"Miałem satysfakcję - gdziekolwiek bym się nie pojawił, to moja żona była obiektem różnego rodzaju westchnień"
Kiedy Jaruzelski na trzy lata wyjechał do Szczecina, para korespondowała, a Barbara odwiedzała przyszłego męża na różne uroczystości w dywizji, na przykład na sylwestra. "Gdy wróciłem, doszedłem do wniosku, że trzeba ten związek sfinalizować. Mama była mi już wtedy bliska. Nie wiem, na ile była to wtedy miłość głęboka i przemyślana, ale z pewnością było zauroczenie i świadomość, że jako żona wstydu mi nie przyniesie" - opowiada.
Generał był zawsze dumny z urody żony - była kobietą, którą można pochwalić się przed kolegami, za którą mężczyźni oglądali się na ulicy. "To też miało znaczenie. Gdziekolwiek potem wyjeżdżaliśmy za granicę, mama wszędzie robiła furorę. Urodą, zachowaniem i znajomością języków. Pamiętam, jak z hiszpańską królową Zofią terkotały po niemiecku. Żona Willy'ego Brandta na pytanie, co na niej zrobiło największe wrażenie w Polsce, odpowiedziała: 'Frau Jaruzelska!'. Miałem satysfakcję - gdziekolwiek bym się nie pojawił, to moja żona była obiektem różnego rodzaju westchnień".
Jak zdradza Barbara Jaruzelska mąż nigdy nie powiedział jej, że ją kocha. Aż do pewnej nocy, kiedy miał wrażenie, że umiera. "Zaczął powtarzać: 'Odchodzę, Basiu, odchodzę'. Złapałam go za ręce, on nawet nie miał siły ściskać, cały drżał. A ja w sposób bardzo egoistyczny, ponieważ on zawsze był bardzo małomówny i powściągliwy, zapytałam: 'Ty teraz odchodzisz, ale czy za życia kiedykolwiek mnie kochałeś?'. I on zupełnie takim złamanym głosem powiedział: 'Bardzo...'. I ja na chwilę oniemiałam, a on powtórzył: 'Bardzo...'. I w takiej chwili, gdy on umiera, staje się to straszne. Bo w takim momencie, kiedy powinno się wołać pomoc, reanimować... Bo w takim momencie, jak on odchodzi po pięćdziesięciu kilku latach małżeństwa, ja się dowiaduję, że on mnie kochał" - wyjawia.