"Byli sobie bezwzględnie oddani. Tej relacji nie pojmie nikt, kto nie ma brata bliźniaka"
"W dzieciństwie tata mówił na stryja Jarkacz. Tata był Lechkaczem" - zdradza Marta Kaczyńska. Lecha i Jarosława łączył specyficzny rodzaj więzi. Byli sobie bezwzględnie oddani. "Myślę, że tej relacji nie pojmie nikt, kto nie ma brata bliźniaka" - stwierdza. W wakacje mieli czas na długie rozmowy podczas spacerów w lesie, na co dzień częściej niż osobiście rozmawiali przez telefon.
"Tata był wobec stryja bardzo opiekuńczy, martwił się o niego, więc często dzwonił 'kontrolnie?, żeby zapytać, ot tak, po prostu, co słychać, czy wszystko w porządku. Przeważnie robił to późnym wieczorem, przed zaśnięciem" - ujawnia w rozmowie z Dorotą Łosiewicz. Bratanica prezesa PiS zaprzecza jakoby ich kontakty sprowadzały się do gorącej linii politycznej, regularnych konsultacji. "Ośrodek prezydencki był odrębny i niezależny od partii" - stwierdza.
Marta Kaczyńska została zapytana także o to, czy jej rodzice próbowali swatać stryja. Córka pary prezydenckiej nie przypomina sobie takiej sytuacji. Zdradza, że w młodości Jarosław Kaczyński był z kimś związany, ale później działalność polityczna pochłonęła go do tego stopnia, ze nie myślał o założeniu rodziny. "Wiem, że do dziś ma powodzenie. Czasem słyszę różne plotki i przekazuję je stryjowi, a on zawsze żartuje np. mówiąc, że 'jedna z pań rozbiła się pod domem w namiocie, a druga śpi na kanapie w salonie'. Stryj wybrał samotną drogę i tak zostanie. Nie jest to łatwe, zwłaszcza gdy straciło się najbliższą rodzinę. Ma jednak wielu przyjaciół i znajomych" - mówi.