozkazuje. - Jakie to miłe!'. Ściany są obite miękką tkaniną w kasztanowym kolorze. Dokładnie taką jak w Wersalu. Rozkoszując się moim zdziwieniem, Liza dodaje podekscytowana: 'A w salonie telewizor jest za lustrem, widać go dopiero, gdy się go włączy!'. Biegnie przez długi
korytarz obity tapetą w niebieskie i złote paski. Pędzę, żeby zobaczyć resztę pomieszczeń: garderobę, toaletę dla gości, pokój brata. W końcu docieramy do jej królestwa. Wskakuje na łóżko z baldachimem i z nieskrywaną dumą pozwala mi zwiedzić swoją łazienkę z pozłacanymi kurkami.
(...) Pan domu, dumny z nowego mieszkania, podchodzi do nas: 'Zamierzam również kupić jakiś niewielki zamek z dużą posiadłością niedaleko Paryża. Przyda się do gry w golfa'. Ma też pewne plany dotyczące zagospodarowania apartamentu znajdującego się dwa piętra niżej - 'bo w tym nie ma już miejsca na salę do ćwiczeń' - tłumaczy. Będzie tam także sauna i pokoje dla gości. Nagle rozbrzmiewa dzwonek, po czym w drzwiach staje prawosławny duchowny, z długimi włosami i brodą. Nastia i Artiom sprowadzili go specjalnie z Moskwy, żeby przywiózł parę ikon i, jak nakazuje tradycja, poświęcił mieszkanie. Najpierw antyczny dywan zostaje pokropiony szampanem Dom Perignon, ponad 100 euro za butelkę, której połowa rozlewa się przez przypadek, a następnie święconą wodą".
Skoro haruje jak wół, by ciągle pomnażać majątek, czyż nie ma prawa skorzystać z usług luksusowych dziewcząt do towarzystwa?
"Pewien miliarder wychodzi z restauracji, w której bywa cała moskiewska śmietanka. U jego boku kroczy młoda kobieta, posągowa piękność. Jest również miła, wykształcona i oczytana. Po prostu idealna partia dla nuworysza, bo dla niego najważniejsze jest to, by zrobić wrażenie na klientach i potwierdzić bez żadnego ryzyka swój uwodzicielski czar.
Chociaż należy do wyższych sfer i wygląda na pewnego siebie, korzysta z usług luksusowych dziewcząt do towarzystwa, bo w przeciwieństwie do Artioma, jego własna żona nie jest tak idealna. Zresztą bardzo ją kocha, to oczywiste, ale skoro haruje jak wół, żeby ciągle pomnażać majątek, czyż nie ma prawa do odrobiny przyjemności? Na szczęście w Moskwie roi się od agencji świadczących tego typu usługi.
Rok później miliarder może gorzko żałować tej ekstrawagancji. Okazuje się bowiem, że jego przeuroczej towarzyszce zaokrągla się brzuszek. I co teraz? Porzucić ją? Tak. Ale jest już za późno - złotowłosa czarodziejka wygrała los na loterii i nie zamierza przepuścić takiej okazji. Wiadomo, że bogaty biznesmen o wszystko zadba. Samotna matka wcale nie stara się zająć miejsca ślubnej małżonki i beztrosko trwoni jego majątek w luksusowych hotelach w Paryżu, szwajcarskim Gstaad i Dubaju. Chociaż nie ma jeszcze trzydziestki, jest przerażona perspektywą starzenia się, więc nie oszczędza na pielęgnacji urody. Z synkiem spędza góra godzinę dziennie. Były kochanek opłaca prywatną szkołę, osobistą asystentkę, nianie, szofera, nauczycieli języków - i ich utrzymanie. Milczenie kosztuje. Dziecko nie widuje ojca, ale ma zapewnioną dobrą edukację, a to w końcu najważniejsze. Tymczasem matka korzysta z uciech życia i zmienia mężczyzn jak rękawiczki" - czytamy.
W niedzielę uczta trwa cały dzień
"Jest niedziela, 10 rano. Cała rodzinka w piżamach zasiada do śniadania przy dużym stole w salonie. Alosza, jako znawca wykwintnego jedzenia, nie ma nic przeciwko mieszaniu różnych smaków. Z przyjemnością przechodzi od kawioru z bieługi, który nielegalnie można kupić już za 1000 euro za łyżeczkę, do pospolitych parówek, uwielbianych przez Rosjan. Potem są naleśniki, tosty, twaróg, wędzone ryby, konfitury, jajecznica, ciastka od Wołkońskiego (lokalny odpowiednik paryskiej piekarni Kaysera), w które zaopatrują się mieszkańcy Rublowki - oraz, w sytuacjach kryzysowych, stęsknione za ojczyzną Francuzki...
