Uwielbiał wyprawy do Juraty
"Nawet w swojej ulubionej rezydencji na Helu nie jest odprężony. Zamiast dać sobie spokój, potrafi przez pół wieczoru rozmawiać z różnymi ludźmi o kretyńskiej wypowiedzi jakiegoś polityka, którą zobaczył na ekranie telewizora. Sprawa ma trzeciorzędne znaczenie, jest weekendowy wieczór, a on się wścieka, zamiast odpocząć. To nie pozostaje obojętne dla zdrowia" - mówił o Lechu Kaczyńskim prezydencki minister na początku 2010 r.
Wyprawy na Hel były dla Lecha Kaczyńskiego zbawieniem, na półwyspie prezydent spacerował i jeździł rowerem. Nad morze wylatywał w piątek po południu, a wracał w niedzielę. Bywało, że prezydent kursował na trasie Warszawa-Hel częściej niż raz w tygodniu". "Fakt" podliczył, że od listopada 2007 do czerwca 2009 r. prezydent latał nad Bałtyk 141 razy.
Bywała tam również mama prezydenta, ale podczas jednej z wizyt jej miastowy kot złapał alergię i to zniechęciło Jadwigę Kaczyńską do rezydencji. Poza tym dla 83-letniej pani podróż na Hel była zbyt męcząca. Dlatego matka braci na odpoczynek chętniej wybierała podwarszawski Promnik. Za to brat prezydenta na Hel jeździł chętnie. Prezes PiS-u dostawał do dyspozycji oddzielną willę nazywaną w otoczeniu braci "premierówką". W wakacje 2007 r. Jarosław Kaczyński szalał nawet na skuterze wodnym po Zatoce Puckiej, co ujawnił kiedyś jego były rzecznik Jan Dziedziczak.
"Lech Kaczyński wiele lat spędził na Wybrzeżu, znał te okolice, miał w Trójmieście wielu znajomych. Prędko więc zapałał sympatią do Mewy. Willa prezydencka gabarytami przypomina rodzinny segment na Żoliborzu, a nie monumentalny Pałac" - mówił Jan Ołdakowski, poseł PiS-u.