"Nie ma dowodów na świadomą kolaborację Wałęsy z SB"
W sprawie rzekomej roli Lecha Wałęsy jako stałego i płatnego "agenta" Służb Bezpieczeństwa w latach 70. autor na podstawie swojej kilkuletniej pracy nad biografią i dokonanej w tym czasie analizy setek dokumentów stwierdza, że ani "naukowym", ani politycznym zwolennikom teorii świadomej kolaboracji Lecha Wałęsy z SB nie udało się do dziś przedstawić przekonujących dowodów. Jego zdaniem w ostatnich latach w Polsce teza o agenturalnej działalności Wałęsy nie jest już tak popularna.
Jak pisze, do dziś ostatecznie nie wyjaśniono, czy akta tajnych służb, którymi w 1992 r. minister spraw wewnętrznych Antoni Macierewicz posłużył się w celu sporządzenia listy rzekomych współpracowników Służby Bezpieczeństwa, zostały później zniszczone, a jeżeli tak, to czy zrobił to sam Wałęsa, czy tez odbyło się to na zlecenie jego współpracowników. Wałęsa, znajdujący się na czele owej dyletancko sporządzonej listy, zawsze odrzucał takie podejrzenia. Faktem jest jednak, jak pisze autor "Jak Lech Wałęsa przechytrzył komunistów", że akta te wielokrotnie wypożyczano kancelarii, co było zgodne z konstytucją. "Zdania historyków są podzielone. Sprawę tę będzie można wyjaśnić dopiero po udostępnieniu tych akt" - podsumowuje.