Na czele bandy stał syn prostytutki
Z braku rzetelnych informacji w artykułach pojawiały się coraz bardziej szalone pogłoski. "Zbrodnia niczym z filmów Polańskiego" stała się wszechobecną formułką, za której pomocą w jakiś sposób próbowano wyrazić grozę tego wydarzenia. Ktoś powiedział, że rzeczywistość zemściła się na tych, którzy odważyli się zagłębić w fikcyjny świat swych mrocznych zakamarków. W jakimkolwiek języku czy jakiejkolwiek wersji coś takiego głoszono, zawsze wychodziło na to, że Polański i jego żona w gruncie rzeczy sami byli sobie winni: ktoś, kto kręci takie filmy jak przede wszystkim "bluźniercze" "Dziecko Rosemary", z którym co prawda Sharon Tate nie miała nic wspólnego - co jednak pomijano - i kto prowadzi takie życie, pełne niejasnych seksualnych związków i narkotyków, nie powinien na koniec się dziwić, że zło, szatan czy też właśnie "rzeczywistość" go dosięgną. W mediach z ofiar zrobiono sprawców - i to nie tylko dlatego, że nie znaleziono jeszcze prawdziwych winnych. To doświadczenie na zawsze zniszczyło dobre do tamtej
pory relacje Polańskiego z prasą.
Po tygodniach prowadzonego bezładnie śledztwa policja trafiła wreszcie na ślad morderców, i to przypadkiem. Jedna z osób biorących udział w zbrodni, Susan Atkins, którą zatrzymano w związku z innym wykroczeniem, chwaliła się przed innymi aresztowanymi morderstwami popełnionymi w domu Tate. 1 grudnia wreszcie poznano tożsamość pozostałych uczestników, których udało się wytropić w kolejnych dniach i aresztować. Oprócz Atkins były to jeszcze dwie inne młode kobiety i w chwili popełnienia zbrodni 23-letni mężczyzna. Wszyscy należeli do tak zwanej Manson Family, okultystycznej komuny hipisowskiej skupionej wokół Charlesa Mansona, który sam siebie nazywał "Szatanem". Urodzony w 1934 r. jako syn 16-letniej prostytutki Charles Manson dorastał u bardzo religijnych, surowych krewnych. W chwili zbrodni miał 35 pięć lat, z czego 17 lat spędził w więzieniach. Przez jakiś czas daremnie próbował zostać muzykiem folkowym i pod koniec lat sześćdziesiątych założył przypominającą sektę komunę, nazywaną "The Family".
Kiedy wreszcie wykryto sprawców, tematyka artykułów przeniosła się na publiczne spekulacje dotyczące możliwego motywu. Choć Charles Manson nie brał bezpośredniego udziału w zbrodni, uchodził za siłę napędową. W ramach różnego rodzaju prób zrobienia kariery muzycznej w 1968 r. przez dłuższy czas miał kontakt z Dennisem Wilsonem z The Beach Boys. Wilson nagrał nawet demo z Mansonem i wysłał je do producenta płyt Terry?ego Melchera, syna Doris Day. Melcher odesłał taśmę jako bezużyteczną. Wskutek tego Manson wielokrotnie pojawiał się w domu, a przynajmniej na terenie posiadłości, gdy Melcher mieszkał tam z Candice Bergen. Najwyraźniej przychodził tam również w tym czasie, gdy do domu wprowadzili się Frykowski i Folger. Przypuszczano, że mogło chodzić o pomyłkę, a więc że morderstwa pierwotnie były zaplanowane jako akt zemsty na Melcherze. Teorii tej nie dało się utrzymać, Manson bowiem prawdopodobnie wiedział, że Melcher od dawna już tam nie mieszka.
Dopiero później, krok po kroku, można było zrekonstruować wydarzenia z nocy, kiedy popełniono morderstwa. Sharon Tate i troje jej współlokatorów spędzili wieczór w meksykańskiej restauracji El Coyote, skąd następnie wrócili do domu. Frykowski zasnął na sofie w salonie; Tate leżała na piętrze w sypialni, w swoim łóżku, a Jay Sebring siedział przy niej. Rozmawiali. Folger była w swojej sypialni i czytała książkę. Jakiś czas wcześniej, w odległym o 30 kilometrów Spahn Ranch, czterech członków Family zostało wysłanych przez Mansona z zadaniem, by "dali jakiś wyraźny znak".