Adam Michnik: trzeba Wałęsie postawić pół litra za to, że zachował się jak człowiek
13 grudnia 1981 r. Lech Wałęsa został aresztowany i internowany, jednak jako przewodniczący "Solidarności" i jej symbol był przez rządzących traktowany specjalnie. Przetrzymywano go w różnych miejscach wokół Warszawy, ale mogła go tam odwiedzać rodzina i przedstawiciele episkopatu. Regularnie odwiedzali go wysłannicy gen. Jaruzelskiego, zwłaszcza minister ds. związków zawodowych Stanisław Ciosek, który usiłował nakłonić Wałęsę do współpracy z rządzącymi. Ten jednak pozostał nieugięty, mimo że targały nim liczne wątpliwości i zastanawiał się, czy przebywając w izolacji, jest w stanie cokolwiek zdziałać. W tym czasie oficjalna propaganda robiła wszystko, aby zdyskredytować Wałęsę w oczach opinii publicznej. Rozpowszechniano zwłaszcza pogłoski o tym, że w latach 70. pracował jako informator SB pod pseudonimem "Bolek". Nie brakowało wówczas osób, które nie wierzyły w ową nieugiętość, należał do nich Adam Michnik. Jacek Merkel, wpływowy działacz "S" wspominał: "Michnik mi powiedział, że był przekonany, że Wałęsa
zdradzi. Oni tak go oceniali. (...) Adam Michnik dopiero po jakimś czasie powiedział: 'Trzeba Wałęsie postawić pół litra za to, że zachował się jak człowiek. Za to, że stanął na poziomie. W momencie tak trudnym zachował się, jak powinien się zachować, i nie zostawił nas".
W "Jak Lech Wałęsa przechytrzył komunistów" Vetter pisze o pobycie przywódcy "Solidarności" w "komfortowym" areszcie izolacyjnym w Arłamowie. Sześciomiesięczny okres między 11 maja a 14 listopada 1982 r., dniem uwolnienia i powrotu Lecha Wałęsy do Gdańska, należały do najtrudniejszych okresów w jego życiu. Wałęsa opowiadał później, że jego pobyt w Arłamowie przypominał niekiedy - absurdalny ze względu na okoliczności - dziwny urlop, podczas którego piękno krajobrazu mógł podziwiać jedynie z okna. Serwowano mu tam jego ulubione dania, takie jak wątróbka czy węgorz. Lodówka w pokoju była zawsze pełna - znajdował się w niej nawet szampan. Od czasu do czasu spożywał posiłki wraz ze swoimi strażnikami. Otrzymał też do dyspozycji radio. Jego żona bardzo dobitnie opisała absurd komfortowej pojedynczej celi męża: "Ja na jego miejscu nie wytrzymałabym. Oni pisali raporty z każdej najmniejszej rozmowy z mężem. A faktem jest, że mąż musiał z nimi trochę rozmawiać, bo niemożliwe jest, żeby siedzieć miesiącami i nie
rozmawiać z ludźmi. Każdy pobyt mój z dziećmi burzył wielomiesięczny zastój psychiczny Lecha".