Tajemnice Lecha Wałęsy
Jak Lech Wałęsa przechytrzył komunistów...
Tajemnice Lecha Wałęsy! Prawda o współpracy z SB
"Pokonał drogę od robotnika w stoczni do przywódcy związkowego, laureata Nagrody Nobla i prezydenta kraju. Jego życiorys ma strony jasne i ciemne, zapisały się w nim chwile wielkie i mniej chwalebne. W sumie jednak działania pozytywne i zasługi dla kraju przeważają: uważa tak również większość Polaków; Wałęsa jest dla nich jednym z największych bohaterów dwudziestego wieku i, jak pokazują sondaże opinii publicznej, darzą go dużym zaufaniem" - tak pisze o Lechu Wałęsie Vetter.
Autor odnosi się do burzy medialnej, jaką wywołało ostatnie stwierdzenie Wałęsy, że posłowie homoseksualiści powinni zostać zesłani do ostatnich rzędów sejmowych ław. Czy ostatecznie pogrzebał nim swój autorytet? Zdaniem Vettera takie komentarze są niepoważne i stanowią jedynie odbicie krótkowzrocznej pogoni niektórych dziennikarzy za sensacją. Niemiecki korespondent przyznaje, że były prezydent nie błysnął mądrością, ale takiego Wałęsę znamy od lat. "Od dawna wiemy, że jest zaangażowanym katolikiem z odpowiednio ukształtowanym widzeniem świata. Faktem jest, że część polskiego społeczeństwa myśli podobnie jak on, nie mówiąc o polskim klerze. Poza tym wiadomo, że Wałęsa był zawsze człowiekiem 'szybkich opinii', które niejednokrotnie wyrządzały więcej szkody niż pożytku" - stwierdza.
(js)
Ojciec umarł jak miał dwa lata, w dziewiątkę mieszkali w dwupokojowej biednej chacie z glinianą podłogą
Reinhold Vetter przypomina dzieciństwo i młodość Wałęsy. Tuż przed wybuchem II wojny światowej ojca Lecha, Bolesława wcielono do wojska. Matka Wałęsy, Feliksa, musiała więc sama zadbać o całą rodzinę, choć miała do dyspozycji tylko małe gospodarstwo rolne. Kiedy załamała się polska obrona przeciwko przeważającym siłom Wehrmachtu, Bolesław Wałęsa wrócił na krótko do domu, aby wkrótce potem przyłączyć się do AK. Kilka tygodni po narodzinach Lecha jego ojciec został aresztowany i osadzony w niemieckim obozie pracy w Młyńcu. Większość aresztowanych mężczyzn pobito na śmierć w ciągu następnych kilku dni. Bolesław Wałęsa przeżył, mimo iż także poddano go torturom. Po pewnym czasie naziści wypuścili do domu tego wówczas już chorego i postarzałego w wyniku pobytu w obozie człowieka, aby wkrótce potem zatrudnić go jako robotnika niewykwalifikowanego przy budowie mostu. Bolesław Wałęsa zmarł w 1945 r., kiedy jego syn miał dopiero dwa lata. Rok później matka wyszła za mąż za brata zmarłego męża, Stanisława Wałęsę,
który w życiu Lecha miał przejąć rolę ojca.
Warunki życia rodziny Wałęsów w pierwszych latach powojennych były wyjątkowo ciężkie. Dwoje dorosłych i siedmioro dzieci mieszkało w dwóch pokojach w biednej chacie z glinianą podłogą. Ojczym najmował się u innych chłopów jako murarz, mechanik i kowal. Aby rodzina mogła wypożyczyć konia do jednodniowej pracy, najstarszy brat Lecha Wałęsy pracował na to przez cztery dni. Przy gospodarstwie pomagały wszystkie dzieci. Zarówno przed pójściem do szkoły, jak i po powrocie z niej wypędzały krowy na pastwisko, pasły gęsi i wykonywały niewielkie prace w domu. Ubrania otrzymywały od organizacji pomocy społecznej.
