Zapanował nad nim wyostrzony od dzieciństwa instynkt ucieczki
W środę 1 lutego 1978 r. adwokat Polańskiego Douglas Dalton lekko spóźniony wkroczył na salę sądową i poinformował, że jego klient telefonicznie powiadomił go, że nie pojawi się w sądzie. On, Dalton, przypuszcza, że Polański znajduje się poza granicami Stanów Zjednoczonych. W rzeczywistości Polański podczas spotkania poprzedniego wieczoru w biurze adwokata dowiedział się, że prowadzący jego sprawę sędzia Laurence Rittenband zaczął się zachowywać w zupełnie nieobliczalny sposób. Zawarł jasne porozumienie ze stronami procesu - Polański miał spędzić pozostałe 48 dni z maksymalnych 90 w Chino, a potem sąd miał wyrazić zgodę na wniosek o jego zwolnienie. Jednocześnie jednak Rittenband mówił prasie coś zupełnie innego - zanim rzucił ręcznik, kiedy obie strony poparły wniosek o odwołanie sędziego z obawy o stronniczość. I tak Polański miał wyjść na wolność, jeśli zgodzi się na wydalenie ze Stanów Zjednoczonych i natychmiast opuści kraj.
Podczas gdy jego adwokat mu to wyjaśniał, Polańskiego ogarniała coraz większa panika. Znów zapanował nad nim z przemożną siłą wyostrzony od dzieciństwa instynkt ucieczki. Polański bez wyjaśnień opuścił biuro. Spakował walizki, odebrał trochę gotówki i pojechał na międzynarodowe lotnisko LAX. Kwadrans później odleciał do Londynu DC 10 należącym do British Airways, wykupiwszy ostatnie wolne miejsce.
Życie Polańskiego leżało w gruzach. Stracił dwa duże i co najmniej dobrze płatne projekty filmowe, został na niego wydany nakaz aresztowania, na całym świecie go potępiano. Znów go ścigano. W Paryżu przede wszystkim paparazzi. By uciec przed teleobiektywami i czyhającymi na niego fotografami, Polański przez wiele tygodni nosił gęstą brodę, czapkę i okulary przeciwsłoneczne. Ze swego mieszkania jechał windą do podziemnego garażu, krył się w bagażniku samochodu i był wywożony przez przyjaciela. Jego amerykański obrońca Douglas Dalton przybył do Paryża z jeszcze innym adwokatem i obaj próbowali namówić swego klienta do powrotu do Stanów Zjednoczonych i stawienia się przed sądem. Sędzia Rittenband przesunął termin ogłoszenia wyroku. Jednak adwokaci polecieli z powrotem, nie przekonawszy Polańskiego. Nie chciał jeszcze raz oddawać się w ręce amerykańskiego wymiaru sprawiedliwości, a przede wszystkim nie w ręce tego sędziego. Tym samym jednak tracił ostatnią szansę wyjaśnienia tej sprawy na drodze prawnej. Drzwi
do Stanów Zjednoczonych ostatecznie się dla niego zatrzasnęły.