"Myślałam, że oficerowie to półanalfabeci, Wojtek był zupełnie inny"
Jaruzelscy nie byli także "kulinarnie" dopasowani. "W restauracji bywało śmiesznie, kiedy podawali kartę. Ja jestem raczej mięsożerna i lubiłam befsztyki dobrze wysmażone, a Wojtek nie lubi mięsa. Jako jarosz zamawiał zawsze coś słodkiego. I gdy kelner niósł na tacy piękną melbę i stawiał przede mną, to ja ostentacyjnie podsuwałam pułkownikowi, a sama czekałam na befsztyk" - opowiada żona generała.
Opisuje się też jak pewnego razu wybrali się z przyszłym mężem na wycieczkę samochodem. "Dojechaliśmy do Góry Kalwarii, no i zobaczyliśmy, że na Wiśle niewielkie wysepki są porośnięte łozą. Ale po to, żeby zejść w dół na brzeg rzeki, trzeba było przejść od samochodu przez taki pas skoszonego zboża. Przez rżysko. A schodziliśmy bez butów. Wojtek mówi: 'Ja przez to nie przejdę'. Ja mówię: 'Jak to nie przejdziesz?'. 'No nie przejdę, bo nie przejdę'. To ja pokazuję, jak najlepiej iść. Wyjęłam ręcznik, zwinęłam w rulon, żeby po tym rulonie. Też nie chciał. Położyłam koc złożony. Znowu nie chciał. A słońce coraz mocniej świeci i ja się chcę opalać. To w końcu wkurzyłam się, podbiegłam do niego, złapałam na barana i przeniosłam przez te kilka metrów. Gniewał się przez tydzień na mnie. Nie odzywał się" - wspomina.
Dlaczego Barbara zdecydowała się za niego wyjść? "Bo się szalenie wyróżniał. W tamtych czasach mówiło się: 'Nie matura, lecz chęć szczera zrobi z ciebie oficera'. Też miałam takie przekonanie: że każdy z tych oficerów to rzeczywiście taki półanalfabeta prawie. A tu się okazało - bardzo oczytany, bardzo kulturalny, dobrze wychowany. Czasami nawet irytująco ugrzeczniony. Ale lepsze to niż prostactwo. No i zaczął mi się podobać. Zakochaliśmy się w sobie. Z tym że jeśli chodzi o romanse, to ja preferuję je później, a nie wcześniej. To znaczy, że nie uznaję romansu dla samego romansowania. Takie amory pour la chec to nie dla mnie. Jeżeli związek, to poważny, małżeństwo" - stwierdza.