"Historia kariery politycznej Lecha Wałęsy była jednocześnie historią wielkiego cierpienia jego rodziny"
Danutę Mirosławę Gołoś, wówczas 19-letnią, Wałęsa poznał w Gdańsku krótko po wydarzeniach marcowych - 14 października 1968 r., rozmieniając w kwiaciarni pieniądze. Ślub wzięli 8 listopada 1969 r., Lech miał wtedy 26 lat. "Danuta, podobnie jak on, urodziła się w rolniczym regionie i marzyła o lepszym życiu w wielkim mieście. Oboje pochodzili z wielodzietnych rodzin i byli bardzo pobożnymi katolikami, dla których dzieci oznaczały błogosławieństwo. Obce było im pojęcie kontroli urodzeń" - pisze o małżeństwie Wałęsów Vetter. We wspomnieniach Wałęsa tak charakteryzował żonę: "Danka, podobnie jak ja, jest osobą religijną. O ile mi wiadomo, nigdy nie przeżyła większych załamań, tłumacząc to właśnie ufnością pokładaną w Bogu. Wiara po prostu oplotła jej codzienne życie. Oczywiście, niekiedy przeżywała też chwile zwątpienia, zawsze jednak dawała się przekonać, że damy sobie radę, że będzie lepiej".
O książce Danuty Wałęsy "Marzenia i tajemnice" niemiecki dziennikarz pisze, że z punktu widzenia poziomu zarówno publicystycznego, jak i faktograficznego nie stanowi wielkiego odkrycia. "Potwierdza jeszcze raz, że historia kariery politycznej Lecha Wałęsy była jednocześnie historią wielkiego cierpienia jego rodziny. A 'Marzenia i tajemnice' tylko podkreślają, że bez wsparcia żony Wałęsa nie byłby w stanie w takim stopniu podołać wyzwaniom swojej misji politycznej" - podkreśla.
"Wałęsa był duszą strajku"
Ostatnie wyznanie Henryki Krzywonos w rozmowie z "Wprost", że tak naprawdę strajkiem w Stoczni Gdańskiej kierował w 1980 r. Bogdan Borusewicz dla wielu było zaskoczeniem. W swojej książce Vetter twierdzi, że Wałęsa był lokomotywą tego strajku i jego duszą, ale nie zdawał sobie początkowo sprawy ze strategicznego znaczenia walki gdańskich stoczniowców, Borusewicz opowiadał, że zwątpił we własne siły i przestraszył się tak wielkiego zadania. "Jednak Wałęsa dzięki zdecydowanej postawie swoich towarzyszy walki szybko pojął własny błąd. Później to właśnie on wpadł na pomysł strajku solidarnościowego, w którym szczególnie istotna była stanowcza postawa gdańskich stoczniowców. Tym samym Wałęsa podjął się zadania, które Borusewicz i inni wyznaczyli mu jeszcze przed rozpoczęciem protestu. Stał się symbolem strajku i czołowym autorytetem robotników, dawał strajkującym siłę, determinację i nadzieję na zwycięstwo" - czytamy.
Borusewicz tak wspominał: "Zwłaszcza młodsi, gotowi do walki robotnicy, potrzebowali kogoś, kto miał już doświadczenie. (...) To musiał być robotnik, a nie intelektualista, jak ja, który nie pracował w stoczni. Rządzący wykorzystaliby to natychmiast do skompromitowania strajkujących. Nie mógł to być też inżynier, jak Andrzej Gwiazda". "Wałęsa potrafił wyczuć atmosferę i zwięźle ją podsumować, informował, pocieszał, dodawał odwagi, a niekiedy też prowokował. Potrafił przekonać robotników do swoich racji, ponieważ był jednym z nich; nie mówił do nich drewnianą mową-trawą funkcjonariuszy partyjnych" - pisze niemiecki dziennikarz.
Podczas trwającego prawie trzy tygodnie strajku w sierpniu 1980 r. Wałęsa w rekordowo krótkim czasie nauczył się wszystkiego, czego potrzebował przywódca robotniczy i związkowy: umiejętności organizacyjnych i zręcznego prowadzenia negocjacji, metod przekonywania strajkujących w całym kraju do swoich racji i wytrzymałości w obliczu taktycznych partnerów, polegającej na odwlekaniu rozmów i stosowaniu destrukcyjnych metod.
