"Już na nią czekali funkcjonariusze SB - prosto z lotniska trafiła do więzienia"
Od czasów studiów Macierewicz jest żonaty z Hanną - znają się od 47 lat, a małżeństwem są od 40 lat. Tak o niej mówi: "Daje mi poczucie bezpieczeństwa i pewności, że sprawy domowe toczą się dobrym torem. Dzięki Niej mam gdzie wrócić, mam swoje miejsce. Mamy odmienne zdania na wiele spraw, ale dzisiaj dyskusje wokół spornych tematów są spokojniejsze niż dawniej".
Zdradza, że żona nie znosi polityki, nie zajmuje się nią i nigdy się nią nie zajmowała. "Ale polityka Ją zawsze dopadała przez moje zaangażowanie i różne problemy i kłopoty. To na Hani - w zasadzie do 1989 r. - spoczywał ciężar utrzymania domu, bo ja przez politykę kilkakrotnie byłem wyrzucany z pracy" - przyznaje bez ogródek.
Przypomina też dramatyczną historię jej uwięzienia w stanie wojennym: "Jesienią 1981 r. Hania, która jest historykiem (tak jak i ja), jako współpracownica prof. Jerzego Łojka wyjechała do Londynu do Instytutu Sikorskiego. 13 grudnia dowiedziała się nie tylko, że w Polsce wprowadzono stan wojenny, ale również, że ja zostałem aresztowany. To nie była prawda. Trafiłem do więzienia dopiero 16 grudnia po zajęciu Stoczni Remontowej. 18 grudnia mimo próśb przyjaciół, pierwszym samolotem wróciła do Polski. Na miejscu czekali już na Nią funkcjonariusze SB i prosto z lotniska trafiła do więzienia w Olszynce Grochowskiej, a potem do Gołdapi. Spędziła tam ponad siedem miesięcy. Dramat polegał na tym, że w domu została nasza 4,5-letnia córeczka. Opiekę nad nią przez cały czas naszego internowania sprawowała moja starsza, niezawodna siostra Barbara. To jest cena, jaką Hania płaci za małżeństwo ze mną - nikt jej nigdy za te represje nie przeprosił. Niewiele osób w ogóle o tym wie i pamięta. A i dzisiaj, i w obecnej
sytuacji czasem nie jest Jej łatwo".
Macierewicz zdradza, że w latach 70., na początku małżeństwa, zajmował się domem, ponieważ żona pracowała, a on nie miał pracy. "Lubiłem przyrządzać różnorodne potrawy z kalmarów, które za Gierka były dość powszechnie dostępne. Podawałem je najczęściej zasmażane z ryżem. Na śniadanie omlety - w tym się specjalizowałem".
Antoni Macierewicz ma wnuka Franka i dwie wnuczki: Tosię i Miłkę. "Muszę się jednak z przykrością przyznać, że tak jak to było w dzieciństwie mojej córki, dzisiaj, na co dzień nie poświęcam wnukom wiele czasu. Ale przynajmniej raz-dwa razy w roku jeździmy razem w góry, na narty bądź na wędrówkę. I to jest wtedy nasz czas" - opowiada w "Alfabecie".