13. Czas wyruszyć do restauracji. Wchodzimy do budynku w rodzaju tawerny pobielonej wapnem i oddajemy ubrania do szatni. Od progu wita nas ogromna prawdziwa głowa zwierza, wypchana słomą. Dziesiątki skór z wilków wyściełają barowe stołki i są rozwieszone na sznurze, dzieląc przestrzeń na dwa poziomy. (..) Goście ucztują i bez skrępowania dłubią w zębach pod bacznym spojrzeniem ostatniego z Romanowów, Mikołaja II. W trosce o higienę jamy ustnej rodaków szefowie restauracji - od podrzędnych kafejek poczynając, na najwytworniejszych lokalach kończąc - stawiają na stołach pojemniki z wykałaczkami. Rzucam okiem na przystawki piętrzące się na stole, nakrytym na jakieś 15 osób: ogurci, chołodziec (mięso w galarecie), sało (surowa słonina, przepyszna, pod warunkiem że się nie wie, co to takiego), marynowane warzywa, sieliodka pod szuboj (śledź pod pierzynką, czyli sałatka składająca się z układanych na przemian warstw ugotowanych ziemniaków, majonezu, śledzia, majonezu, cebuli, majonezu, posiekanych jaj na twardo,
majonezu, ugotowanych buraków, majonezu i tak dalej), sałatka Oliviera (mimo swej nazwy jest typowo rosyjska, robi się ją z gotowanych warzyw pokrojonych w kostkę, zmieszanych z majonezem i koperkiem), pirożki... Zastanawiam się nad możliwościami trawiennymi współbiesiadników, gotowych pochłonąć to wszystko po dwóch śniadaniach. Mój szef pośrednio udziela mi odpowiedzi, wznosząc toast wypełnionym po brzegi kieliszkiem wódki, i rozpoczyna maraton jedzenia, który potrwa co najmniej cztery godziny.
(...) Kelnerki robią miejsce na stole na czarny chleb i kolejne potrawy: prosię, pieczonego królika, oryginalne kotlieti (z mielonego mięsa i cebulki), dziką kaczkę w sosie wiśniowym, pielmieni (rodzaj pierożków z mięsem, podawanych z kwaśną śmietaną)...
(...) 19. Kolacja. Wolałabym pominąć szczegóły, powiem tylko, że mój żołądek jest na granicy wytrzymałości" - relacjonuje Marie Freyssac.
Rezydencja lub jacht w Monako to niezbędny dodatek każdego szanującego się nuworysza
"Jadę z rodziną Sokołowów do Monako. Rezydencja lub jacht w okolicy Rocher jest niezbędnym dodatkiem każdego szanującego się nuworysza. Zwabieni klimatem sprzyjającym zarówno opalaniu się, jak i robieniu interesów, wydają bajońskie sumy w ekskluzywnych butikach.
Słońce praży niemiłosiernie. W oddali dostrzegam stateczek. Konkurencja jest ostra. Pływający domek Sokołowów o długości 60 metrów, czarnym kadłubie i białych pokładach, pod względem wielkości zajmuje dopiero drugie lub trzecie miejsce wśród prywatnych jachtów stojących w porcie. Ale honor został uratowany - mój szef, jako osoba uprzywilejowana, płaci za cumowanie 2000 euro gotówką dziennie, zamiast 1000, jak cała reszta pospólstwa" - czytamy w "Scenach z życia rosyjskich milionerów".
Każda kajuta ma po 12 metrów kwadratowych, wyposażona jest w płaski telewizor, klimatyzację i oddzielną łazienkę, całą w marmurze
"Gdy wchodzę na pokład, pisze autorka, Liza oprowadza mnie po statku. Każda kajuta ma około 12 metrów kwadratowych, jest wyposażona w płaski telewizor, klimatyzację i oddzielną łazienkę, całą w marmurze. Kajuty znajdują się pod pokładem, 'to miejsce, w którym statek najmniej się kołysze' - tłumaczy mi Liza, przerażona wizją choroby morskiej. Gdyby nagle w ciągu 20 minut żeglugi, jakie dzieli nas od portu, rozpętał się sztorm, przynajmniej będziemy mieli gdzie się schronić. Lecz przezornie Sokołowowie rzadko wypuszczają się w dalsze rejsy, niebezpieczne dla tak delikatnego stateczku...