"To człowiek trudny, introwertyczny, obdarzony dużą samoświadomością i mocną wolą"
Lech Wałęsa, jak pisze Vetter, to człowiek trudny, introwertyczny, obdarzony dużą samoświadomością i mocną wolą. Nie ma zwyczaju zwierzania się z osobistych problemów, dlatego też krąg jego przyjaciół jest niewielki. "Zawsze gotowy wysłuchać innych i zastanowić się nad ich poglądami, z reguły trzyma się jednak tego, co sam obmyślił. Praca w zespole raczej nigdy nie stanowiła jego mocnej strony" - stwierdza. Napięcie i nerwowy tryb życia miały - i mają nadal - bezpośredni wpływ na język i sposób bycia byłego prezydenta. Wałęsa zazwyczaj mówi głośno i szybko, gestykuluje, niekiedy chwyta rozmówcę za ramię. Odpowiedzi na pytania, które uznaje za niewygodne, zaczyna zwykle od formuły "Ależ proszę pana, pan chyba żartuje".
Janina Paradowska, publicystka "Polityki" tak charakteryzuje Wałęsę: "Ma cechę, którą nazwałabym delikatnie 'nadmierną samodzielnością'. I z wiekiem to się pogłębia. To jest to mówienie 'ja'. Ta nieumiejętność - przy tym, że jest niekwestionowanym liderem - gry zespołowej. W okresie 'Solidarności' było to mniej widoczne, dlatego, że on był dla wszystkich punktem odniesienia i nikt nie znaczył tyle, co Wałęsa. Wszyscy się przy nim skupiali".
Adam Michnik: trzeba Wałęsie postawić pół litra za to, że zachował się jak człowiek
13 grudnia 1981 r. Lech Wałęsa został aresztowany i internowany, jednak jako przewodniczący "Solidarności" i jej symbol był przez rządzących traktowany specjalnie. Przetrzymywano go w różnych miejscach wokół Warszawy, ale mogła go tam odwiedzać rodzina i przedstawiciele episkopatu. Regularnie odwiedzali go wysłannicy gen. Jaruzelskiego, zwłaszcza minister ds. związków zawodowych Stanisław Ciosek, który usiłował nakłonić Wałęsę do współpracy z rządzącymi. Ten jednak pozostał nieugięty, mimo że targały nim liczne wątpliwości i zastanawiał się, czy przebywając w izolacji, jest w stanie cokolwiek zdziałać. W tym czasie oficjalna propaganda robiła wszystko, aby zdyskredytować Wałęsę w oczach opinii publicznej. Rozpowszechniano zwłaszcza pogłoski o tym, że w latach 70. pracował jako informator SB pod pseudonimem "Bolek". Nie brakowało wówczas osób, które nie wierzyły w ową nieugiętość, należał do nich Adam Michnik. Jacek Merkel, wpływowy działacz "S" wspominał: "Michnik mi powiedział, że był przekonany, że Wałęsa
zdradzi. Oni tak go oceniali. (...) Adam Michnik dopiero po jakimś czasie powiedział: 'Trzeba Wałęsie postawić pół litra za to, że zachował się jak człowiek. Za to, że stanął na poziomie. W momencie tak trudnym zachował się, jak powinien się zachować, i nie zostawił nas".
W "Jak Lech Wałęsa przechytrzył komunistów" Vetter pisze o pobycie przywódcy "Solidarności" w "komfortowym" areszcie izolacyjnym w Arłamowie. Sześciomiesięczny okres między 11 maja a 14 listopada 1982 r., dniem uwolnienia i powrotu Lecha Wałęsy do Gdańska, należały do najtrudniejszych okresów w jego życiu. Wałęsa opowiadał później, że jego pobyt w Arłamowie przypominał niekiedy - absurdalny ze względu na okoliczności - dziwny urlop, podczas którego piękno krajobrazu mógł podziwiać jedynie z okna. Serwowano mu tam jego ulubione dania, takie jak wątróbka czy węgorz. Lodówka w pokoju była zawsze pełna - znajdował się w niej nawet szampan. Od czasu do czasu spożywał posiłki wraz ze swoimi strażnikami. Otrzymał też do dyspozycji radio. Jego żona bardzo dobitnie opisała absurd komfortowej pojedynczej celi męża: "Ja na jego miejscu nie wytrzymałabym. Oni pisali raporty z każdej najmniejszej rozmowy z mężem. A faktem jest, że mąż musiał z nimi trochę rozmawiać, bo niemożliwe jest, żeby siedzieć miesiącami i nie
rozmawiać z ludźmi. Każdy pobyt mój z dziećmi burzył wielomiesięczny zastój psychiczny Lecha".
