Nie cierpiał dworskiej etykiety i ceremoniałów
Prezydent nie cierpiał dworskiej etykiety, zresztą w przeciwieństwie do swej małżonki. Jego niechęć do ceremoniału dobrze obrazuje anegdota, którą opowiedział Majewskiemu i Reszce w 2009 r. prezydencki minister Witold Waszczykowski: "Pan prezydent nie lubi spotkań z ambasadorami. Precyzyjniej należałoby powiedzieć, że nie lubi dochodzenia do tych rozmów, ale kiedy spotkania w końcu zostają umówione, sprawy wyglądają inaczej. I tak, pan prezydent przyjmuje ambasadora kompletnie nieważnego państwa X. I rozmowa ze standardowych 10 minut rozciąga się do 40. Pan prezydent gawędzi, przypominają mu się jakieś polonica, spotkane kiedyś osoby z państwa X albo gazetowe teksty na temat tego kraju. Ambasador kompletnie nieważnego państwa wychodzi z takiego spotkania oszołomiony: 'Wow! Tyle o nas wie, czterdzieści minut opowiadał!'".
W osobistych kontaktach ze współpracownikami i znajomymi Kaczyński nie celebrował urzędu. Tę cechę byłego szefa chwaliła Elżbieta Jakubiak: "Mnie to złościło, że wszyscy na około mówią do niego per 'Leszku'. Jak tak można? Ja mówię do niego: 'Panie prezydencie', a on: 'Ty znowu to samo? Zerwę z tobą wszelkie kontakty, zobaczysz!', groził mi półżartem".