Na piętrze wchodzę do salonu obwieszonego antycznymi mapami świata, w którym znajduje się kanapa i wygodne fotele ze złotego brokatu. Obok, w jadalni, stoją 20-kilogramowe krzesła i piękny, choć trochę za niski dębowy stół. Parkiet w drugim salonie o rozmiarach sali balowej lśni tak, że chociaż jestem boso, boję się po nim stąpać, żeby go nie porysować. Dygocząc z zimna z powodu klimatyzacji, idę się ogrzać w trzecim salonie, mieszczącym się piętro wyżej, który jest jaśniejszy i bardziej przestronny. Znajduje się tam płaski telewizor o rozmiarach pozwalających podziwiać Władimira Putina naturalnej wielkości, non stop ustawiony na rosyjskie stacje. Automatyczne drzwi na taras, gdzie rodzina jada posiłki, ciągle są otwarte. Trzeba przyznać, bardzo pomysłowy system chłodzenia powietrza na zewnątrz.
Gdy jacht leniwie odbija od brzegu, Liza idzie ze mną na dziób. Z włosami rozwianymi na wietrze i bransoletką przeciw chorobie morskiej na ręce, krzyczy na całe gardło jak Jack w filmie Titanic: 'Jestem panem świata!', co w jej ustach brzmi bardzo wiarygodnie. Potem wchodzimy po schodach na sundeck - w trakcie rejsu nie można używać windy. Wyposażony w ławki, leżaki, bar i jacuzzi pokład jest idealny do opalania się, tej najważniejszej czynności, która jest warunkiem udanych wakacji".
Jacht z lądowiskiem dla helikopterów to bardzo praktyczne rozwiązanie
"Rejs dobiega końca. Wzdłuż bajecznie ukwieconego wybrzeża cumuje wiele luksusowych jachtów, zwabionych nieodpartym urokiem ceny za metr kwadratowy, która tutaj czasami osiąga ponad 60 tys, euro. Prawdziwe eldorado dla bogaczy, którzy mogą mieć pewność, że w tych wodach nie będą musieli kąpać się z plebsem...
Lecz zgrupowanie tylu milionerów w jednym miejscu nieuchronnie skłania do porównań. Mój szef, w kąpielówkach, uzbrojony w lornetkę, z podziwem obserwuje statek sąsiada, również Rosjanina. Czuje się chyba niezbyt komfortowo na swoim skromnym, choć odnawianym przez znanego architekta jachcie.
'Niedługo też taki będę miał: 100 metrów, z basenem i lądowiskiem dla helikopterów, to o wiele bardziej praktyczne'. Będzie wyposażony w symulator do gry w golfa, żeby można było rozegrać partyjkę tuż po przylocie. To jeszcze bardziej praktyczne. W planie jest też sala kinowa, sauna i sala do masażu, krótko mówiąc wszystko, co niezbędne. Miło będzie pokazać się na takim jachcie".
"Poproszę to, to i to!" - mówi dzierżąć w ręku plik banknotów
"'Poproszę to, to i to... Wezmę jeszcze to!'. W sklepie zapanowało istne szaleństwo, bo mój drogi szef, przy okazji rodzinnej wycieczki, postanowił udać się na zakupy. Tuż po przylocie do Cannes, dzierżąc w prawej ręce plik banknotów, a lewą wszystkiego dotykając i kosztując, jak rozgorączkowany dyrygent prowadzący orkiestrę, w zawrotnym tempie przechodzi od kiełbasy z osła do truskawek i od truskawek do homarów, podczas gdy ja, w miarę możliwości, staram się pomóc sprzedawcom, którzy wychodzą ze skóry, żeby spełnić każde jego życzenie.
Gwoździem programu jest wizyta w butiku Petrossian. Monsieur, ściskając w dłoni całkiem sporą sumkę, czuje się nieusatysfakcjonowany powolną obsługą i przywołuje do porządku trójkę sprzedawców. Kwadrans później wychodzimy obładowani trzema izotermicznymi torbami, po brzegi wypełnionymi kawiorem, truflami i łososiem - w prezencie od firmy.
To fakt - Rosjanie uwielbiają gotówkę. Warto mieć ją przy sobie. Poza tym to o wiele bardziej praktyczne, jeśli chce się wspomóc w potrzebie bliskich - lub nie tylko bliskich. Najczęstsze przypadki to: spotkanie z dyrektorem szkoły, na tyle renomowanej, żeby właśnie tam kształciło się potomstwo miliardera, operacja, która ma być przeprowadzona przez najlepszego chirurga w najbliższym szpitalu, czy pertraktacje z policją na okoliczność zatrzymania z powodu jazdy pod prąd w godzinach szczytu... Lista jest długa" - czytamy.
Żeby spędzać zimowe wakacje w konfortowych warunkach, kupili pół hotelu
"Zimowe wakacje Sołowiowowie spędzają w pięciogwiazdkowym hotelu w Szwajcarii. Najwyraźniej spodobało się to miejsce. Tak mi się przynajmniej wydaje, skoro kupili część hotelu. Jak zwykle kierowali się zmysłem praktycznym: na początku będą mieszkać w najbardziej luksusowym 300-metrowym apartamencie w hotelu, a potem zajmą się remontem posiadłości, którą nabyli w pobliżu.