"Nie ma dowodów na świadomą kolaborację Wałęsy z SB"
W sprawie rzekomej roli Lecha Wałęsy jako stałego i płatnego "agenta" Służb Bezpieczeństwa w latach 70. autor na podstawie swojej kilkuletniej pracy nad biografią i dokonanej w tym czasie analizy setek dokumentów stwierdza, że ani "naukowym", ani politycznym zwolennikom teorii świadomej kolaboracji Lecha Wałęsy z SB nie udało się do dziś przedstawić przekonujących dowodów. Jego zdaniem w ostatnich latach w Polsce teza o agenturalnej działalności Wałęsy nie jest już tak popularna.
Jak pisze, do dziś ostatecznie nie wyjaśniono, czy akta tajnych służb, którymi w 1992 r. minister spraw wewnętrznych Antoni Macierewicz posłużył się w celu sporządzenia listy rzekomych współpracowników Służby Bezpieczeństwa, zostały później zniszczone, a jeżeli tak, to czy zrobił to sam Wałęsa, czy tez odbyło się to na zlecenie jego współpracowników. Wałęsa, znajdujący się na czele owej dyletancko sporządzonej listy, zawsze odrzucał takie podejrzenia. Faktem jest jednak, jak pisze autor "Jak Lech Wałęsa przechytrzył komunistów", że akta te wielokrotnie wypożyczano kancelarii, co było zgodne z konstytucją. "Zdania historyków są podzielone. Sprawę tę będzie można wyjaśnić dopiero po udostępnieniu tych akt" - podsumowuje.
"Prawdą jest, że z tego starcia nie wyszedłem zupełnie czysty"
Autor opisuje ustalenia historyków, takich jak Andrzej Friszke, którzy szczegółowo zajmują się życiorysem Wałęsy i uważają, że najpóźniej w styczniu 1971 r. w siedzibie SB w Gdańsku założone zostały akta pod kryptonimem "Bolek", które od tego czasu stały się powodem wielu podejrzeń o działalność agenturalną Wałęsy, a nawet wysuwania bezpośrednich oskarżeń. Wałęsa często opowiadał o swoich przesłuchaniach i rozmowach z funkcjonariuszami SB, przyznał się też do złożenia kilku podpisów. Nie dowodziło to jednak zgody Wałęsy na współpracę. Sam opisywał to następująco: "Prawdą jest, że rozmowy były. (...) I prawdą jest też, że z tego starcia nie wyszedłem zupełnie czysty. Postawili warunek: podpis! I wtedy podpisałem. Jedenaście lat później, w stanie wojennym w latach 1981 i 1982, była to praktyka powszechnie proponowana prawie wszystkim internowanym. Ale wiedziałem już, jak to jest. Taki papier podpisany przez wychodzącego na wolność nazywano 'lojalką'. I w ten sposób podpisałem 'lojalkę'. Jeśli więc to ma być
dowód mojej agenturalności, to bardzo proszę, niech będzie" (Lech Wałęsa, "Moja III RP").
