Ze Szczecina do Warszawy
Niedługo po urodzeniu dziecka Czesia zostawiła rodzinę. Pojechała do Szczecina w poszukiwaniu lepszego życia. Zdała egzamin do liceum muzycznego. "Poszłam na żywioł. Miałam ostatnią pensję mojego męża, dostałam stypendium w szkole, pojechałam tam, żeby nikt mnie nie znalazł. Byłam bardzo szczęśliwa" - mówiła po latach artystka w programie "Ibisekcja". Mąż próbował interweniować, napisał list do dyrektora. Bezskutecznie.
Piotr - jak relacjonuje Krysia, koleżanka Czesi - przychodził z kwiatami na stację kolejową licząc, że któregoś dnia żona wróci. Po pewnym czasie odszedł z wojska i przeniósł się do Wrocławia. Tam założył nową rodzinę, miał dwójkę dzieci.
Po roku nauki w Szczecinie, Czesia przeniosła się do Wrocławia by, jak mówi, częściej odwiedzać syna i rodziców. We Wrocławiu też nie zabawiła długo (skończyła drugą klasę i rozpoczęła trzecią), wyruszyła na podbój Warszawy. Jej nietuzinkowy głos - cztery oktawy lirycznego sopranu koloraturowego - zachwycił. Za szlifowanie diamentu wzięła się prof. Eugenia Klopek-Falkowska, którą przyszła gwiazda darzyła ogromnym szacunkiem.
Gospodarek uczyła się także gry na skrzypcach, fortepianie i... puzonie. To właśnie profesor uczący ją grać na instrumencie dętym, po długich namowach licealistki, zabrał ją na nagrania do Polskiego Radia. Michalewicz i Danilewicz dotarli do profesora, o którym opowiadała w wywiadach Violetta Villas. Pankracy Zdzitowiecki - a nie - jak błędnie przedstawiała go Villas - Szczytowiecki, opowiedział dziennikarzom, skąd wziął się pseudonim sceniczny gwiazdy.