Praca za seks
W 2006 r. Kącki dotarł do b. radnej Samoobrony w łódzkim sejmiku i b. dyrektor biura poselskiego Łyżwińskiego, Aneta Krawczyk, która ujawniła, że otrzymała pracę w zamian za usługi seksualne świadczone Stanisławowi Łyżwińskiemu i Andrzejowi Lepperowi. Jego artykuł na ten temat opublikowany 6 grudnia w "Gazecie Wyborczej" zapoczątkował "seksaferę".
"Poszłam do pokoju z Andrzejem Lepperem, a po chwili przyszedł Łyżwiński. Był alkohol. Pili około pół godziny. - Wiedziała już pani, w jakim celu tam pojechała? - Oczywiście, domyślałam się. Wiedziałam, że to nie jest wycieczka krajoznawcza. - Gdy zostaliście już sami, to co mówił Andrzej Lepper? - Obiecywał. Miałam dostać pracę w biurze poselskim, jeśli się z nim prześpię. - Powiedział to wprost? - Tak. Praca za seks. - Zgodziła się pani? - Przewodniczący kazał mi iść pod prysznic. Siedziałam tam pół godziny i myślałam, co mam zrobić. Nie umyłam się i wróciłam do pokoju. Doszło do zbliżenia. Spędziliśmy w jego pokoju całą noc.
(...) Dwa dni później zostałam wicedyrektorem biura poselskiego Łyżwińskiego w Tomaszowie Mazowieckim. - Seks się skończył? - Nie. Aby utrzymać tę pracę, musiałam spać z Łyżwińskim. Do zbliżeń dochodziło, gdy przyjeżdżał co tydzień na dyżur poselski. - Gdzie to się odbywało? - Najczęściej w biurze. - A gdyby pani odmówiła? - Próbowałam. Gdy stawiałam opór, groził, że na moje miejsce są setki innych dziewczyn. Ja miałam dwójkę dzieci na utrzymaniu, a mąż się nami nie interesował. Mieszkałam w małym pokoiku u mamy. Chciałam normalnie żyć, wyrwać się z małego miasteczka, pracować. Środki na utrzymanie miałam żenujące, ciągle na jakiejś jałmużnie. Nie chciałam w sklepie odmawiać dziecku, gdy chciało jogurt. Dlatego uległam posłowi. - Czyli warunkiem pracy był seks? - Tak. W końcu nie mogłam na siebie patrzeć. Czułam się brudna. Gdy Łyżwiński miał przyjechać do biura, wymyślałam innym pracownikom jakieś obowiązki. Nie chciałam być sama. Liczyłam, że przy świadkach nie odważy się mnie dotykać".