"Panowie, uciekam, bo Marylka wzywa!"
Siedzenia po nocach nie lubiła pani prezydentowa. Jedna z osób bliskich Lechowi Kaczyńskiemu opisywała Majewskiemu i Reszce taką scenę: "Gdy robi się bardzo późno, na dół schodzi małżonka prezydenta. (...) Potem pani Maria zaczyna rugać prezydenta, że jej nie odwiedził przez cały dzień: 'Na kolana. Dziś na dwa!'. 'Tak przy wszystkich?'. 'Tak, niech się uczą dobrych zachowań'. W końcu pani Maria zabiera męża na górę: 'Już idę, babusiu', odpowiada potulnie prezydent".
Innym razem, jak czytamy: "Nagle zadzwoniła stara Nokia pana prezydenta. Okazało się, że to małżonka przywołuje głowę państwa do porządku. Kaczyński odłożył aparat i rzucił: 'Panowie, uciekam, bo Marylka wzywa!'. Dosłownie w kilka sekund zwinął się ze swojego gabinetu, zostawiając zaskoczonych gości za stołem".
Na Marię Kaczyńską prezydent mógł zawsze liczyć, przede wszystkim po kobiecemu dbała o prezydenta: "Bo w niektórych sprawach Lech Kaczyński był bezradny. Gdyby nie został przypilnowany, mógłby pójść na ważne spotkanie w dwóch różnych skarpetkach. Kaczyński, podobnie jak brat, nie dbał o takie detale i nie miał do nich głowy. Internet pełen jest zdjęć Marii Kaczyńskiej, która w trakcie publicznych uroczystości poprawia mężowi koszulę, marynarkę lub krawat. Zresztą nigdy krawata prezydent nie nauczył się wiązać, robiła to jego żona. Na wszelki wypadek Lech Kaczyński miał kilka zawiązanych krawatów w szafie. Jego współpracownicy nieraz byli świadkami, jak zakłada krawat przez głowę" - czytamy w "Daleko od Wawelu".
Między prezydentem a jego małżonką była ogromna różnica upodobań. Prezydentowa, inaczej niż Lech Kaczyński, bardzo lubiła oficjalne wizyty, spotkania z koronowanymi głowami. Robert Draba opowiadał, że Maria Kaczyńska uwielbiała podróże i znała języki. Minister był świadkiem, jak rozmawiała w Meksyku z Polonusami biegłym hiszpańskim. Do tego świetnie radziła sobie po angielsku, dogadywała się po francusku. "Była autentyczna, elegancka i miała dobry gust" - podsumowują Reszka i Majewski.