Mit o nadmiernym piciu
Janusz Kaczmarek pod koniec 2009 r. opowiadał autorom książki o wieczornych spotkaniach u prezydenta przy winie. "Bywało tak, że wchodziłem do prezydenta, a napoczęta w czasie wcześniejszego spotkania butelka już stała na stole. Kilka razy przyjeżdżałem wieczorem, żeby załatwić jakieś konkretne sprawy. Ale kończyło się na winie i rozmowach. Trzeba wiedzieć, że w bezpośrednim kontakcie Lech Kaczyński jest ciepłą, serdeczną osobą, która w dłuższej rozmowie wpada w profesorski ton" - mówił.
Reszka i Majewski zwracają uwagę, że prezydent ubóstwiał pogawędki, był mistrzem wielominutowych dygresji i szczególarzem. "Potrafi na spotkaniu z mało znanym sportowcem wypalić: 'Pamiętam pana bieg na mistrzostwach świata w 1976. Zajął pan czwarte miejsce z wynikiem 3,56'" - czytamy.
Ta skłonność do gawędzenia przy czerwonym winie ściągnęła jednak na Kaczyńskiego ataki ze strony politycznych przeciwników. Zdaniem dziennikarzy Kaczyński zbierał cięgi, chociaż nigdy w żadnej sytuacji nie został złapany na nadużywaniu trunków i nie nadszarpnął powagi urzędu prezydenckiego. Znacznie łagodniej traktowano zawsze słabości Aleksandra Kwaśniewskiego, który pił, owijał się flagą, próbował wsiadać do bagażnika swojej limuzyny.
"Wieczór przy winie i rozmowy to dla Lecha sposób na zdjęcie stresów, ale on nie ma problemów z alkoholem. Niewiele osób wie też, że prezydent ma niezwykle mocną głowę" - opowiadał w połowie kadencji współpracownik prezydenta. "Mit o nadmiernym piciu - opisywała Elżbieta Jakubiak - może brać się z gościnności Lecha. Jak wpadasz do niego, to zawsze cię zapyta, czy nie chcesz kanapki, herbaty, może wina. Tak było u Kaczyńskich w prywatnym mieszkaniu i tak samo potem, w Pałacu". Prezydent chciał być po prostu dobrym gospodarzem.