Ojciec zrobił dziurę w płocie i wypchnął go z getta na wolność
1 września 1939 r. Wehrmacht wkroczył do Polski, a pięć dni później Kraków został zajęty przez niemieckich żołnierzy. Liebling sam pozostał w mieście, a rodzinę wysłał do Warszawy. To nie była zbyt szczęśliwa decyzja. Wkrótce wrócili do Krakowa, wprowadzili się do mieszkającej w Kazimierzu babci, a Romek zapisany został do szkoły. Na zajęcia uczęszczał tylko kilka tygodni, gdyż żydowskim dzieciom zabroniono nauki w szkole. Te kilka tygodni oznaczało dla niego jedyne wykształcenie, jakie uzyskał do czasów powojennych. I znów przyszła pora na przymusową przeprowadzkę. Tym razem na drugą stronę Wisły, do dzielnicy Podgórze, gdzie niemieccy okupanci od marca 1941 r. utworzyli żydowskie getto. Lieblingom przydzielono mieszkanie przy ulicy Tatrzańskiej, w którym stłoczona została większa liczba rodzin. Już od dawna wszyscy Żydzi powyżej 12. roku życia musieli nosić białe opaski z niebieską gwiazdą Dawida. Z początku dzielnica była jeszcze otwarta i dopiero później wybudowano wokół niej mur.
Jak czytamy w biografii, ojciec Romka przygotował plan awaryjny, który tym razem dotyczył jedynie jego syna. Zainwestował całe rodzinne oszczędności, by zorganizować dla Romka schronienie u znajomych. W tym czasie Bula pracowała dla okupantów jako sprzątaczka na Wawelu, dawnym zamku królewskim na wzgórzu położonym nad Wisłą, gdzie umieszczono niemiecką administrację tak zwanego Generalnego Gubernatorstwa. Docierała do pracy dzięki przepustce ważnej na czterech bramach getta. Za każdym razem gdy ogłaszano planowaną deportację mieszkańców albo też pojawiały się takie plotki, przemycano Romka na kilka dni do katolickiej rodziny o nazwisku Wilk. Chłopak znów otrzymał nową tożsamość i nowe nazwisko. Teraz był Romanem Wilkiem, krewnym, którego rodzice zginęli w trakcie wojny.
Podczas jednej z takich tymczasowych ucieczek w lutym 1943 r. niespodziewanie przyszedł po niego do Wilków ojciec. W drodze do getta nagle zalał się łzami i opowiedział chłopcu, że matkę wywieziono. Zniknęły też siostra i babcia. Wciąż jeszcze liczyli, że je kiedyś spotkają, i nikt nie był w stanie domyślić się rozmiarów nieszczęścia. 13 marca zlikwidowano krakowskie getto; ci z mieszkańców, którzy jeszcze w nim przebywali, zostali zabici na miejscu albo wywiezieni do obozów zagłady. Wczesnym rankiem tego dnia ojciec Romka szczypcami zrobił dziurę w płocie i wypchnął syna na wolność. Romek miał wtedy dziewięć i pół roku i od tej chwili zdany był tylko na siebie.
U Wilków, mimo historii o jego "dalekim pokrewieństwie", nie mógł zostać na dłużej i przekazano go do innej krakowskiej rodziny o nazwisku Putek. Wkrótce Kraków okazał się zbyt niebezpieczny i Romek znów musiał zmienić miejsce pobytu. Latem 1943 r. został wywieziony do wsi o nazwie Wysoka, 30 kilometrów na południowy zachód od Krakowa. Trafił do bardzo ubogich rolników, głęboko wierzących katolików i antysemitów, którzy nie mogli nabrać nawet najmniejszych podejrzeń co do jego prawdziwego pochodzenia.
Urodzonemu w Paryżu chłopcu, który dotąd poznał jedynie Warszawę i równie wielkomiejski Kraków, życie w górzystym krajobrazie z porozrzucanymi chałupkami wydawało się jednak idylliczne. Jesienią 1944 r. przy pierwszych oznakach zbliżającego się końca wojny i okupacji Romek powrócił do Krakowa. Ponownie znalazł schronienie u rodziny Putków. Wreszcie Niemcy się wycofali i 19 stycznia 1945 r. Polacy mogli witać w mieście żołnierzy Armii Czerwonej. Przez kilka tygodni Romek włóczył się po wyzwolonym Krakowie, aż przypadkowo natrafił na swego najmłodszego wuja, który tymczasem zmienił imię na Stefan. Dzięki kryjówce w centrum Krakowa i pomocy żony udało mu się przetrwać wojnę.