Stylowy rolls-royce wiezie nas na lotnisko. Gdy jesteśmy już na pasie startowym, Artiom wychodzi z siebie: 'Przecież się nie zabierzemy, trzeba będzie wynająć drugi samolot na bagaże!'. Schowek wypełniony jest dosłownie po brzegi, a reszta walizek zajmuje tylne siedzenia czternastoosobowego odrzutowca. Ja osobiście nie mam sobie nic do zarzucenia, bo zgodnie z prośbą Nastii, ograniczyłam ilość rzeczy do minimum. Lecz moje wysiłki nie na wiele się zdały, ponieważ każdy z członków rodziny ma po dwie walizki, nie wspominając o bagażach przyjaciół i zakupach z podróży".
Na sylwestra najlepszy kawior i futra Diora w prezencie
"Aby uczcić Nowy Rok, Sokołowowie zdecydowali się na mały rejs z widokiem na podświetloną wieżę Eiffla w trakcie kolacji pod szyldem Lenotre'a. Będzie całkiem sporo miejsca do tańca, bo zaproszono tylko jakieś 30 osób, łącznie z dziećmi. Goście powoli zaczynają się schodzić. Sami bliscy. Rosjanie świętują Nowy Rok przede wszystkim z rodziną. W eleganckiej boazerii statku odbija się blask świec i tylko pozłacane talerze i posrebrzane kieliszki świadczą o tym, że to jakiś szczególny dzień. Żadnych kolorowych balonów, błyszczących girland w kształcie gwiazd czy konfetti... Nie ma też didżeja (zbytnia ekstrawagancja), jest za to zespół muzyków i pieśniarzy, samych Rosjan, którzy tego ranka przylecieli z Moskwy. Taka skromność w wydaniu Sokołowów to coś dziwnego. Może zarazili się paryskim snobizmem na low profile?
Nagle kelnerzy wnoszą czarny kawior z jesiotra syberyjskiego Osetra, jedyne 230 euro za 100 gram, innymi słowy taniocha. Nie znają się. Artiom o mało co się nie zadławił: 'Przecież przywiozłem prawdziwy kawior, podajcież go!'. Ten na pewno jest smaczny, creme de la creme, prawdziwy rolls-royce wśród kawiorów - niepasteryzowany, z bieługi, o dużych ziarnach ze srebrzystym połyskiem, które zmysłowo pękają w ustach... Mój szef od lat kupuje go u tego samego producenta na czarnym rynku.
Po nieszczęsnej wpadce z kawiorem na scenę wkracza Święty Mikołaj. Wśród upominków znalazły się: mała kolejka elektryczna dla Aloszy i łyżwy dla Lizy. No i futra Diora dla innych dziewczynek, które Nastia kupiła w ostatniej chwili. Tylko tyle. Cóż za skromność!".
Gdy się zapłaci, można nawet jechać pod prąd
"Dzisiaj punktualnie o 17 Liza musi być w muzeum. Biorąc pod uwagę, że lekcje kończą się o 16, a podróż samochodem do centrum Moskwy w godzinach szczytu może zająć nawet dwie godziny, jest to nie lada problem arytmetyczny. Lecz dzięki Bogu tatuś Artiom, jako specjalista od zadań niemożliwych, szybko go rozwiązał. Dał nam do dyspozycji swój samochód, szofera-kaskadera oraz, last but not least, koguta. Takiego samego niebieskiego koguta, jakie przeważnie znajdują się na dachach karetek i policji - oraz mercedesów, którymi jeżdżą goście pokroju mojego szefa.
Ten nieoceniony wynalazek pozwala im przekraczać dozwoloną prędkość i linie ciągłe, poruszać się pasem dla pojazdów uprzywilejowanych i jeździć na skróty. Kogut, używany przez niektórych przedstawicieli rządu w trakcie służbowych przejazdów, ostatnimi laty zrobił furorę wśród prywatnych VIP-ów - z filmowcem Nikitą Michałkowem na czele, którego spóźnienia spowodowane korkami na moskiewskich ulicach mogłyby przynieść niepowetowane straty państwu.
Wujek Lizy, mający hopla na punkcie punktualności, znalazł jeszcze lepsze rozwiązanie - ma winietę uprawniającą do jazdy pod prąd, którą najprawdopodobniej dostał w zamian za hojne wsparcie, jakiego udzielił jednemu z przyjaciół na wysokim stanowisku. Tym sposobem nigdy nie spóźnia się na umówione spotkanie więcej niż 'góra siedem minut!'".
Fragmenty książki "Sceny z życia rosyjskich milionerów. Zapiski francuskiej guwernantki" Marie Freyssac publikujemy dzięki uprzejmości wydawnictwa Poradnia K.
(js)