Suspensa dla Rydzyka. "To najgorsza z kar dla księdza"
"Zaprosiłem go do środka. Nawet nie usiadł. Był blady, wychudzony. Chodził od ściany do ściany i wyrzucał z siebie strzępy zdań. Wiedziałem, że w życiu tego człowieka wydarzyła się tragedia. Mówiłem mu: 'Tadziu, wszystko się ułoży'. A on krzyczał: 'Pożarłem się z nim! Jak mógł mnie tak potraktować!'. Chodziło mu o ewangelickiego pastora w Norymberdze, u którego znalazł schronienie. Nie mam pojęcia, o co się pożarli. Poprosił mnie, abym mu pomógł załatwić azyl polityczny. Spytałem: 'Tadziu, ale na jakiej podstawie?'. Tak jak teraz bełkocze kazania, tak wtedy coś wybełkotał, nie trzymało się to kupy. Mówił, że nie może wrócić do Polski, bo jest prześladowany z powodów politycznych. Potem opowiadał Niemcom, że się boi, że skończą z nim tak, jak skończyli z Popiełuszką. Prowincjał Andrzej Rębacz przysłał do mnie projekt suspensy dla Rydzyka - dokument, który zawiesza w czynności kapłańskich; to najgorsza z kar dla księdza.
Suspensa została wysłana Rydzykowi bez podpisu prowincjała i pieczęci, jako ostateczne ostrzeżenie. Oryginał miał zostać wręczony Rydzykowi w momencie, gdy prowincjał podejmie taką decyzję. Nawet gdyby Rydzyk został wtedy wykluczony ze zgromadzenia, to nic by to nie zmieniło. Wkrótce prowincjałem miał zostać przyjaciel Rydzyka - ojciec Leszek Gajda. On by go przywrócił na łono zgromadzenia. A wcześniej Rydzyk zrobiłby ferment, bo do suspensy by się nie zastosował.
Przy pomocy redemptorystów bawarskich i za zgodą ojca generała Rydzyk został umieszczony u sióstr zakonnych w Oberstaufen. Odprawiał siostrom msze, chodził na audycje do lokalnej rozgłośni o nazwie Radio Maria, które potem zostało zamknięte przez niemiecki Kościół, bo zagrażało jedności diecezji. W radiu było sporo antysemickich i ksenofobicznych wypowiedzi, uprawiało się politykę.
Siedział u zakonnic. Udawał, że jest chory i musi wypoczywać. Był tak chory, że zaczął zarabiać na wysyłaniu samochodów do Polski, do Torunia. Zakonnice dawały mu lewe zaświadczenia o darowiznach, żeby mógł uniknąć opłat celnych. A kiedy nie wysyłał samochodów, to organizował pielgrzymki do Medziugorie, mimo że do tej pory objawienia nie zostały uznane przez Kościół" - czytamy w reportażu.