Vetter pisze też o ostrej debacie na ten temat, jaka rozgorzała po opublikowaniu książki dwóch młodych historyków: Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka "SB a Lech Wałęsa". "Ponieśli klęskę, ponieważ ich książka przypominała raczej prokuratorski akt oskarżenia niż poważną pracę napisaną przez odpowiedzialnych naukowców" - ocenia. Dziennikarz stwierdza, że Cenckiewicz i Gontarczyk wydali na Wałęsę wyrok skazujący, zanim w ogóle przeanalizowali obciążające dowody. "Lista popełnionych przez nich błędów fachowych i metodologicznych jest długa. Nie podają na przykład prawie żadnych informacji, które z dokumentów SB zostały sfałszowane i w stosunku do których zachodzi podejrzenie fałszerstwa. Często posługują się kopiami a nie oryginałami. Cytują również dokumenty, nie ujawniając ich politycznego kontekstu - co jest jednym z podstawowych zadań historyka" - wymienia. Postępując w ten sposób z łatwością mogli więc, w jego opinii, sformułować "teorię wznoszącej się linii", według której strajk w Gdańsku w
sierpniu 1980 r. był z góry ukartowany, a Okrągły Stół wiosną 1989 r. okazał się zdradą, zręcznie zainscenizowaną przez Wałęsę, już od lat 70. rzekomego agenta SB.
"Był politycznym cwaniakiem, stosował takie same gierki i triki jak komuniści"
Wałęsa, jak ocenia Vetter, po 1990 r. nie potrafił się przez długi czas oswoić z demokratyczno-parlamentarnymi procedurami nowego ustroju. Jego polityka jako prezydenta kraju kojarzona jest przede wszystkim z tzw. falandyzacją prawa. Mimo to, zdaniem niemieckiego dziennikarza błędem byłoby zaszufladkowanie prezydenta Lecha Wałęsy jako antydemokraty czy też despoty. Całościowa ocena jego kariery prowadzi do wniosku, że był on raczej człowiekiem okresu przejściowego niż nowych czasów.
"Wałęsę uformowały czasy komunizmu. Niezależnie od szacunku dla jego osoby pozwolę sobie na uwagę, iż w pewnym stopniu Wałęsa przypomina swoich politycznych komunistycznych przeciwników. Podobnie jak wielu z nich, był zawsze politycznym cwaniakiem, stosował niekiedy takie same gierki, triki i prowokacje. Być może dlatego właśnie ich pokonał - po prostu dobrze znał ich metody i przechytrzył ich" - stwierdza Reinhold Vetter.
"Prezydentura była ostatnią ofiarą, jaką Wałęsa poniósł dla swojego kraju"
"Prezydentura była ostatnią ofiarą, jaką Wałęsa poniósł dla swojego kraju. Przypłacił za nią zejściem ze sceny wielkiej polityki, na którą po 1995 r. przestał już mieć wpływ" - stwierdza Reinhold Vetter. Jako prezydent Wałęsa "zakochał się" w uprawianiu polityki zagranicznej. Podczas licznych podróży dał się poznać jako raczej niekonwencjonalna głowa państwa: wielokrotnie łamał zasady protokolarne, a gdy dochodził do wniosku, że międzynarodowe ambicje jego kraju nie są w sposób odpowiedni respektowane, bez ogródek sygnalizował to swoim gospodarzom.
Z dużym trudem zniósł porażkę, jaką poniósł wtedy w starciu z Aleksandrem Kwaśniewskim. Powodów klęski było kilka. On sam przyznał później, że w obu decydujących debatach telewizyjnych nie wypadł zbyt dobrze i że brakowało mu energicznej kampanii wyborczej, poza tym części społeczeństwa nie odpowiadała zapewne demonstracyjna pewność siebie Wałęsy i pokaz posiadanej przez niego władzy. Negatywny wpływ na wynik wyborczy dotychczasowego prezydenta mogła mieć też kontrowersyjna polityka personalna uprawiana przez jego kancelarię.
Wałęsie udało się wywołać spore zamieszanie, kiedy 2 kwietnia 1996 r. pojawił się o szóstej rano w Stoczni Gdańskiej, aby powrócić do pracy jako elektryk. Twierdził, że jego decyzja wynikała z konieczności utrzymania rodziny, ponieważ parlament nie uregulował kwestii emerytur dla byłych prezydentów kraju. Wkrótce jednak prezydent Kwaśniewski doprowadził do rozwiązania tej sprawy i Wałęsa mógł poświęcić się swojej ulubionej aktywności.
(js)